sobota, 19 sierpnia 2017

177. Nowomowa powiatowa

          Gdy radna Fląderka obojga nazwisk Pipsztak-Tuptałko (tak się sama przedstawiała) opuściła gabinet sołtysa Miętosia, ten zrobił głęboki wdech i ze świstem wypuścił powietrze. Z jednej strony trudno mu było utrzymać powagę, wysłuchując pomysłów bądź co bądź dojrzałej kobiety, wybranej demokratycznie, więc chciałoby się wierzyć, że mądrej, z drugiej zaś ogarniało go przerażenie, bo a nuż ona wierzy w to, co mówi. Tym razem przyszła z pomysłem wycinki drzew wszędzie tam, gdzie nie są potrzebne. Lista miejsc, w których miałoby się to odbywać była długa. Teraz, gdy wreszcie ta męczydusza sobie poszła, Miętoś skierował sobie na twarz strumień powietrza z wentylatora, aby ochłonąć, pociągnął spory łyk podstygłej już kawy, oparł się wygodnie w głębokim fotelu i jął rozpamiętywać pozycje, jakie znalazły się na liście Pipsztak-Tuptałko. Przy czym tak się jakoś robiło, że nie tyle sam sobie przypominał, a jakby słyszał relację radnej. W każdym razie jakby słyszał jej głos.
          – Ano, panie sołtys – perorowała – czeba wycionć drzewa w sadach, bo zasłaniajom słońce, a i jeszcze w czasie kwitnienia zwabiajom pszczoły, które mogom ugryść. A wie pan, jak długo czeba stać w kolejce do lekarza. No, to lepiej wyciąć i nie narażać ludzi na cierpienie.
           – Ale… – próbował zaoponować sołtys.

           – Nie ma ale, panie sołtys. A weź pan te wszystkie drzewa w Bździochach. Nie tylko, że zasłaniajom słońce, to jeszcze zasłaniajom widok. Jak z satelity ma być widać, że to som Bździochy, no jak? A te takie nowoczesne androny latajom, co to panie filmy krencom, takie pikne, reklamowe, to one pospadajom, bo sie o drzewa zahaczom. I kto te pikne filmy będzie kręcił? Pan umie latać, panie sołtys, bo ja nie. A tak to o Bździochach na caluśkim świecie bendom gadać. Toć to panie z tego tylko pinionc będzie.

          – Ale… – znów próbował się wbić jej w słowo Miętoś.
          – Ale, ale. Pan to by tylko ale, ale. A tu o samych poważnych rzeczach sie mówi. Abo weśmy panie takie cóś, jak mnie sie ostatnio pszydarzyło. Przyjechała do mnie wnuczka na wakacje. Mój stary, to znaczy chciałam powiedzieć mój mąsz powiesił na gałenzi huźdawkę, coby sie dziecku nie nudziło. I wiesz pan co? Gałonś sie urwała i wnuczka spadła i o mało sie nie zabiła. Co ja bym córce miała powiedzieć? No co? A tak drzewo sie wytnie, a huźdawkę sta…, to znaczy mąsz na czepaku zrobi. I bespiecznie bedzie.
           – A…

           – Co za a, co za a? Pacz pan, panie sołtys, a w lesie? Toć tam tyle drzew, że tylko grzybiarzom przeszkadzajom, a i jeszcze zgubić sie można. A tak, grzybiasz grzybów nazbiera, potem obejrzy się wokoło i już wie, gdzie ma iść. A tak, to sie cała rodzina martwi, gdzie on jest, bo trza obiad zgotować. A chłopa ni ma.

           – Pani Flą…
          – Teraz to pani Flą, teraz to pani Flą! Ale pani Flą nie taka gupia. Na plaży drzew nie ma, a ludzie som zadowolone i całymi rodzinami zjeżdżajom i pinionc z tego jest aż hej. Można nad Bździochówką drzewa wycionć, piachu nawieść i plaże zrobić. Od razu sie gmina finansowo na duchu podniesie. A s tych wyciętych drzew można takie daszki porobić, coby trochę cienia dawały, jak słońce za bardzo parzy. Albo żeby chronić przyrode, to można budki dla ptaków porobić.
           – A na czym je pani powiesi? – tym razem Miętoś bez pardonu wtrącił pytanie.

           – Jak to na czym? Na drze… Aaaa, ide sobie, bo pan to by tylko głowe zawracał.




           cdn…


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz