W
Bździochach gruchnęła wieść. Gruchnęła i przetoczyła się przez całą wieś, a
potem i przez całą Bździochową Dolinę niczym ciężka chmura gradowa. W krótkim
czasie wszyscy mieszkańcy wiedzieli już, że profesor Szymoteusz Pośrupek chyba
ma coś nietęgo z głową. Sprawa została ujawniona przez ucznia szkoły
podstawowej Polipka Soczewko, który uczęszczał do profesora na korepetycje z
fizyki, bowiem w przyszłości sam zamierzał być naukowcem. Zdarzenie, po którym
Polipek powziął podejrzenie o nienajlepszej kondycji umysłowej swego
korepetytora, miało miejsce w gabinecie profesora, przyległym do laboratorium służącego
do wiekopomnych odkryć fizycznych. Dla czystej formalności dodajmy jeszcze, że
imię profesora zostało skompilowane z dwóch imion: Szymon i Tymoteusz. Profesor
Szymoteusz Pośrupek miał lekką obsesję na punkcie czasu. Z przekonaniem
twierdził, że wymawianie jednego imienia trwa krócej niż dwóch. I pewnie miał
rację. No i jeszcze jedna sprawa była związana z profesorem. Nosił okulary z
bardzo grubymi szkłami. Uczniowie pokątnie śmiali się, że są grubości szkieł
powiększających mikroskopu i dzięki nim może wniknąć wzrokiem do wnętrza
atomów. Nic dziwnego, w końcu był fizykiem.
Zdarzenie,
po którym uczeń Polipek Soczewko zaczął posądzać profesora o zjazd umysłowy,
miało miejsce podczas udzielania mu prywatnej lekcji fizyki, aby w przyszłości
obecny uczeń mógł zostać naukowcem.
– Szanujmy
czas, nie zegarki – powiedział profesor, czerwieniejąc z wysiłku. Przykucnął
bowiem przy etażerce i wyjąwszy spod jej nóżki ugnieciony już mocno, poskładany
w kilkoro kawałek gazety, wsunął w jej miejsce srebrną kieszonkową Doxę.
Zerknął przy tym szelmowsko i Polipkowi zdawało się nawet, że puścił do niego
oko. Przyprószone siwizną wąsy kontrastowały teraz z jego czerwonym licem i Polipkowi
znów wydało się, że szpice wąsów jakby wyprostowały się i sterczały teraz ostro
na boki, jak dwa sztylety. Zaskoczony chciał zaprotestować, a nawet
przeszkodzić takiemu barbarzyństwu, ale profesor już opuszczał etażerkę na
zegarek, po czym, widząc bolesny grymas na twarzy Polipka, wyjaśnił:
– Bo
widzisz młodzieńcze, właśnie oszczędzam czas. Zanim znajdę stolarza, który mi
naprawi tę nóżkę, upłynie dużo czasu, a tego mi stale brakuje; wczoraj na
przykład przez tę nierówną nogę spadły książki ze wszystkich półek, straciłem
dużo czasu, zanim je z powrotem umieściłem na swoich miejscach. Tak jest
znacznie, znacznie prościej.
Biedny
Polipek opuścił mieszkanie profesora z ciężkim sercem. Nie wiedział, że jest to
stary dowcip, na który profesor Pośrupek już niejednego nabrał. Zegarek bowiem
wcale nie był srebrny, tylko z mocno wypolerowanej stali czołgowej i miał
pancerne szkiełko. Podarował mu go kiedyś przyjaciel, który pracował w
zakładach zbrojeniowych, gdzie wykonano serię takich zegarków dla dostojników
jednego z państw sojuszniczych, zwiedzających fabrykę. Kilka egzemplarzy było w
nadmiarze i jeden z nich trafił do rąk profesora Pośrupka, a ściślej biorąc do
jego kieszeni. Wszak był to zegarek kieszonkowy.
cdn…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz