To zdarzyło się kiedyś na nieuczęszczanym dukcie w podbździochowskim lesie. Niby dukt był nieuczęszczany, a jednak pojawiła się na nim jadąca na rowerze mieszkanka sąsiedniej wsi, Turoniowych Dołów. I gdy tak sobie jechała, nagle zobaczyła na swej drodze szarżującego w jej stronę niedźwiedzia. Przerażona zeskoczyła z roweru i zaczęła uciekać. Po chwili obejrzała się, aby sprawdzić, czy wystarczająco oddaliła się od niebezpieczeństwa. Lecz to co zobaczyła, wprawiło ją w niebotyczne zdumienie. Ba, można nawet powiedzieć, że zbaraniała na ten widok. Otóż niedźwiedź zaniechał gonitwy, wsiadł na porzucony rower i najzwyczajniej odjechał. Można by pomyśleć, że kobieta postradała zmysły, a to co widziała, było wykwitem jej wyobraźni. Ale nie, bo na drodze pojawił się również myśliwy, który przyglądał się temu dziwnemu cykliście z rozdziawioną gębą i bełkotał coś po niemiecku. Posądzanie więc obojga o przywidzenia byłoby nietaktem.
Kilka dni wcześniej w Bździochowskim Kole Łowieckim „Strzał na komorę” odbyła się narada. Łamano sobie głowę nad tym, jak poprawić finanse koła, bo dawno już minęły czasy prosperity. Gdy zabrakło pomysłów i wszyscy zebrani opuścili nosy na kwintę, odezwał się honorowy (z racji wieku i stażu) członek koła, Starszy Łowczy Rogaś Turzyca. Oświadczył, że ma świetny pomysł, po prostu strzał w dziesiątkę, i dlatego warto zaprosić na polowanie zagranicznego myśliwego. Będzie naprawdę atrakcyjnie. I wpadnie do kasy trochę dewiz. Ponieważ pomysł miał być genialny, nie wypominano łowczemu wcześniejszych niefartów obniżających pozycję koła w rankingu ogólnokrajowym. Zaufano mu i w ciemno zaproszono myśliwego z zaprzyjaźnieonego koła łowieckiego w Dreźnie.
Starszy Łowczy Turzyca wpadł na ten, jak uważał, genialny pomysł, gdyż przypomniał sobie, jak to emerytowany dyrektor cyrku „Wygib Animals”, Alifons Polatajło, skarżył się przy piwie, że nie wie, co zrobić ze starym cyrkowym niedźwiedziem, który już swoje na arenie wysłużył, i chyba będzie musiał go uśpić. Starszy Łowczy zadzwonił więc do dyrektora i namówił go, żeby podarował niedźwiedzia ich kołu łowieckiemu. Na tym właśnie zasadzał się geniusz jego pomysłu. Po co usypiać, skoro można odstrzelić. Na jedno wyjdzie, a przy okazji trochę zarobią. W umówionym dniu niedźwiedź został wypuszczony do lasu, a dewizowy myśliwy ruszył jego tropem.
Wszystko potoczyłoby się zgodnie z planem, gdyby nie ów przypadek z kobietą na rowerze. Niedźwiedź nie zapomniał jeszcze cyrkowych sztuczek i widząc rower, wsiadł na niego i pojechał. Myśliwy zaś tak się zapatrzył w cudaczne zwierzę, że zapomniał, po co przyjechał.
Historia ta ma szczęśliwe i nieszczęśliwe zakończenie. Szczęśliwe, bo niedźwiedź uszedł, a raczej odjechał z życiem, nieszczęśliwe, bo niedźwiedź cudownie ocaliwszy życie, odnalazł drogę powrotną do cyrku, wprawiając emerytowanego dyrektora Alifonsa Polatajłę w chroniczny rozstrój nerwowy.
cdn…