sobota, 6 grudnia 2014

36. Gniazdo Pegaza


         Bździochy oniemiały. Oniemiały z przerażenia. Oniemiały z przerażenia po tym, jak nauczyciel literatury w gimnazjum Inkaust Gęsiopiór się zabił. Przerażające było to, że ani nie popełnił samobójstwa, ani nikt go nie zamordował, ani nawet nie zszedł w jakiś niezwykły a naturalny sposób, ale najzwyczajniej po prostu się zabił. Można co najwyżej powiedzieć, że w pewnym stopniu uległ wypadkowi.
Pierwsza o tym wydarzeniu doniosła niejaka Mierzwita Trzódko, matka świeżo narodzonych kolejnych trojaczków, spacerująca po parku z przepełnionym wózkiem dziecięcym. Była ona też jedynym świadkiem tego potwornego zdarzenia, a poniekąd i mimowolną sprawczynią. Jak zeznała później pani Trzódko do policyjnego protokołu, Inkaust Gęsiopiór najpierw całkiem spokojnie spacerował alejkami parku i tylko tak jakoś dziwnie głowę zadzierał, patrzył po koronach drzew i coś mamrotał pod nosem. Kiedy przechodził koło niej, usłyszała wyraźnie, jak mówił: „Ono gdzieś tutaj musi być. Gdzieś tutaj”. Tu pani Trzódko, której ciekawość została pobudzona w wystarczającym stopniu, aby przełamać nieśmiałość względem pedagoga, „burząc jego stan skupienia” (tak to określiła), prosto z mostu zapytała (zaciągając kresowo):
– A czegóż to profesor tak wypatruji, aaa?
Inkaust Gęsiopiór otrząsnął się, jakby go ktoś wyrwał ze snu i patrząc sponad drucianych okularów, przekrzywiając przy tym zabawnie głowę, spytał:
– Hę?
– Pytam, czegóż to profesor tak wypatruji w tych gałęziach?
– Aaa, w gałęziach? – Nauczyciel gimnazjalny ciągle jeszcze wyglądał na nieprzytomnego. – Ano patrzę tak i patrzę, bo gdzieś on tu musiał uwić sobie gniazdo.
– A któż taki? – zdziwiła się Mierzwita Trzódko.
– Pegaz.
Mierzwita Trzódko tylko dlatego nie narysowała kółka na czole, bo obie ręce miała zajęte. Odchrząknęła tylko i czym prędzej oddaliła się w inną część parku. Stamtąd dyskretnie i podejrzliwie obserwowała Inkausta Gęsiopióra. Tymczasem Inkaust Gęsiopiór ponownie zamknął się w sobie, krążył alejkami z zadartą głową. Chodził coraz szybciej i szybciej, w końcu zaczął biegać. Później rozpostarł ramiona niczym skrzydła i biegał tak, machając nimi. Nie żeby nagle stał się chorobliwie dumny i wyniosły, by chcieć wzlecieć i na wszystkich i wszystko patrzeć z góry. Przeciwnie, nadal pozostawał bardzo skromnym człowiekiem. Jego bieganie zdecydowanie musiało być związane z czym innym. Mierzwita Trzódko jeszcze raz zdobyła się na śmiałość i spytała ni to przebiegającego, ni to przefruwającego obok niej nauczyciela:
– A co teraz robi, aaa?
– Latam jak pegaz.
Mierzwita Trzódko całkiem pragmatycznie, choć tego słowa w życiu nie słyszała i nie miała pojęcia, co ono oznacza, skonstatowała:
– Nu, to czemu mówi, że lata, jak nogi ma na ziemi, aaa?
Wtedy nauczyciel literatury w gimnazjum Inkaust Gęsiopiór zatrzymał się, spojrzał ze zdziwieniem na swoje rozpostarte ramiona, a potem na nogi i odrzekł:
– W rzeczy samej.
Po czym opuścił ramiona. I wtedy nastąpiła ta straszna rzecz. Bo Inkaust Gęsipiór, opuściwszy ręce, spadł i się zabił. 

cdn…
 
 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz