sobota, 7 lutego 2015

45. Jedno jedyne





 

 http://blogroku.pl/2014/kategorie/z-dziejalw-blsdziochowej-doliny,b9i,blog.html


         Karetka pogotowia ratunkowego w Bździochach pognała na sygnale w stronę Bżdziochowego Wzgórza – można by rzec – z radością. Nareszcie wydarzył się poważniejszy wypadek, czyli to, o czym cała załoga pogotowia marzyła od dawna. Niejaki Paput Szus-Deszczułko szusując na nartach, wjechał na drzewo i połamał właściwie wszystko, co dało się połamać (w swoim ciele, nie w drzewie): piszczele obu nóg, przedramię, obojczyk, nos oraz obie narty i kijki. Poobijał się też okrutnie po całym ciele i wywichnął staw biodrowy.
        Wraz z pierwszym śniegiem na Bździochowym Wzgórzu, robiącym w Bździochowej Dolinie za oślą górkę (dla niewprawionych w sztuce narciarskiej) i za Himalaje (dla całkiem niewprawionych), pojawili się pierwsi narciarze, saneczkarze, snowbordziści i wszelcy inni amatorscy zjeżdżacze na czym tylko się da. Stęsknieni zimowych atrakcji wylegli tłumnie, zapełniając stoki i stoczki rojem i gwarem od świtu po późną noc. Oczywiście Bździochowe Wzgórze było przygotowane na ewentualność śniegu w zimie i natychmiast ruszyły pełną parą wszelkie związane z tym usługi, jak wyciągi krzesełkowe i orczykowe, udostępniono dobrze przygotowane i oświetlone trasy zjazdowe, otwarto wypożyczalnie sprzętu itp., a wszystko to w asyście szerokiej oferty gastronomicznej. Nawet Zakopane mogłoby pozazdrościć takiego ruchu w interesie.
          Wśród tłumnie wyległych na stoki narciarzy był niejaki Paput Szus-Deszczułko, mawiający o sobie, iż jest szkolnym kolegą sołtysa Miętosia, co go miało w jakiś sposób nobilitować. Z nieprawdą się to nie mijało wcale, zważywszy, że Miętoś w czasach, kiedy robił za wiejskiego głupka, do szkoły raczej nie uczęszczał. W każdym razie na pewno nie figuruje w szkolnych annałach. Szus od zawsze lubił imponować kolegom; nieważne, czy jego przechwałki miały pokrycie w rzeczywistości, czy też były wyłącznie czczymi przechwałkami. Nic więc dziwnego, że przedstawiał się jako wybitny narciarz – specjalista od wszystkich możliwych rodzajów slalomu, zjazdów, biegów, skoków, kombinacji, biathlonu, triathlonu, decathlonu, a także innych thlonów. Coś jednak w tej tak wspaniale zareklamowanej narciarskiej Szus-Deszczułkowej machinie musiało zgrzytnąć lub wręcz w ogóle być nie tak, bo Paput obojga nazwisk po efektownym zjeździe wylądował na wyciągu w szpitalnym łóżku.
          Tam też odwiedziła go narzeczona, Malwina Markotna, która od zawsze miała nadzieję na rychłe zamążpójście. Przysiadłszy na skraju łóżka, obok Paputa, który owinięty w bandaże wyglądał jak mumia (sanitariusze dali popis kunsztu ratowniczego), załkała. Potem, spojrzawszy w szparki pomiędzy zwojami bandaża, gdzie według jej znajomości anatomii powinny się znajdować oczy jej lubego, zapytała bardziej ze zdziwieniem niż z wyrzutem:
          – Ale, Paputku, powiedz mi, jak ty to zrobiłeś? Przecież drzewo, na które wjechałeś, to jedno jedyne drzewo na Bździochowym Wzgórzu, a na dodatek rośnie po jego przeciwnej stronie, daleko od wszystkich tras zjazdowych.

          cdn…


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz