Pius hrabia
Bździochowski nawet w najśmielszych marzeniach nie przypuszczał,
jak dalece rezolutna i zaradna jest jego małżonka. No cóż,
hrabina musiała sobie jakoś dawać radę podczas częstych
nieobecności męża, który – jak wiadomo – uczęszczał na
spotkania w triumwiracie, by tam miło spędzać czas pośród
męskich opowiastek, jego własnych i pozostałych członków
triumwiratu, czyli Trycjana Paszkwilki – etatowego humorysty New
Bździochera i Grzechosława Pyszczozora – lektora języków
paraorientalnych bździochowskiego uniwersytetu.
O pewnych
przygodach hrabiny i historiach, jakie jej się przydarzyły, hrabia
Pius dowiedział się bezpośrednio od niej, ale dopiero wtedy, gdy
po wspólnym „czytaniu” Pana Tadeusza
(czyli opróżnieniu butelki z wódką o takiej nazwie – to
informacja dla niewtajemniczonych lub wtajemniczonych tylko częściowo
w kwitnące życie towarzyskie Bździochowej Doliny), hrabina
odkryła uroki niewylewania za kołnierz i zainicjowała regularne
spotkania czytelnicze z przyjaciółkami. Odbywały się one zawsze w
czasie, w którym hrabia bawił Pod Upadłym Aniołem w swym
męskim towarzystwie.
Gdyby nie
wizyta policjanta w osobie Rympała Przypałki, hrabia do dziś byłby
przekonany, że skrzywiona latarnia obok domu to jego dzieło. Ale
skoro sprawa wyszła na jaw i sprawczyni została zdemaskowana,
hrabiemu udało się wziąć małżonkę na spytki i, po odpowiednim
nasyceniu jej alkoholem (o nim samym nie wspominając) dowiedział
się o całkiem licznych jej przygodach.
Jedną z
takich odkrytych przed hrabią Piusem tajemnic były okoliczności
związane z jej niedawnym zagranicznym wyjazdem. Przed samym wyjazdem
hrabina udała się do banku po pożyczkę.
– Po co?
– zdziwił się hrabia. – Przecież na koncie w tym czasie były
pieniądze.
– Wiem –
odrzekła hrabina. – Ale to był element mojego planu.
Po czym
opowiedziała mężowi całą historię.
– Wiesz,
skorzystałam z promocyjnej pożyczki, którą oferował bank.
Gwarantowali decyzję w piętnaście minut. Jako zabezpieczenie
pożyczki dałam tego, jak ty go nazywasz, wypasionego merola.
Pracownik sprawdził papiery, wszystko się zgadzało, więc
odprowadził auto do bankowego garażu. Po powrocie, po dwóch
tygodniach… Ach, kochanie, pewnie nawet nie zauważyłeś, że mnie
nie było… – tu hrabina uśmiechnęła się figlarnie, wszak
znała upodobanie męża do niewylewania za kołnierz, z którego
pewnie skrzętnie korzystał podczas jej nieobecności. – No więc
po powrocie poszłam do banku, oddałam pożyczkę wraz z odsetkami i
odebrałam auto. Ten pracownik miał jakąś niewyraźną minę,
jasne było, że coś go męczyło. W końcu nie wytrzymał i
powiedział:
–
Przepraszam, to w zasadzie nie moja sprawa i być może nie
powinienem o to pytać, ale podczas pani nieobecności, sprawdziliśmy
pani wiarygodność finansową i jest dla nas zupełnie
niezrozumiałe, dlaczego przy tak dobrej pani kondycji finansowej
wzięła pani kredyt? Że nie wspomnę o jego symbolicznej w tym
wypadku wysokości.
A wtedy ja
uroczo się do niego uśmiechnęłam i odparłam:
– Odsetki
wyniosły niecałe trzydzieści złotych. Gdzie ja w Bździochach
znalazłabym za tak niską sumę parking na dwa tygodnie, i to w
strzeżonym garażu?
Hrabiemu
dech zaparło.
cdn…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz