sobota, 31 stycznia 2015

44. Starszy łowczy Turzyca


http://blogroku.pl/2014/kategorie/z-dziejalw-blsdziochowej-doliny,b9i,blog.html

         Bździochowskie koło łowieckie „Strzał na Komorę” działało prężnie od lat i szczyciło się największą procentowo ilością strzałów oddawanych do odławianej zwierzyny właśnie na komorę. Strzałów oddawanych jak najbardziej przepisowo zresztą. Stanowiło to dumę myśliwych zrzeszonych w tym kole i przynosiło im zaszczyt. Oraz nagrody – od lokalnych po państwowe. Ambicją jednak wszystkich było, aby procent strzałów oddawanych na komorę wynosił sto. Szczegółami takimi na przykład, jak trafić w komorę pędzącego zająca, czy dziką kaczkę w locie nikt sobie głowy nie zaprzątał. Wszyscy byli przekonani, że prędzej czy później niedościgniony dotąd wynik osiągną.
Atoli był pewien problem spędzający sen z oczu bździochowskim myśliwym. Problem, z powodu którego nie mogli dobić do procentowej setki, a tym samym osiągnąć ideału. Mimo iż osiągnięty wynik i tak dawał im bezapelacyjnie pierwszą lokatę w rankingu kół łowieckich w skali kraju, ten mały nieosiągnięty procencik bardzo ich drażnił. Ba, byli tacy, co uważali, że stanowi to ujmę na ich honorze. Sprawcą tego dyskomfortu psychicznego był tylko jeden, jedyny człowiek, członek koła „Strzał na Komorę”. I to wieloletni członek. A nawet, o ironio, honorowy członek. I na dodatek starszy łowczy. Rogaś Turzyca. On to właśnie psuł statystyki i zaczynał już być celem niedwuznacznych uwag kolegów „po dwururce”. Być może przyczyną był jego zaawansowany wiek i szwankujący w związku z tym wzrok. A może po prostu miał niefart.
Niefart niefartem, ale jak tu spokojnie podejść do takiego przypadku jak ten. Pewnego razu Rogaś Turzyca polował przez cały dzień – z zapałem, lecz bezskutecznie. Pod wieczór, gdy już całą okolicę ogarnęła szarówka i – zrezygnowany – opuścił ambonkę i zamierzał udać się na spoczynek, ku swemu bezgranicznemu szczęściu ujrzał w kartoflisku przepiękną rozłożystą koronę spokojnie pasącego się byka. „No, teraz już mi nie ujdziesz, a strzał na komorę wreszcie uwolni mnie od notorycznych złośliwości kolegów”, pomyślał. Wycelował dokładnie i pociągnął za spust. Strzał padł, a jeleń nie. „Ki diabeł?”, pomyślał Turzyca. Na szczęście miał jeszcze w magazynku dwa naboje. Ponownie zmierzył się do strzału i ponownie po strzale byk dalej pasł się w najlepsze w kartoflisku. Ani myślał uciekać. Bezzwłocznie poleciał w jego stronę ostatni nabój. Z takim samym efektem, jak poprzednio. „Może jest głuchy?”, przemknęło przez myśl myśliwemu. „W takim razie podejdę go bliżej.” Uzupełnił naboje w strzelbie i zaczął się skradać. Byk nie reagował. Gdy odległość była już taka, że aby trafić w komorę, wystarczyło przyłożyć lufę do piersi zwierzęcia, okazało się, że wspaniale wyglądające z daleka poroże było uchwytem pługa, który ktoś zostawił w kartoflisku. Jeśli po tym dniu statystyka koła się nie poprawiła, to przynajmniej nie pogorszyła, bo wśród leżącej pokotem ubitej zwierzyny, pług się nie znalazł. A statystyk zużytych naboi na szczęście dla Turzycy nie prowadzono.

cdn…

 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz