sobota, 14 czerwca 2014

11. Jak to z Jązorkowym obuwkiem było





Jązorek Kurczenóźko, wzięty bździochowski adwokat – karnista, który wygrywał sądowe sprawy jedna za drugą jak po sznurku, zasadniczo miał szczęście. Miał szczęście nie tylko w pracy, ale też w miłości, w kartach i we wszystkim innym. Z jednym, jedynym wyjątkiem. Z wyjątkiem obuwia. Czyli obuwka, jak je pieszczotliwie nazywał, żeby odczarować brak szczęścia do niego, chociaż do przesądnych nie należał. Trudno mu się dziwić, bo każde nowe buty, jakie sobie sprawiał, prędzej czy później okazywały się wybrakowane. A to podeszwy pękały „od ucha do ucha”, a to całkowicie się odklejały, a to rozpruwał się szew i tak dalej. Szybko się okazało, że prócz braku szczęścia do butów, Jązorkowi Kurczenóźce brakowało też szczęścia do reklamacji. Chociaż składał je za każdym razem, notorycznie ich nie uznawano. Konkluzja producenta zawsze była jednakowa: „Niewłaściwy sposób użytkowania”. I choć Jązorek był prawnikiem, a nawet – rzec by można – rasowym prawnikiem i każde jego pismo reklamacyjne było zredagowane czystym językiem prawniczym, było logiczne i merytorycznie bez zarzutu, było wręcz perełką pod wszelkimi względami, efekt był zawsze taki sam. Czyli żaden. Jązorek z rozrzewnieniem wspominał stare, dobre czasy (jeszcze nie schyłkowy Gierek), gdy raz w roku wsiadał do pociągu jadącego do Budapesztu i tam zawsze w tym samym sklepie przy Rakoczego, w pobliżu dworca Keleti, kupował nowe buty, a stare – jeszcze całkiem dobre – wrzucał do kosza na śmieci i na cały rok miał spokój. Obecne problemy, zwłaszcza te z reklamacjami tak mu dały w kość, że bliski był decyzji chodzenia boso. Albo przynajmniej noszenia butów w kieszeniach i tylko w najniezbędniejszych momentach wzuwania ich na nogi. W krytycznym momencie totalnej desperacji, kiedy był już u kresu sił, chciał nawet zacząć chodzić na rękach.
Właśnie studiował kolejną odpowiedź na reklamację butów dobrej marki, z których jeden się trwale odbarwił po pierwszym spacerze w deszczu. Nie pomogły jego argumenty użyte w reklamacji, że deszcz w naszej szerokości geograficznej nie jest czymś nadzwyczajnym, że w instrukcji nie ma zakazu chodzenia po deszczu, że wreszcie skoro jeden but zrobili dobrze, to znaczy, że potrafią robić dobre buty. On niczego innego nie pragnie, jak tylko mieć dwa identyczne, nieprzebarwione buty. Tym razem odpowiedź była dłuższa niż zwykle. Stwierdzono w niej, że obuwie zostało zbadane przez rzeczoznawcę m.in. organoleptycznie.
– Co jest do k… nędzy? – wściekał się Jązorek w bezsilności. – Lizał je, wąchał i smakował?!
Rozgorączkowany spłodził następne pismo i zaniósł je do sklepu. Właściciel sklepu popatrzył na jego umęczone oblicze i powiedział:
– Panie, oni mają gdzieś pańskie argumenty. Im chodzi tylko o to, żeby mieć czyste konto i dlatego będą panu odpisywali do us… śmierci, zawsze grzecznie, zawsze odmownie i zawsze bez związku z pana racjami.
Po czym kazał mu przyjść za tydzień. Wtedy wręczył mu parę nowiutkich butów, takich samych jak te reklamowane.
– Wcale im pańskiego pisma nie pokazywałem – oświadczył. – Mam tam po prostu trochę wejść.
W butach, tym razem dobrych, Jązorek Kurczenóźko chodzi do dzisiaj. Wprawdzie chodzi w poczuciu bezsilności i niesprawiedliwości, ale przynajmniej chodzi w eleganckich butach.


             cdn…
 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz