Pamiętnej
niedzieli, po powrocie z urlopu, który Niemanicowie spędzili na
plaży dla naturystów, zgorszona widokiem męża Klementyna
Niemanicowa zagadnęła swego męża:
–
Kleofas, dlaczego chodzisz po
mieszkaniu nago?
–
Bo dzisiaj jest niedziela –
odparł – i na pewno nikt nie przyjdzie.
–
A w takim razie – indagowała
nadal – dlaczego masz krawat zawiązany na szyi?
Ku
swemu zdziwieniu usłyszała odpowiedź rozradowanego Kleofasa:
– Wiesz,
bo gdyby jednak ktoś wpadł…
Ta zabawna wymiana myśli
pomiędzy purytańską Klementyną a nastawionym hedonistycznie do
życia Kleofasem, dała początek rozmowie tych dwojga przy kawie i
biszkoptowych ciasteczkach. W rozmowie tej Klementyna opowiedziała
Kleofasowi pewne urlopowe zdarzenie, które przywołał jej z
pamięci widok krzątającego się po mieszkaniu nagiego małżonka.
I
tu wypada nadmienić, że znów jakimś cudem udało się Kleofasowi
namówić na roznegliżowanie swej połowicy, tak jak wtedy, gdy
cudem udało mu się namówić ją na wyjazd na plażę naturystów.
Zasiedli więc do kawy i ciasteczek w strojach obowiązujących na
wspomnianej plaży. No, powiedzmy, nie do końca. Można by
powiedzieć, że wystąpili w strojach galowych, jak to miało
miejsce na wieczorku zapoznawczym, a mianowicie Kleofas miał na
sobie krawat, a Klementyna zamszową muszkę pod szyją.
Zdarzenie,
o którym opowiedziała Klementyna, umknęło Kleofasowi, choć
nolens volens odegrał w nim główną rolę. Otóż któregoś dnia
po okazaniu zachwytu pięknie opalonym ciałem przeglądającej się
w lustrze małżonki, Kleofas, wysportowany i harmonijnie umięśniony,
ujrzawszy w lustrze swoje odbicie, doszedł do wniosku, że owszem,
też jest ładnie i równomiernie opalony, jednakże z jednym
wyjątkiem. Zdało mu się, że jego męski instrument jest jakby
ciut bledszy od reszty ciała i aby tę dysproporcję wyrównać,
powinien doopalać sobie to miejsce.
Aby
ten zamiar zrealizować, na plaży Klementyna przysypała go całego
piaskiem, pozostawiając na wierzchu wspomniany instrument oraz –
wzorem płetwonurków – wetknęła mu do ust rurkę do oddychania.
Sama przysiadła tuż obok na wydmie i wpatrywała się w to
sterczące cudo. To sterczące cudo zostało też zauważone przez
przechodzącą tamtędy staruszkę, która najpierw poruszała toto
laską, po czym zwróciła się do Klementyny:
–
Życie jest niesprawiedliwe.
–
Dlaczego pani tak sądzi – spytała zdziwiona Klementyna,
rozbawiona widokiem poruszanego laską mężowskiego oręża.
–
No bo, ech, sama pani widzi. Gdy miałam dwadzieścia lat, byłam
tego ciekawa. Z czasem moja ciekawość została zaspokojona. Gdy
miałam trzydzieści lat, bardzo to lubiłam i nietrudno było to
zdobyć. Toteż korzystałam z tego do woli. Po czterdziestce nieco
się zmieniło. Bywało i tak, że musiałam o to prosić. Po
pięćdziesiątce już za to płaciłam. W wieku sześćdziesięciu
lat modliłam się o to, a mając siedemdziesiąt, już o tym
zapomniałam.
–
A gdzie tu jest ta niesprawiedliwość, o której pani wspomniała? –
dopytywała się Klementyna.
–
Bo widzi pani, teraz, kiedy mam osiemdziesiąt lat, te rzeczy rosną
na dziko – tu wskazała sterczący spod piasku członek Kleofasa –
a mój artretyzm nie pozwala mi nawet przykucnąć.
Zaskoczony
opowieścią żony Kleofas, parsknął szczerym śmiechem, po czym
dodał:
–
Klementyno, zgodnie z teorią tej pani, nie musisz się jeszcze o to
prosić i…
…i
zaciągnął Klementynę o sypialni.
cdn…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz