Kiedy
Inżynier Kopajłło po niefortunnej wpadce z przekopem mierzei
został wykopany ze stanowiska Głównego Organizatora Wykonawczego w
Bździochowskim Przedsiębiorstwie Robót Suchych i Mokrych, nie
został wykopany ot tak sobie. Odbył się proces, w którym
zarzucono mu sprawstwo, marnotrawstwo i wszelkie inne trawstwa, jako
że naraził skołatany wojną kraj na niewyobrażalne straty. Tym
sposobem proces się upolitycznił i zostało mu zasądzone wiele lat
odsiadki. I tak nieźle, bo w tamtym czasie za sabotaż zwykle
oddawało się głowę.
Inżynier
Kopajłło jaki był, taki był, ale łeb miał nie od parady.
Cieszył się, że w czasie przedprocesowego śledztwa nie wykryto
pewnej okoliczności. Otóż w wioszczynie, która miała być
zalana, a mieszkańcy ewakuowani do nowych, eleganckich gospodarstw,
mieszkał i gospodarował na sporym areale jego ojciec. Nie wiadomo,
a raczej wiadomo, czym by się zakończyła sprawa, gdyby odkryto
koligację istniejącą między tymi obywatelami.
Ale jako
się rzekło, Inżynier Kopajłło (od niepamiętnych czasów
funkcjonował pod takim nazwaniem, gdyż chyba on sam nie pamiętał
swojego imienia) miał głowę na karku. Przez cały czas spędzany
na więziennych rozrywkach między nim i ojcem odbywała się wymiana
tajnej korespondencji, czyli grypsera. Przyszedł jednakże dzień,
gdy Inżynier Kopajłło otrzymał wiadomość, że jego stary już
ojciec nie ma siły pracować w polu, a tu akurat nadchodzi czas
sadzenia buraków cukrowych, a buraki właśnie są głównym źródłem
jego utrzymania. Że gdyby Inżynier Kopajłło był w domu, to na
pewno by mu pomógł.
Wtedy to
oficjalną drogą, czyli pocztą, nadszedł list z więzienia. Był
to krótki list, w którym Inżynier Kopajłło dawał ojcu kilka
rad. „Tato, pisał, broń Boże nie kop nigdzie na polu, bo tam
ukryłem te karabiny, co to wiesz, te co to zostały od wojny. Też
dynamit i granaty. Na pewno pamiętasz, te, które wcześniej
trzymałem w skrytce pod schodami i w wychodku.”
Po
niespełna tygodniu Inżynier Kopajłło otrzymał gryps z domu z
opisem całej dramatycznej sytuacji, jak to kilkudziesięciu jakichś
obcych ludzi ze szpadlami i łopatami wkroczyło na pole i
systematycznie je ryło. Nic nie znaleźli z tych rzeczy, o których
pisał i nawet nie przeprosili za wtargnięcie na jego własność.
Odpowiedź, jaka wkrótce nadeszła od syna, spowodowała taki atak
śmiech starego Kopajłły, że długo nie mógł się uspokoić. Co
przeczytał karteczkę, wybuchał śmiechem na nowo. „Tato, czytał,
zważywszy na okoliczności, tylko tyle mogłem zrobić. Mam
nadzieję, że teraz już sobie poradzisz z sadzeniem buraków.”
cdn…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz