sobota, 7 września 2019

284. Synowska pomoc

           Kiedy Inżynier Kopajłło po niefortunnej wpadce z przekopem mierzei został wykopany ze stanowiska Głównego Organizatora Wykonawczego w Bździochowskim Przedsiębiorstwie Robót Suchych i Mokrych, nie został wykopany ot tak sobie. Odbył się proces, w którym zarzucono mu sprawstwo, marnotrawstwo i wszelkie inne trawstwa, jako że naraził skołatany wojną kraj na niewyobrażalne straty. Tym sposobem proces się upolitycznił i zostało mu zasądzone wiele lat odsiadki. I tak nieźle, bo w tamtym czasie za sabotaż zwykle oddawało się głowę.
           Inżynier Kopajłło jaki był, taki był, ale łeb miał nie od parady. Cieszył się, że w czasie przedprocesowego śledztwa nie wykryto pewnej okoliczności. Otóż w wioszczynie, która miała być zalana, a mieszkańcy ewakuowani do nowych, eleganckich gospodarstw, mieszkał i gospodarował na sporym areale jego ojciec. Nie wiadomo, a raczej wiadomo, czym by się zakończyła sprawa, gdyby odkryto koligację istniejącą między tymi obywatelami.
           Ale jako się rzekło, Inżynier Kopajłło (od niepamiętnych czasów funkcjonował pod takim nazwaniem, gdyż chyba on sam nie pamiętał swojego imienia) miał głowę na karku. Przez cały czas spędzany na więziennych rozrywkach między nim i ojcem odbywała się wymiana tajnej korespondencji, czyli grypsera. Przyszedł jednakże dzień, gdy Inżynier Kopajłło otrzymał wiadomość, że jego stary już ojciec nie ma siły pracować w polu, a tu akurat nadchodzi czas sadzenia buraków cukrowych, a buraki właśnie są głównym źródłem jego utrzymania. Że gdyby Inżynier Kopajłło był w domu, to na pewno by mu pomógł.
           Wtedy to oficjalną drogą, czyli pocztą, nadszedł list z więzienia. Był to krótki list, w którym Inżynier Kopajłło dawał ojcu kilka rad. „Tato, pisał, broń Boże nie kop nigdzie na polu, bo tam ukryłem te karabiny, co to wiesz, te co to zostały od wojny. Też dynamit i granaty. Na pewno pamiętasz, te, które wcześniej trzymałem w skrytce pod schodami i w wychodku.”
           Po niespełna tygodniu Inżynier Kopajłło otrzymał gryps z domu z opisem całej dramatycznej sytuacji, jak to kilkudziesięciu jakichś obcych ludzi ze szpadlami i łopatami wkroczyło na pole i systematycznie je ryło. Nic nie znaleźli z tych rzeczy, o których pisał i nawet nie przeprosili za wtargnięcie na jego własność. Odpowiedź, jaka wkrótce nadeszła od syna, spowodowała taki atak śmiech starego Kopajłły, że długo nie mógł się uspokoić. Co przeczytał karteczkę, wybuchał śmiechem na nowo. „Tato, czytał, zważywszy na okoliczności, tylko tyle mogłem zrobić. Mam nadzieję, że teraz już sobie poradzisz z sadzeniem buraków.”

           cdn…


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz