sobota, 9 lutego 2019

254. Dzika plaża

          Pamiętnej niedzieli, po powrocie z urlopu, który Niemanicowie spędzili na plaży dla naturystów, zgorszona widokiem męża Klementyna Niemanicowa zagadnęła swego męża:
          – Kleofas, dlaczego chodzisz po mieszkaniu nago?
          – Bo dzisiaj jest niedziela – odparł – i na pewno nikt nie przyjdzie.
          – A w takim razie – indagowała nadal – dlaczego masz krawat zawiązany na szyi?
          Ku swemu zdziwieniu usłyszała odpowiedź rozradowanego Kleofasa:
Wiesz, bo gdyby jednak ktoś wpadł…
          Ta zabawna wymiana myśli pomiędzy purytańską Klementyną a nastawionym hedonistycznie do życia Kleofasem, dała początek rozmowie tych dwojga przy kawie i biszkoptowych ciasteczkach. W rozmowie tej Klementyna opowiedziała Kleofasowi pewne urlopowe zdarzenie, które przywołał jej z pamięci widok krzątającego się po mieszkaniu nagiego małżonka.
          I tu wypada nadmienić, że znów jakimś cudem udało się Kleofasowi namówić na roznegliżowanie swej połowicy, tak jak wtedy, gdy cudem udało mu się namówić ją na wyjazd na plażę naturystów. Zasiedli więc do kawy i ciasteczek w strojach obowiązujących na wspomnianej plaży. No, powiedzmy, nie do końca. Można by powiedzieć, że wystąpili w strojach galowych, jak to miało miejsce na wieczorku zapoznawczym, a mianowicie Kleofas miał na sobie krawat, a Klementyna zamszową muszkę pod szyją.
          Zdarzenie, o którym opowiedziała Klementyna, umknęło Kleofasowi, choć nolens volens odegrał w nim główną rolę. Otóż któregoś dnia po okazaniu zachwytu pięknie opalonym ciałem przeglądającej się w lustrze małżonki, Kleofas, wysportowany i harmonijnie umięśniony, ujrzawszy w lustrze swoje odbicie, doszedł do wniosku, że owszem, też jest ładnie i równomiernie opalony, jednakże z jednym wyjątkiem. Zdało mu się, że jego męski instrument jest jakby ciut bledszy od reszty ciała i aby tę dysproporcję wyrównać, powinien doopalać sobie to miejsce.
          Aby ten zamiar zrealizować, na plaży Klementyna przysypała go całego piaskiem, pozostawiając na wierzchu wspomniany instrument oraz – wzorem płetwonurków – wetknęła mu do ust rurkę do oddychania. Sama przysiadła tuż obok na wydmie i wpatrywała się w to sterczące cudo. To sterczące cudo zostało też zauważone przez przechodzącą tamtędy staruszkę, która najpierw poruszała toto laską, po czym zwróciła się do Klementyny:
          – Życie jest niesprawiedliwe.
          – Dlaczego pani tak sądzi – spytała zdziwiona Klementyna, rozbawiona widokiem poruszanego laską mężowskiego oręża.
          – No bo, ech, sama pani widzi. Gdy miałam dwadzieścia lat, byłam tego ciekawa. Z czasem moja ciekawość została zaspokojona. Gdy miałam trzydzieści lat, bardzo to lubiłam i nietrudno było to zdobyć. Toteż korzystałam z tego do woli. Po czterdziestce nieco się zmieniło. Bywało i tak, że musiałam o to prosić. Po pięćdziesiątce już za to płaciłam. W wieku sześćdziesięciu lat modliłam się o to, a mając siedemdziesiąt, już o tym zapomniałam.
          – A gdzie tu jest ta niesprawiedliwość, o której pani wspomniała? – dopytywała się Klementyna.
          – Bo widzi pani, teraz, kiedy mam osiemdziesiąt lat, te rzeczy rosną na dziko – tu wskazała sterczący spod piasku członek Kleofasa – a mój artretyzm nie pozwala mi nawet przykucnąć.
          Zaskoczony opowieścią żony Kleofas, parsknął szczerym śmiechem, po czym dodał:
          – Klementyno, zgodnie z teorią tej pani, nie musisz się jeszcze o to prosić i…
          …i zaciągnął Klementynę o sypialni.

          cdn…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz