Z
w miarę nowoczesnym architektonicznie budynkiem gimnazjum, w którym
literatury uczył Inkaust Gęsiopiór, sąsiadowało stare gmaszysko
liceum, w którym z kolei języka francuskiego nauczał Simon
Sequana. Nie wiadomo, czy to dwuznaczna sława tegoż języka, czy
może atrakcyjny wygląd nauczyciela i jego autentyczne francuskie
korzenie i nazwisko, czy też nierzadka przypadłość podkochiwania
się uczennic w swoim profesorze, a może tylko najzwyklejsza chęć
przyswojenia języka jakby zarezerwowanego dotąd dla wyższych sfer,
a być może i młodociane mrzonki o zamążpójściu sprawiły, że
uczennice – dorastające i dojrzewające panienki – przepadały
wręcz za tym profesorem.
Codzienne
umizgiwanie, zalotne spojrzenia, niekiedy niedwuznaczne aluzje i niby
przypadkowe dotknięcia nauczyciela przez uczennice były jego
chlebem powszednim acz nieodwzajemnianym. Nieodwzajemnionym, bo
profesor Sequana był świeżo po ożenku, czym sprawił ogromny
zawód swym zazdrosnym uczennicom. Jeszcze bardziej gorzką pigułką
do przełknięcia był fakt, że profesor wziął za żonę Yvonne,
kobietę spoza Bździochów, a nawet bardzo spoza Bździochów.
Ujmujący wdzięk i niepowszednią urodę profesorowej wybranki
musiały przełknąć wraz ze wspomnianą gorzką pigułką.
Dodatkowej goryczy dodawał wiek młodziutkiej pani profesorowej,
która była tylko odrobinę od nich starsza. W innych więc
okolicznościach mogłyby być jej konkurentką.
No,
ale na cóż by się zdała przewrotność panienek, gdyby miała
zostać niewykorzystana. Zemsta miała nastąpić niebawem, bo na
zbliżającej się studniówce. Sprytne dziewczęta tak zredagowały
zaproszenie na bal, że znalazło się na nim miejsce tylko dla
profesora, bez osoby towarzyszącej. W tej sytuacji młoda
profesorowa żona, mimo jego namów, zdecydowała zostać w domu.
Niemiło jest być nieproszonym gościem. Profesorowi zaś z racji
funkcji nie wypadało odmówić.
No i bal się rozpoczął. Dziewczęta tłumnie obstąpiły
ulubionego profesora i obtańcowywały go ile wlezie. Tymczasem
koledzy owych dziewcząt, bo tacy przecież w klasie byli, choć
całkowicie przez panienki ignorowani, którym zaproszenie na bal
wyłącznie profesora zdało się grubym nietaktem, postanowili
interweniować. Wytyczyli delegację, oczywiście wyłącznie męską,
która udała się do domu profesora z zaproszeniem dla jego
małżonki. Pani Yvonne z początku absolutnie nie chciała słyszeć
o pójściu na bal, na który nie została zaproszona. Lecz chociaż
jej uroda onieśmielała delegowanych chłopców, jednak z czasem
udało im się ją przekonać, że właśnie nadrabiają to niefortunne
niedopatrzenie. I pani Yvonne pod ich eskortą pojawiła się na sali
balowej, niwecząc dziewczęcą zemstę.
Ba,
ale chłopcy też byli nie w ciemię bici i tak kierowali sprawami,
żeby Yvonne cały czas była w tańcu. Tak ją wszyscy
obtańcowywali, że nawet mąż, poczuwszy skruchę, nie mógł się
do niej dopchać. Gdy tylko profesor usiłował poprosić swą
małżonkę do tańca, zawsze uprzedzał go jeden z uczniów. Tym
sposobem profesorowi nie udało się zatańczyć z własną żoną
ani jednego kawałka.
I
kto tu się bardziej zemścił?
cdn…