Bździochy,
cała Bździochowa Dolina oraz bliższa i dalsza okolica zostały zelektryzowane
wiadomością o podsłuchach dokonanych w restauracji Pod Upadłym Aniołem. Rzecz była o tyle bulwersująca, że bohaterami
nagrań byli znamienici bździochowscy dygnitarze i dyplomaci. Już od pierwszego
dnia, kiedy owe nagrania ujrzały światło dzienne (choć powstały głęboką nocą),
spotkały się z ogromnym zainteresowaniem wszystkich mieszkańców, od
najważniejszych we wsi osób należących do lokalnych władz, które jasno zdały sobie
sprawę z tego, że chodzi o ich przyszłość, do – co tu kryć – nawet
przedszkolaków, bo konsekwencje wynikające z tego faktu miały dotyczyć także i
najmłodszych bździochowian. Oraz, o dziwo, psów. O ich przyszłość też chodziło, choć one same nie do
końca były tego świadome. Wszędzie wrzało i iskrzyło. Praktycznie nie było
ważniejszego tematu w jakiejkolwiek przez kogokolwiek prowadzonej rozmowie. Od
dnia, w którym zostały ujawnione, wszystko obracało się wokół opublikowanego
nagrania. Co gorsze, ruszyła lawinowa fala podsłuchów. Podsłuchiwał każdy
każdego i w każdych okolicznościach. Ludzie podsłuchiwali nawet siebie samych. Sytuacja wyraźnie wymykała się spod
kontroli, szczególnie, że pojawiły się nagrania rozmów, które się jeszcze nie
odbyły. Oczywiste się stało, że dopóki sprawa nie zostanie wyjaśniona, spokoju
nie będzie. Tymczasem New Bździoch Times,
który materiał opublikował, zapowiedział, że będzie ciąg dalszy, co znacząco
podbiło bębenek nastrojów wśród mieszkańców. A zwłaszcza wśród bohaterów
nagrań. Pozostałe gazety, z Super
Bździochpressem na czele, też nie zamierzały milczeć. Należało coś z tym
zrobić i „połknąć tę żabę, którą się nawarzyło”, jak określił to zatrudniony w New Bździocherze humorysta Trycjan
Paszkwilko.
Odpowiednie służby wszczęły śledztwo, aby
wyjaśnić, o co chodziło nagranym rozmówcom, a nade wszystko, aby dojść do tego,
kto się dopuścił, ba, kto się odważył nagrywać najważniejsze w Bździochach
osobistości. A nade wszystko chodziło o to, aby dotrzeć do źródła. I, być może, je wysuszyć. Tzw. organa dochodzeniowo-śledcze w poczuciu dobrze pełnionego
obowiązku poszły na całość i po brawurowych akcjach prowokacji, przeszukań i
przesłuchań, narażając się na rany cięte, rżnięte i szarpane, a także na siniaki oraz inwektywy,
idąc po przysłowiowej nitce do kłębka, odkryły prawdę.
Prawda była tak szokująca, że aż trudno
było w nią uwierzyć. Sprawcą nagrań okazała się obywatelka Bździochów, niejaka
V.W. (dla dobra śledztwa nie ujawniono jej prawdziwych personaliów) – dwuletnia
dziewczynka, która wraz z całą rodziną była w restauracji Pod Upadłym Aniołem na uroczystości okolicznościowej. Znudzona V.W.
baraszkowała pod stołem i tam znalazła coś, co wydało jej się ładną zabaweczką.
Ale ponieważ przyciskanie guziczków nic nie dało, V.W. wsunęła to coś w szparę
przy nodze stołu i zapomniała o tym. Tą zabaweczką okazał się odtwarzacz MP-3 z
funkcją nagrywania. Przypadkowe wciśnięcia guziczków włączyły urządzenie na
nagrywanie. Tym sposobem zarejestrowane zostały dygnitarskie rozmowy, które
miały miejsce w tym właśnie miejscu kilka godzin później. Jeden z uczestników
kolacji był z psem imieniem A. (imienia psa nie ujawniono ze względów jw.),
który wywęszył coś pod stołem. Był to wspomniany odtwarzacz MP-3. A. bawił się
nim (stąd niektóre fragmenty rozmów były później nie dość wyraźnie słyszalne),
a potem niósł go w pysku i upuścił niezauważenie – całkiem przypadkiem – pod
redakcją New Bździoch Timesa, kędy
wiodła droga powrotna do domu jego właściciela.
W
tej sytuacji nie mogło się obyć bez zabrania głosu przez sołtysa Miętosia. I
Miętoś głos zabrał. Z początku próbowano odsądzić go od czci i wiary za to, że
stanął w obronie członków, jak by nie było, władz – bohaterów nagrań. Z czasem
jednak dojrzano dalekowzroczność przemyśleń popularnego sołtysa i całe
Bździochy stanęły za nim murem. Negatywni bohaterowie, jak o nich z początku
myślano, zostali bohaterami pozytywnymi, a ich powiedzenia weszły do kanonów
poprawnej i kulturalnej konwersacji. Cytowano ich na każdym kroku, a nawet
padła propozycja, aby co celniejsze ustępy
wypowiedzi bezzwłocznie zamieścić w podręcznikach szkolnych. I
byłoby się tak stało, gdyby nie stanął na przeszkodzie zawiły cykl wydawniczy
podręczników.
W
tym miejscu warto przytoczyć fragmenty rozmów, które na długi czas zaprzątnęły
głowy mieszkańcom i wytrąciły ich z utartego rytmu codziennych obowiązków.
Proponuję, aby dzieci i młodzież, które akurat to czytają, skończyły lekturę w
tym miejscu i poczekały, aż odpowiednie cytaty znajdą się w podręcznikach. A
oto już wybrane fragmenty fragmentów nagranych rozmów:
–
O upadła jego mamusia!
–
Co ten narząd męski sobie wyobraża?!
–
Coitus go poniżej krzyża.
–
Niech wycoitus z Bździochów.
– Wacek ci w hymen.
– Wacek ci w hymen.
Trzeba
przyznać, że pełen Wersal, dyplomancja Francja, Paris saute, ale może tyle wystarczy. A źródłem, czyli donosicielem i winowajcą zarazem okazał się pies.
cdn…