sobota, 27 grudnia 2014

39. Ciepełko doktora Boleścia


                Doktor Kostek Boleść, chirurg z niemałą praktyką, postanowił poprawić komfort mieszkaniowy swojej rodziny. Akurat nadarzyła się okazja, bo do tej części Bździochów, w której stał wybudowany przez niego dom, z powodzeniem zasługujący na miano luksusowej willi, Przedsiębiorstwo Instalacji Wszelkich pod zarządem Stacha Ogniwo doprowadziło nitki ciepłej wody z Cudownego Źródełka. A ściślej z Ujęcia Wody Wrzącej w Bździochach imienia Cudownego Źródełka. Wystarczyło tylko podłączyć indywidualne rury prowadzące do domu, podpiąć kaloryfery i cieszyć się promieniującym z nich na wszystkie strony ciepełkiem.
         Ale doktor Boleść miał pewien problem. Był bardzo zapracowany w szpitalu, bo od pewnego czasu miał dużo przypadków poparzeń. Miało to związek z nieumiejętnym obchodzeniem się mieszkańców Bździochów z bieżącą wrzącą wodą, bo niektórzy z nich w ramach oszczędności własnoręcznie próbowali podłączać kaloryfery w swoich rezydencjach. Widać działały jeszcze stare nawyki z czasów, kiedy trzeba było być samowystarczalnym, jeśli chciało się w domu mieć jakieś unowocześnienia. Na szczęście doktor miał dorosłego syna, któremu mógł zlecić wykonanie niektórych prac. Doktora było stać na wynajęcie firmy, która wykonałaby prace od a do z, ale ponieważ syn akurat nie miał nic lepszego do roboty, to aby mu się kości nie zastały, zadał mu co nieco „na rozruch”. Jako chirurg znał się na rzeczy i wiedział, co robi. Wyjeżdżając więc któregoś dnia do pracy, nakazał synowi:
         – Weź młot i przebij mi otwory w ścianach do pokoi, żebym mógł przejść z rurami.
         Po czym popędził do swoich obowiązków, bo właśnie tego dnia rano zaczęła się nowa seria poparzeń wrzątkiem. Syn doktora, Niepytko Boleść, znany z nieposkromionej fantazji, miał na swym koncie na przykład taki efektowny występ, jak wjazd wierzchem do restauracji „Pod Natchnionym Kalongiem” i zakręcenie piruetu (oczywiście na koniu) na parkiecie w czasie dancingu. Okrzyk „Kijaj”, z jakim to uczynił, przylgnął do niego i od tamtej pory niemal oficjalnie zastępował mu imię. Gdy zapytało się kogokolwiek z mieszkańców Bździochów o Niepytka Boleścia, nieodmiennie można było ujrzeć wzruszenie ramion i odpowiedź: „A któż to taki ten Niepytek?”. Natamiast Kijaja znał każdy. Jeśli nie osobiście, to przynajmniej wiedział, o kogo chodzi. Poza paroma innymi ekscesami Kijaj był całkiem poukładanym młodzieńcem i dobrym synem. Dlatego postanowił rzetelnie wywiązać się z nałożonego obowiązku i w rzeczy samej solidnie przyłożył się do pracy. Nawet grzejniki pownosił do pokoi, jako przejaw swojej naprawdę dobrej woli.
         Ojciec wróciwszy do domu, nie mógł się nadziwić dosłowności zrozumienia swego polecenia. Bo rzeczywiście dziury w ścianach były takiej wielkości, że z powodzeniem mógł przez nie przejść z rurami. I to cały.

         cdn…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz