sobota, 13 września 2014

24. Niechciany budzik doktora Skalpela


         Ocho i Wocho, czy też Oho i Woho (to wersja dla dysortografów) dwaj bracia z lekkim upośledzeniem sprawności intelektualnej stanowili od zawsze maskotki Bździochów i całej Bździochowej Doliny. Nie pochodzili z zamożnej rodziny, toteż mimo swych dolegliwości zdrowotnych zmuszeni byli pracą najemną wspomagać domowy budżet, aby jakoś wiązać koniec z końcem. Wbrew pozorom radzili sobie z tym całkiem nieźle, choć – siłą rzeczy – najczęściej pracowali fizycznie, wykorzystując siłę swych mięśni. Znosili węgiel do piwnic, pomagali przy przeprowadzkach i wykonywali tym podobne prace. Lecz myliłby się ktoś, kto by przypuszczał, że pracowali jak bezwolne maszyny. Oni sami sobie te prace załatwiali, a także uzgadniali stawki i inne warunki. Jednym słowem, całkiem sprawnie poruszali się w sferze logistyki.
         Zdarzyło się, że przez pewien czas zajmowali się roznoszeniem mleka ze sklepu pod drzwi mieszkań. Robota ta, jak każda inna, którą Ocho i Wocho stalowali, była wykonywana rzetelnie i dokładnie. A według ich punktualności można było regulować zegarki, jak niegdyś, przed wojną, według rozkładu jazdy pociągów PKP. W onym czasie mleko było wyłącznie w szklanych butelkach; o woreczkach czy kartonikach jeszcze nawet nie słyszano. Hałas był więc – przy solidnym przykładaniu się braci do roboty – okrutny. Podobnie zresztą jak na wspomnianej kolei, gdy pędzący pociąg przejeżdżał przez zwrotnicę. Brzęk szkła każdego ranka nieomylnie zastępował budzik. Choć nie wszyscy musieli i nie wszyscy chcieli korzystać z takiej pobudki.
         Jednym z tych niechcących był doktor Skalpel, chirurg pracujący w bździochowskim szpitalu, który zanim wybudował sobie domek wolnostojący, mieszkał w luksusowym apartamencie w bloku na jednym z osiedli. Wracając po nocnym dyżurze, z usługi porannego budzenia korzystać nie chciał. Lecz budzika w postaci roznosicieli mleka wyłączyć się niestety nie dało. Tak też było pewnego dnia – gdy ledwo przyłożył głowę do poduszki, obudził go nieznośny dźwięk brzęczącego szkła. Sfrustrowany zerwał się z łóżka, otworzył drzwi i z wyrzutem w głosie spytał:
         – Panowie, czy nie moglibyście tego robić ciszej?!
         Po czym zamknął drzwi i wrócił do łóżka.
         Następnego dnia rano, ledwo się położył, obudził go długi dzwonek do drzwi. Wyrwany z pierwszego snu, powoli wracając do przytomności, ujrzał przed drzwiami uśmiechniętych obu braci. Jeden z nich, wyklepując niedopałek  papierosa z lufki, z satysfakcją w głosie zapytał:
         – Dzisiaj było cicho, no nie?

         cdn…

 

1 komentarz: