Przylep
Dziegieć, człowiek, który praktycznie od urodzenia posiadał
lepkie rączki i przez całe pozostałe życie doskonalił tę
właściwość, miewał najróżniejsze przygody. Historia w podróży,
kiedy to z powodu pomyłki wymusił na Witalisie Kogutku oddanie
całych wiezionych przez niego zapasów żywności, była tylko
jednym z licznych epizodów w jego życiu. Fakt, że później
zaprzyjaźnił się z Kogutkiem i podczas wspólnego studiowania w
stolicy równolegle z nauką oddawali się ochoczo jednemu z
ulubionych zajęć bździochowian, jakim jest niewylewanie za
kołnierz, okazał się dość szczęśliwym przypadkiem. Niemniej
jednak przypadkiem. Lecz było i tak, że lepkość rączek i trochę
sprytu oraz dobrego refleksu pomogły mu wybrnąć honorowo z dość
niecodziennej sytuacji, po której o przyjaźni ze współuczestniczką
zdarzenia nie mogło być mowy.
Tym
razem Przylep Dziegieć miał podróżować w odwrotnym kierunku, to
znaczy ze stolicy do Bździochów. Był początek wakacji, co
automatycznie przełożyło się na długość kolejek do kas na
dworcach kolejowych. Przylep Dziegieć uczciwie odstał swoje w
koszmarnie długim ogonku i kiedy właśnie miał położyć
pieniądze i poprosić o bilet studencki, a nawet już poprosił,
tyle że jeszcze zaspanym, cichym głosem, spod jego ramienia
wysunęła się czyjaś ręka, która błyskawicznie wyprzedziła
jego rękę i położyła banknot na ladzie. Przylep był tak
zaskoczony, że mu głos całkowicie odjęło, a w tym czasie zza
jego pleców skrzekliwy kobiecy głos zażądał biletu nad morze.
Kasjerka słysząc to, co było powiedziane głośniej, odwróciła
się do urządzenia drukującego bilety, by wykonać polecenie.
Oburzony Dziegieć, gdy już doszedł do siebie, kątem oka przez
ramię zauważył sporo niższą od siebie kobietę o wyglądzie
mniej więcej jędzy. Pani spiorunowała go wzrokiem bazyliszka i
oświadczyła stanowczo, że ona stała w kolejce przed nim. Po czym
dorzuciła z obrzydzeniem:
–
Studencik cwaniaczek.
Na
takie dictum Przylep błyskawicznie podjął decyzję i korzystając
z posiadanej właściwości lepkich rączek, dyskretnie schwycił
banknot i ukrył go w rękawie. Następnie obrzucił wpychającą się
poza kolejką panią karcącym spojrzeniem i jak gdyby nigdy nic
czekał na ciąg dalszy. A ciąg dalszy nastąpił błyskawicznie.
Kasjerka położyła bilet i podała kwotę do uiszczenia. Pani
stwierdziła, że przed chwilą położyła pieniądze, Dziegieć
zrobił minę, z której wynikało, że on ze zniknięciem pieniędzy
nie ma nic wspólnego, kasjerka zaś rozglądała się bezradnie, bo
jakby samoistnie została posądzona o wzięcie pieniędzy. Pani była
coraz bardziej natarczywa, Dziegieć rżnął głupa, a kasjerka z
nerwów dostała drgawek. Zrobiła się niezła awantura, do której
już chciano wzywać policję. Wszystko to odbywało się przy wtórze
utyskiwań kolejkowiczów, którym wydłużał się jeszcze bardziej
czas stania w kolejce.
I
wtedy do akcji wkroczył Dziegieć. Nonszalancko położył
dyskretnie wyjęty z rękawa banknot (oczywiście dyskretne było
tylko wyjęcie banknotu, bo położenie go na ladzie było
ostentacyjne, wręcz aktorskie) i oświadczył, że on zapłaci za tę
panią. Na głośny aplauz kolejki i głosy zachwytu nad
wspaniałomyślnością gestu Przylepa wymieszanymi z głosami
potępienia dla pani, pani zaniemówiła. Wzięła bilet i sięgnęła
po wydaną resztę. A na to Dziegieć:
–
To jest moje.
Pod
potępiającym wzrokiem kolejki, pani już nic nie powiedziała,
skuliła się w sobie i odeszła złorzecząc pod nosem.
Jakie
wnioski Przylep Dziegieć wyciągnął z tego zdarzenia, można tylko
domniemywać. Faktem jest jednak, że nadal szlifował umiejętność,
a raczej swoją przypadłość lepkich rączek.
cdn…