Szczeżuj Ciaptuła był w Bździochach
powszechnie lubiany. Zaś jego żona, Beladonna – nie. Nie lubiano jej za
całokształt. Nie grzeszyła ni urodą, ni obyczajnością, ni wiedzą, ni
grzecznością, jednym słowem – niczym. Do tego była swarliwą, zawistną i pyskatą
jędzą. Nic więc dziwnego, że bano się jej jak plag egipskich i unikano jak
abstynencji. Powszechnie mówiono o niej: Szczeżujowa żonna, Beladonna. Szczeżuj
był zupełną odmiennością swojej połowicy – spokojny, nie wadził nikomu. Do tego
był zahukany i całkowicie zdominowany przez żonę, co zresztą musiało iść w
parze. A na dodatek niepohamowana pazerność małżonki popychała go co jakiś czas
w stronę nieuchronnych tarapatów, co pewnie wzbudzało litość w dwójnasób. Może
więc lubiano go z przekory i z litości? Może.
Szczeżuj – flegmatyk z charakteru i
z zamiłowania – pracował w Zjednoczonych Zakładach Naciągania Lateksu na
stanowisku koordynatora i znany był ze swej charakterystycznej odpowiedzi na
jakiekolwiek pytania, które mu zadawano: „Nie mogę”. Z tej racji koledzy za
plecami nazywali go Niemogentem, a zwracając się do niego, opuszczali pierwszą
część imienia i mówili: Żuju. Żuj tymczasem jakoś odnajdywał się w roli
pantoflarza, a dla ukojenia nerwów, których – jak podejrzewano – nie miał, bo
każdy inny dawno by już z nich wyszedł przy takiej kobicie, namiętnie żuł gumę.
Ciaptułostwo mieszkali w bloku na
jedenastym piętrze, co zupełnie nie przeszkadzało, aby donośny głos Beladonny
wibrował w strunobetonie ścian aż po piwnicę. Zarówno w dzień, jak i w nocy. I
z piwnicą właśnie ma związek historia jednego z licznych tarapatów
nieszczęsnego Szczeżuja. Było to w czasach powszechnie funkcjonujących
spółdzielni mieszkaniowych, gdy prywatnie o materiały budowlane było bardzo trudno.
Ale jakoś zaradni mieszkańcy bloku, zamieszkiwanego także przez Ciaptułostwo,
po wielu lokatorskich awanturach pozałatwiali sobie pozwolenia i gdzie kto mógł
na wolnej piwnicznej przestrzeni dobudował sobie dodatkowe pomieszczenia.
Jedyną osobą wnoszącą sprzeciw, a za nim wspomniane awantury była – co
nietrudno zgadnąć – Beladonna Ciaptułowa. Ale i ona – posłuszna swej pazernej
naturze – zapragnęła dodatkowej piwniczki. Przecież nie mogło być tak, że inni
mieli, a oni (czytaj: ona) nie. Nakazała więc Szczeżujowi załatwienie tej
sprawy. I Szczeżuj, żując gumę, sprawę załatwił. W którąś sobotę stanęła
zgrabna piwniczna przybudówka ze zgodnymi z przepisami ażurowymi ścianami. Niedzielnym
rankiem Szczeżuj poszedł obejrzeć swe dzieło. Ku ogromnemu zdziwieniu piwniczki
nie znalazł. W jej miejscu stał równiutko ułożony stosik oczyszczonych z
zaprawy cegieł, obok którego znajdowała się nie mniej pieczołowicie usypana
pryzma z owej, podeschniętej już zaprawy. Takiej zniewagi znieść niepodobna. Wściekła
Beladonna nakazała Szczeżujowi przeprowadzenie śledztwa. I Szczeżuj, żując
gumę, śledztwo przeprowadził. Odwiedził prawie wszystkich lokatorów w budynku i
wszędzie usłyszał to samo: „To nie ja”. Dlatego też do ostatniego mieszkania,
zupełnie wbrew swej naturze (oj, miałby w domu, gdyby tego nie zrobił), zapukał
ostro (po swojemu) i zdecydowanie (też po swojemu). Założył bowiem – z
logicznego punktu widzenia całkiem słusznie – że tam musi mieszkać winowajca.
Innej możliwości nie było. Natarł na sąsiada z wojowniczością (oczywiście też
po swojemu), o jaką nikt by go wcześniej nie podejrzewał, żądając odbudowania
piwniczki, bo jak nie, to pójdzie na milicję. Tymczasem sąsiad nie tylko wcale
się groźbą nie przejął, lecz – tak jak i Szczeżuj żując gumę – krótko i zwięźle
rzecz mu wyłożył:
– Słuchaj Żuju, cegłę miałeś z
sąsiedniej budowy, cement miałeś z sąsiedniej budowy, robotników też miałeś z
sąsiedniej budowy, i to w godzinach pracy. Idź na milicję.
Cóż było robić? Szczeżuj ani
pisnął. Wrócił do siebie i szczęki zacisnął. W następną sobotę wymurował
piwniczkę jeszcze raz. Tym razem z własnej cegły, z własnego cementu i z pomocą
legalnie najętych murarzy. Tak postawionej piwniczki nikt już nie tknął i stoi
ona do dziś. A Szczeżuja Ciaptułę nadal wszyscy lubią, zaś jego żonny,
Beladonny – nie.
cdn…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz