Wiejskie
kółko Moherowych Muszek korzystając z poparcia przewodniczącego
rady wiejskiej, Wąchosława Ptaśca, który już wcześniej próbował
przeforsować całkowicie niedemokratyczne przepisy dla Bździochowej
Doliny, znów pozwalało sobą manewrować. Odbywało się to z
wykorzystaniem naiwności i całkowitej abnegacji politycznej
moherowych kółkowiczów. Tajemnicą poliszynela było, że za
sznurki pociąga, czyli steruje ukradkiem samozwańczy wygnaniec,
były sołtys, Alojzy Pstryś, który nawet po tak długim czasie był
w stanie uruchomić swoich wiernych akolitów i mieszać.
Pstryś
wiedział, że w Bździochowej Dolinie żadne rewolty nie mają szans
powodzenia, bo obecny sołtys, Miętoś, był zbyt czujny i zbyt
mądry, aby pod jego okiem mogły się odbywać jakieś
antydemokratyczne ekscesy. Ale wiedział też, że na nieodległe
wsie – Dresowo i Bejzbolówek, pełne jego oddanych wielbicieli –
zawsze może liczyć.
To co sobie
obmyślił tym razem, miało w takich warunkach szansę powodzenia.
Dlatego w całkowitej konspiracji, pod osłoną nocy przeprowadził
referendum. Efekt był taki, jakiego się spodziewał. Jego
poplecznicy zadeklarowali chęć utworzenia terytorium, na którym
znaleźliby się tylko oni. Miętosiowcy zostaliby tam, gdzie są.
Tym terytorium miały być stojące za nim wsie, a więc wymienione
wyżej Bejzbolówek i Dresowo.
Rozpoczął
się masowy (oczywiście w skali kresowej) eksodus i tak Pstrysiowcy,
czy też używając bardziej politykierskiego języka, Pstryziści
zasiedlili wyznaczony przez byłego sołtysa rejon. Aby zrobić na
złość Miętosiowi, Pstryś nazwał te ziemie Bździochami B. Miało
to brzmieć znajomo, a przez to powodować pomyłki mogące być na
rękę Pstrysiowi. Ale przede wszystkim miało zdenerwować Miętosia.
Miętoś
tymczasem wcale się tym nie przejął, a w zaciszu swojego biura
nawet odetchnął z ulgą. W końcu pozbył się niepewnych ludzi. O
niektórych dopiero teraz się dowiedział, że stanowili piątą
kolumnę. I krzyż im na drogę, pomyślał.
Jak się
okazało, były to prorocze słowa, bowiem w Bździochach B pod
rządami, teraz już całkiem jawnie tytułującego się wodzem,
Alojzego Pstrysia, zapanowało zgoła odmienne prawo niż w
Bździochach A (nazwa Bździochy A wynikła jakby samoistnie, co
zresztą nie dziwi). Najistotniejszą praktyką stała się modlitwa.
Modlono się o wszystko – od pogody i plonów poprzez naprawę
kosiarek czy przejście przez jezdnię, do mycia zębów i otwierania
kapsli od butelek z piwem. Pstryś dekretami uregulował całe życie
Bździochów B. Nie było ono łatwe, dlatego bardzo rozpowszechniło
się niewylewanie za kołnierz, którą to czynność
bździochowianie, jak wiemy, mieli już i tak opanowaną do
perfekcji. Niewątpliwie pomocna była tu odpowiednia modlitwa, jak
chociażby ta do otwierania kapsli.
Z innych
istotnych rzeczy warto wspomnieć o religii, która zdominowała
naukę w szkołach. Stała się punktem wyjścia do nauki wszystkich
przedmiotów. Wiele przedmiotów odrzucono jako nieprzystających do
patriotycznej edukacji. Patriotyczną edukację zaś ukształtowała
historia Bździochów, którą napisano na nowo, a która miała się
do rzeczywistej historii jak przysłowiowa pięść do nosa. W niej
najważniejszą osobą był oczywiście Alojzy Pstryś, który między
innymi brawurowo wygrał wszystkie wojny w ostatnim tysiącleciu. W
rozrywce za jedyne do rozpowszechniania melodie uznano pieśni
religijne i patriotyczne. Przy czym jeśli któreś słowa w tekście
nie przypadły Pstrysiowi do gustu, bez zahamowań zmieniał je.
Resztę załatwiała propaganda, która tłumaczyła także, dlaczego
Pstryś musi mieć w domu złote klamki i kryształowe kible, a
zwykli mieszkańcy mają się zadowolić drewnianymi wygódkami za
stodołą. Reszta przywilejów dla władzy i „przywilejów” dla
obywateli była w podobnym stylu. Szybko więc Bździochy B popadły
w marazm, bidę i patologię. Krótko mówiąc, charakteryzowało je
picie i modlitwa. Stały się średniowiecznym skansenem. Powoli z
kolei rosła świadomość obywateli, lecz jeszcze dużo wody miało
upłynąć w Bździochówce, która przepływała i przez tę część
Bździochowej Doliny, zanim nastąpił odwrót.
O
Bździochach A w zasadzie nie ma co wspominać, bo nadal pod rządami
Miętosia kwitły, a motorem postępu były zgoła inne wartości niż
modlitwa. Parafrazując stare hasło, jedno z najbardziej znanych w
minionej jedynie słusznej epoce, Bździochy A naprawdę rosły w
siłę, a ludziom żyło się dostatniej.
cdn…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz