Najbardziej znaną parą bliźniaków w Bździochach byli bracia Putek i Patek Średniakowie. Nie była to sława, jaką cieszyli się Oho i Woho, lecz jednak. A znani byli z tego, że jeden z nich – Putek miał w życiu okrutnego pecha, drugi zaś – Patek nieprawdopodobne szczęście, które zawdzięczał swojemu niepospolitemu refleksowi. Jedno krótkie, lecz w odpowiednim momencie wypowiedziane zdanie sprawiało, że szczęście słało mu słodki uśmiech. Co do przydzielonego przez los podziału ról, można by też powiedzieć, że Putek był nieprawdopodobnym pechowcem, a Patek okrutnym szczęściarzem. Za co tylko by się nie wzięli, przed Putkiem natychmiast zaczynały się piętrzyć wysokie schody, czyli wszelkie możliwe i niemożliwe nawet do wyobrażenia kłopoty, Patek natomiast mógł iść z zamkniętymi oczami po pewny sukces. A że wszystko, co robili, robili wspólnie, przeto czasami dochodziło do niezręcznych, a czasami do humorystycznych sytuacji. Gdy szli do kina, pewne było, że Patek obejrzy film w spokoju, przed Putkiem zaś usiądzie ktoś wysoki, który zasłoni sobą niemalże cały ekran, i nawet najbardziej błagalne prośby, by się nieco uchylił, nie skłonią go do tak drobnego gestu uprzejmości. Gdy bracia zalecali się do tej samej dziewczyny, reguła działała niezawodnie. Wiadomo było na sto procent, że dziewczyna umówi się z Patkiem, choć przecież Putkowi jako bliźniakowi urody nie brakowało. Mówiło się o Putku, iż ma chyba niefart życiowy na własność, Patek, dzięki swojemu niezwykłemu refleksowi, zgarniał wszystkie róże, aby mieć życie nimi usłane. I tak to trwało od niemowlęctwa po dorosłość. Dodać jeszcze należy, że bracia byli ze sobą bardzo zżyci i prawie wszędzie chodzili razem.
Gdy więc przyszła odpowiednie pora, pracy też szukali razem. Z jakim skutkiem? Wiadomo. Dla przykładu – wysłali swoje cv do Centralnej Bździochowskiej Fabryki Realnego Ubarwiania Rzeczywistości. Ponieważ praca w tej fabryce była niezmiernie atrakcyjna, zgłoszeń chętnych do zatrudnienia się w niej napłynęło co niemiara. Kiedy nadszedł dzień rozstrzygnięcia, kto zostanie przyjęty, prezes poprosił sekretarkę, aby położyła na jego biurku wszystkie zgłoszenia. Ta, niosąc całe ich naręcze, potknęła się i co najmniej połowa listów upadła na podłogę. Gdy zaczęła zbierać, prezes powiedział, żeby od razu wyrzuciła je do kosza. Na uwagę kobiety, że przecież tam mogą być oferty naprawdę zdolnych ludzi, prezes odrzekł:
– Nie, nie nie. Pechowców nam nie potrzeba.
Nietrudno zgadnąć, że wśród odrzuconych ofert, było cv Putka. Oferta Patka natomiast znalazła uznanie w oczach prezesa i Patek został zaproszony na dalsze rozmowy. Oczywiste jest, że brat Putka otrzymał tę pracę, bo znów w odpowiednim momencie błysnął refleksem. A wyglądało to tak. Jednym z kluczowych pytań prezesa było:
– Czy umie pan szybko liczyć?
– Naturanie – zapewnił Patek.
– Ile jest trzysta czterdzieści pięć razy sto dziewiętnaście?
– Trzydzieści sześć – bez namysłu odpowiedział Patek.
– Źle pan policzył – stwierdził prezes.
– Ale szybko – odparł niezbity z pantałyku chłopak.
cdn…