sobota, 11 marca 2017

154. Praktyczny wynalazek

           Życie Belzebubiusza Wzdęcia było uroczo, wręcz koncertowo spaprane. Cóż z tego, że Belzebubiusz Wzdęć miał głowę zapełnioną pomysłami na doskonały biznes, skoro pomysły te albo wyprzedzały epokę, albo o kilka epok za tą właściwą się spóźniały. A gdy już mu się udało wpasować w epokę, okazywało się, że pomysł jest nietrafiony lub że już ktoś coś podobnego, a nawet identycznego wymyślił. Miotał się więc Belzuś lub Bubiuś (różnie go nazywano) w tej swojej ciasnej epoce – jak to określiłyby małolaty – zakręcony podwójnie, jak termos. Doszedł w końcu do wniosku, że trzeba podejrzeć, jak to robią inni. A wzorce miał doskonałe. Zwłaszcza jeden – Światłomysł Eureczko, który z domorosłego usprawniacza i wynajdywacza drobnych konstrukcji przepoczwarzył się w wytrawnego racjonalizatora i wynalazcę. Słowo „przepoczwarzył” tchnie wprawdzie czymś pospolitym, wręcz wulgarnym, ale czyż larwa w kokonie nie przepoczwarza się w pięknego motyla. Dlatego nie nazwę tej jego przemiany przeistoczeniem czy rozwinięciem, lecz właśnie przepoczwarzeniem.

           Przemiarzał więc Belzebubiusz szerokie połacie Bździochowej Doliny, by znaleźć się w pobliżu swego wynalazczego idola i podejrzeć, jak to robi Eureczko, że ze swoimi pomysłami trafia w punkt. Bo czyż rozwiązania sprawy Cudownego Źródełka nie można nazwać idealnym? Albo czy nie należałoby uznać za wręcz genialne skonstruowania słuchawek z zaporą dla wpływających do niej słów, które to słuchawki Eureczko wymyślił dla Wysłucha Potoczki? Pod wpływem tych podglądów coś się w końcu w głowie Belzebubiusza tak poprzestawiało, że któregoś dnia omal nie wykrzyknął na całe gardło: „Eureka!”. Wreszcie, wreszcie po latach klęsk i myślowego nieurodzaju wpadł na rewelacyjny, jego zdaniem, pomysł. Pomysł ten przyszedł mu do głowy po przeanalizowaniu wielkiej światowej kariery telefonu komórkowego. Najpierw był sam telefon – wyliczał – potem dodano do niego gry, później internet, a jeszcze później komputer z coraz liczniejszymi aplikacjami. Skoro telefon komórkowy jest taki niezastąpiony – kalkulował dalej Bubiuś – i praktycznie ma go każdy, to jest jeszcze jedna rzecz, o której nie pomyślano. A ja pomyślałem! Tak, tak, to właśnie ja pomyślałem o tym, co przegapili światowi geniusze, puszył się w duchu. I dokooptował do telefonu grzebień. Przecież każdy też musi się czesać, to oczywiste. Rozpychała, wręcz rozsadzała go duma, że wymyślił w sumie tak oczywistą w swej prostocie rzecz. Wszak na najprostsze rzeczy najtrudniej wpaść, przypomniał sobie obiegowe stwierdzenie.

           Kiedy nastała moda na głowy ogolone na łyso, była ona przysłowiową wodą na młyn dla nowych pomysłów Belzebubiusza. Bardzo szybko dziarsko i z rozmachem poszedł dalej i w miejsce grzebienia wyposażył komórkę w maszynkę do strzyżenia i golenia. Pomysły rozpędziły się na dobre i niemal z głośnym tętentem galopowały przez jego głowę. Gdzieś tam po zakamarkach mózgu krążyły mu już myśli o toaletce w telefonie dla kobiet. A być może i o bidecie. A co tam, myślał. Po co się tak ograniczać. Przecież może być od razu cała łazienka, ba, mieszkanie, czy nawet domek jednorodzinny. To nic, że trochę śmiesznie zabrzmi stwierdzenie: „Mieszkam w komórce”. Wziął się więc ostro do przygotowywania dokumentacji dla urzędu patentowego.

           I właśnie wtedy, gdy kończył składać ostatni podpis pod ostatnim dokumentem, zadzwoniono do drzwi. Listonosz wręczył Belzebubiuszowi niewielką paczuszkę, w której znajdował się telefon. Był to jeden z pierwszych egzemplarzy komórki z grzebieniem. W reklamacji rozgoryczony klient napisał: „Zabieraj pan to g… z powrotem i oddaj pieniądze. Od razu pierwszego dnia wyłamały mi się wszystkie zęby z grzebienia, chociaż od urodzenia jestem kompletnie łysy”.

           cdn…



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz