sobota, 13 lipca 2019

276. Rozmowy niekontrolowane


         Trycjanowi Paszkwilce, z zawodu humoryście zatrudnionemu w New Bździocherze, prywatnie zaś zawodowemu prześmiewcy, „zagiętemu” onegdaj – jak pamiętamy – przez przypadkowego plażowicza, w domu raczej takie zagięcia się nie zdarzały.
         Ponieważ dotąd nie było jeszcze nic wspomniane o małżonce Trycjana, dwa słowa na jej temat. Jako przedmężatka było to radosne i swawolne dziewczęcie i prawdopodobnie dlatego tryskającą humorem pannę los wepchnął w ramiona tryskającego humorem kawalera. Nadającą na tych samych falach parę los sparował na dłużej. Czy na stałe? O tym miał zadecydować czas. Tu figlarny los asekurancko zasłonił się czasem, w razie czego zrzucając na niego winę za ewentualne niepowodzenie związku. Lecz póki co, związek miał się dobrze, choć Szwendolina – tak miało na imię owo dziewczęcie, a obecnie żona Trycjana – mimo zapewnień męża, iżby nie uważał, że wyłącznie właściwym miejscem dla kobiet jest kuchnia, spędzała tam nolens volens sporo czasu.
         Zdarzało się też, że Trycjan, szukając towarzystwa (w przerwach między spotkaniami w triumwiracie), zaglądał do kuchni. I wtedy, w czasie wizytowania przestrzeni kuchennej przez pana domu wywiązywały się rozmowy, które można by zaliczyć do rozmów niekontrolowanych. Ot choćby taki dialog, jaki miał miejsce pewnej niedzieli.
         – Gorki, gorki, gorki – podśpiewywała rzewnie Szwendolina, grzebiąc w kuchennej szafce.
         – Maksym – rzucił w jej stronę Trycjan.
         – Co?
         – Taki pisarz.
         – Był kucharzem?
         – Nie, pisał powieści.
         – No to co mi tu głowę zawracasz, kiedy gotuję obiad.

         Innym razem rozmowa miała taki przebieg.
         – Robię to w kółko i w kółko – utyskiwała Szwendolina. Po raz kolejny oblatywała mopem zadeptaną podłogę, co podczas słotnych dni było raczej Syzyfową pracą.
         – A próbowałaś robić w kwadrat? – zapytał Trycjan, robiąc przy tym szelmowską minę.
         – Co? W jaki kwadrat? Dlaczego w kwadrat?
         – Bo trójkąta bym ci nie zaproponował.
         Szwendolina stanęła jak wryta i zastanawiała się czy dobrze usłyszała. Wtedy Trycjan dorzucił jeszcze:
         – Jeśli pomyślałaś o tym samym co ja, to jesteś straszna świntucha.
         Tu Szwendolina, lekko się czerwieniąc ruszyła na Trycjana, trzymając kij mopa jak lancę, niczym ułan podczas szarży na nieprzyjaciela.
         – Świnia, świnia, świnia – powtarzała, machając w stronę męża mokrymi frędzlami mopa.
         Trycjan, śmiejąc się w czasie rejterady, rzucał w stronę żony kolejne propozycje:
         – Można by jeszcze w inne wielokąty, albo nawet w gwiazdę…
         Gdyby nie czmychnął na balkon, pewnie frędzle mopa wylądowałyby na jego głowie.

         Jeszcze innym razem rozmowa małżeńska wyglądała tak.
         – Byłam u dentysty – powiedziała obolała Szwendolina, trzymając się za policzek. – Wyrwał mi zęba.
         – Dobrze że nie poszłaś do chirurga – odpowiedział jej Trycjan zza czytanej właśnie gazety. – Mógł ci urwać nogę.
         Paszkwilko nie doczekał się odpowiedzi. Wychylił głowę sponad gazety, a widząc cierpiącą żonę, dał spokój z przygaduszkami, a na rozładowanie sytuacji opowiedział jej historię, której był świadkiem. Oczywiście wcale nie niemym.
         – Wiesz, Szwenduniu, kiedy wracałem wczoraj z pracy, parę domów dalej miało miejsce takie zdarzenie. Policjant stał przy psie z przetrąconym kręgosłupem. Widać było, że tęgo oberwał. Oczywiście pies, a nie policjant. Właściciel psa tłumaczył, że się przewrócił. Pech chciał, że akurat przechodził tamtędy jego pies i on się przewrócił na niego. Ale, ale, zaoponował policjant. Obrażenia zwierzęcia wskazują, że użyto tępego narzędzia. Facet tylko wzruszył ramionami i stał jakby nie rozumiejąc tego, co do niego mówił policjant. Wtedy ja się wtrąciłem i powiedziałem: „Nie widzi pan, to właściciel psa jest tępy”.
         Biedna Szwendolina próbowała się roześmiać, ale nie pozwolił jej na to ból szczęki. Zganiła męża wzrokiem i poszła do kuchni. Tam, stwierdziła nie po raz pierwszy, przynajmniej gary mi nie dogadują.
         Tak to już w domu Paszkwilków było. W końcu nie na darmo Trycjan był humorystą.

         cdn…

          
        

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz