sobota, 18 listopada 2017

190. Trzy drogi

           Triumwirat w osobach Piusa hrabiego Bździochowskiego – spadkobiercy byłych właścicieli włości, na których położona była Bździochowa Dolina, Trycjana Paszkwilki – humorysty New Bździoch Timesa i Grzechosława Pyszczozora – lektora języków paraorientalnych na bździochowskim uniwersytecie zbierał się w celu niewylewania za kołnierz często, chociaż nie systematycznie. Na terminarz spotkań niewątpliwy wpływ miał czas pozbywania się kaca przez jego członków. Należący do triumwiratu panowie skrzykiwali się co jakiś czas i – żeby było do rymu – dawali sobie w gaz.
           Nic więc dziwnego, kiedy jednego razu Trycjan Paszkwilko poczuwszy nie tyle wolę bożą co diabelne pragnienie, zdecydował, że czas na skrzyknięcie się w celu… no przecież wiadomo, w jakim. Ponieważ Grzechosław Pyszczozór mieszkał niezbyt daleko, przeto uznał, że skrzykiwanie należy zacząć od niego. Trzeba dodać, że w sprawnie działającym triumwiracie, to znaczy na solidnie zaawansowanym stopniu zażyłości, hrabia Bździochowski sam pozbawił się przywileju ważności, tak że nie było nietaktem zaczęcie skrzykiwania nie od niego. Paszkwilko wyszedł tedy ze swojego mieszkania i udał się do mieszkania Pyszczozora. Kiedy po kilkunastu minutach zjawił się u drzwi kompana, znalazł je zamknięte na amen. Wetknął w drzwi kartkę z informacją o swojej wizycie i postanowił wrócić do siebie. Intuicja podpowiadała mu – i chyba słusznie – że Grzechosław poczuwszy to samo, co Trycjan, to znaczy nie tyle wolę bożą co diabelne pragnienie, poszedł do niego. Logika nakazywała, aby pójść inną drogą niż przyszedł, czyli tą, którą szedł Grzechosław, bo przecież musiał iść inną drogą. Wtedy się spotkają.
           Ale się nie spotkali. Widać, Grzechosław pomyślał identycznie i poszedł drogą, którą pierwotnie wybrał Trycjan. W drzwiach do swego mieszkania Trycjan znalazł karteczkę pozostawioną przez Grzechosława z identyczną treścią jak jego. W tej sytuacji na wszelki wypadek dopisał na karteczce kilka słów i ruszył w drogę do Grzechosława. Tym razem żelazna logika podpowiadała, aby ponownie pójść drogą Grzechosława. Tak też zrobił. Ku swemu zdziwieniu na karteczce w drzwiach mieszkania Grzechosława znalazł dopisek, że kompan ponownie wybrał się do niego. Zrobił więc dopisek i wrócił do siebie. Najlogiczniej było pójść swoją pierwszą drogą, no bo skoro Grzechosław nią chodzi, to teraz na pewno się spotkają. Tymczasem na karteczce wetkniętej w drzwi znalazł kolejny dopisek o treści, jakiej łatwo się domyślić. Machnął więc na to wszystko ręką i postanowił napić się sam. Wybrał trzecią drogę, prowadzącą prosto do baru.
           Przed wejściem do restauracji Pod Upadłym Aniołem niemal zderzył się z Grzechosławem. Uśmiali się serdecznie z nieporozumienia i postanowili, że zanim pójdą po hrabiego, strzelą sobie po kielichu. Przy barze jednak powitał ich hrabia Bździochowski z lekką pretensją w głosie, że musiał tak długo na nich czekać. On bowiem też poczuł nie tyle wolę bożą co diabelne pragnienie i nie bawiąc się w skrzykiwanie po prostu przyszedł do baru.
           Wieczór przebiegł jak zwykle i zakończył się potrójnym kacem. Też jak zwykle.

           cdn…


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz