Nieoficjalna część zjazdu absolwentów z okazji
pięćdziesięciolecia istnienia Szkoły Podstawowej nr 1 w Bździochach, na którym
humorysta New Bździochera Trycjan Paszkwilko
wyraził pamiętną obawę o stan psychiczny swego niegdysiejszego „ławkowego”
kolegi, a obecnie prezesa PZDŚ (Przedsiębiorstwa Zgrubnego Dokręcania Śrub)
Zaskurniaka, przeniosła się do restauracji Pod
Upadłym Aniołem. Towarzystwo zestawiło stoliki i bawiło się w najlepsze
wspominkami z dawnych czasów, nie zapominając wszakże o stronie stricte duchowej owego spotkania po
latach, czyli o niewylewaniu za kołnierz. Podochocone …sięciolatki wysupływały
z pamięci coraz to zabawniejsze historie sprzed lat, a z kieszeni coraz
bardziej sute napiwki.
Nie obyło się oczywiście bez kolejnego zabrania głosu przez
Trycjana Paszkwilkę, który – nawiasem mówiąc – z racji swojej „społecznej”
funkcji rej wodził w tym gronie. Zdarzenie, które przywołał, także dotyczyło
Zaskurniaka. Opowieść Paszkwilki brzmiała mniej więcej tak.
„Pamiętacie, jak po wuefie rozprawialiśmy w szatni o podrygujących
biustach naszych koleżanek ćwiczących w drugiej części boiska? Dyskusja była
tak gorąca, a zarazem tak głośna, że wywabiła dyra z jego gabinetu, który
znajdował się dokładnie nad szatnią. Dyro, surowy jak zwykle, stanął w drzwiach
i rozegrał sprawę po swojemu. – Skoro nie potraficie ubierać się spokojnie, za
karę… – Chyba nie był zbytnio przygotowany, bo dość długo się zastanawiał nad
sposobem ukarania nas. A u niego kara zawsze wiązała się z wykonaniem jakichś
prac na rzecz szkoły. Dyro stał w drzwiach, rozglądał się i kombinował, co by
tu i jak by tu. No i zauważył pękniętą szybę w oknie. Z satysfakcją wskazał na okno
i dokończył zdanie: – …wymienicie szybę. – Jak zwykle koszty go nie interesowały.
Były po stronie ukaranych.
Cóż było robić. Wymierzyliśmy szybę, zrobiliśmy zrzutkę i
kilku chłopaków poszło do szklarza. Zanim przytargali nową szybę, pozostali przygotowali
ramę. Wyrzuciliśmy pękniętą szybę (nie trzeba dodawać, że rozbiliśmy ją w drobny
mak, a huku pewnie było więcej niż tego naszego hałasu), oczyściliśmy ramę ze
starego kitu i… okazało się, że szyba nie pasuje. Czy pomiary nie były dość
dokładne, czy rama była wypaczona, nie wiadomo. No i oczywiście przy wkładaniu,
szyba pękła. Wyglądała jeszcze tragiczniej niż poprzednia. Znowu zdjęto
wymiary, uwzględniając poprawkę na „krzywość” ramy, zrobiliśmy następną zrzutkę
i „ekipa szybowa” ponownie udała się do szklarza. Druga szyba już pasowała,
więc zadowoleni zabraliśmy się za kitowanie. Kiedy już zbliżaliśmy się do
końca, Zaskurniak zauważył wystający gwóźdź. Odbierając obcęgi od któregoś z
kolegów, upuścił je na szybę. Co było dalej, ci co wtedy byli, pamiętają.
Ostatni, czwarty raz szyba się zbiła, gdy okno opadło (to było okno uchylne,
otwierane nie na boki, tylko z góry na dół). Rama walnęła w parapet z lastrika,
a szyba w drobnych kawałkach znalazła się na podłodze.
Podejrzewaliśmy nawet zmowę dyra ze szklarzem. W tym wypadku
nie sprawdziło się powiedzenie „Do trzech razy sztuka”. No, a teraz do dna, panie
i panowie, a później opowiem o skoku goryla i… związanym z nim malowaniu kibli.
cdn…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz