sobota, 21 września 2019

286. Tajemnicze parkowanie

           Pius hrabia Bździochowski nawet w najśmielszych marzeniach nie przypuszczał, jak dalece rezolutna i zaradna jest jego małżonka. No cóż, hrabina musiała sobie jakoś dawać radę podczas częstych nieobecności męża, który – jak wiadomo – uczęszczał na spotkania w triumwiracie, by tam miło spędzać czas pośród męskich opowiastek, jego własnych i pozostałych członków triumwiratu, czyli Trycjana Paszkwilki – etatowego humorysty New Bździochera i Grzechosława Pyszczozora – lektora języków paraorientalnych bździochowskiego uniwersytetu.
           O pewnych przygodach hrabiny i historiach, jakie jej się przydarzyły, hrabia Pius dowiedział się bezpośrednio od niej, ale dopiero wtedy, gdy po wspólnym „czytaniu” Pana Tadeusza (czyli opróżnieniu butelki z wódką o takiej nazwie – to informacja dla niewtajemniczonych lub wtajemniczonych tylko częściowo w kwitnące życie towarzyskie Bździochowej Doliny), hrabina odkryła uroki niewylewania za kołnierz i zainicjowała regularne spotkania czytelnicze z przyjaciółkami. Odbywały się one zawsze w czasie, w którym hrabia bawił Pod Upadłym Aniołem w swym męskim towarzystwie.
           Gdyby nie wizyta policjanta w osobie Rympała Przypałki, hrabia do dziś byłby przekonany, że skrzywiona latarnia obok domu to jego dzieło. Ale skoro sprawa wyszła na jaw i sprawczyni została zdemaskowana, hrabiemu udało się wziąć małżonkę na spytki i, po odpowiednim nasyceniu jej alkoholem (o nim samym nie wspominając) dowiedział się o całkiem licznych jej przygodach.
           Jedną z takich odkrytych przed hrabią Piusem tajemnic były okoliczności związane z jej niedawnym zagranicznym wyjazdem. Przed samym wyjazdem hrabina udała się do banku po pożyczkę.
           – Po co? – zdziwił się hrabia. – Przecież na koncie w tym czasie były pieniądze.
           – Wiem – odrzekła hrabina. – Ale to był element mojego planu.
           Po czym opowiedziała mężowi całą historię.
           – Wiesz, skorzystałam z promocyjnej pożyczki, którą oferował bank. Gwarantowali decyzję w piętnaście minut. Jako zabezpieczenie pożyczki dałam tego, jak ty go nazywasz, wypasionego merola. Pracownik sprawdził papiery, wszystko się zgadzało, więc odprowadził auto do bankowego garażu. Po powrocie, po dwóch tygodniach… Ach, kochanie, pewnie nawet nie zauważyłeś, że mnie nie było… – tu hrabina uśmiechnęła się figlarnie, wszak znała upodobanie męża do niewylewania za kołnierz, z którego pewnie skrzętnie korzystał podczas jej nieobecności. – No więc po powrocie poszłam do banku, oddałam pożyczkę wraz z odsetkami i odebrałam auto. Ten pracownik miał jakąś niewyraźną minę, jasne było, że coś go męczyło. W końcu nie wytrzymał i powiedział:
           – Przepraszam, to w zasadzie nie moja sprawa i być może nie powinienem o to pytać, ale podczas pani nieobecności, sprawdziliśmy pani wiarygodność finansową i jest dla nas zupełnie niezrozumiałe, dlaczego przy tak dobrej pani kondycji finansowej wzięła pani kredyt? Że nie wspomnę o jego symbolicznej w tym wypadku wysokości.
           A wtedy ja uroczo się do niego uśmiechnęłam i odparłam:
           – Odsetki wyniosły niecałe trzydzieści złotych. Gdzie ja w Bździochach znalazłabym za tak niską sumę parking na dwa tygodnie, i to w strzeżonym garażu?
           Hrabiemu dech zaparło.

           cdn…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz