Do „Domu
imienia brata Adalberta” (dawniej: Alberta), jedynej takiej ostoi dojrzałości
wiekowej i sprawnościowej, jak powszechnie mawiał personel tej placówki, trafił
onegdaj zbankrutowany przedsiębiorca, niejaki Bryndzeusz Gruchot. Rzecz w tym,
że przedsiębiorca ów, robiący dotychczas w tak zwanej samochodówce, był całkiem
rześkim i energicznym, wcale nie starym mężczyzną. Zaszycie się u Adalberta
było raczej unikiem nie tyle przed wierzycielami, co przed zawiedzionymi
klientami, a ściślej klientkami, do których Bryndzeusz miał słabość i niemal z
każdą wchodził w bliższe kontakty. Nic więc dziwnego, że klientki polecały go
sobie.
Swego czasu
warsztat samochodowy „Gruchot”, wbrew nazwisku właściciela, słynął z dobrej
roboty. Przewrotność nazwiska sprawiała, że niemal każdy nowy klient (nie mylić
z klientkami) z obawą pozostawiał tam swoje auto do naprawy; później jednak wcześniejsza
rezerwa zamieniała się w entuzjazm. Z czasem jednak, prawdopodobnie z
przypływem coraz większego bogactwa, Bryndzeusz Gruchot zaczął rozglądać się za
spódniczkami, co w końcu przeobraziło się w notoryczne uganianie się za
kieckami. Rozglądanie się czy uganianie nie są siłą rzeczy – w tej sytuacji
określeniami dość ścisłymi, bo właściwie Bryndzeusz nie musiał kiwać nawet
palcem, a panie i tak w sporych ilościach odwiedzały jego warsztat. Z czasem
Bryndzeusz tak się rozochocił w kontaktach damsko-towarzyskich, że poszły za
tym jakieś rzucane ad hoc deklaracje dozgonnej
miłości, małżeństwa i temu podobne. Oczywiście nie miały się one nigdy spełnić.
Tak to sobie kombinował Bryndzeusz.
Ale
Bździochy to Bździochy. Wieś w końcu. I różne wieści po niej się rozchodzą.
Zawiedzione kobiety najczęściej odpuszczały sobie dalsze adoracje Bryndzeusza i
łopoty serc kierowały w stronę bardziej rzetelnych kandydatów do ożenku. Z wyjątkiem
jednej jedynej panny, Róży Potulnej. Róża miała charakter nieadekwatny do
nazwiska, bo wcale do potulnych nie należała. U niej, podobnie jak w przypadku
Bryndzeusza, też występowała przewrotność. Można by więc rzec, że trafiła kosa
na kamień. Pikanterii całej sprawie dodaje fakt, że Róża szalała za Bryndzeuszem
do tego stopnia, że gotowa była sforsować wszelkie przeszkody stojące na drodze
do Adalberta. Z wiadomych względów nie było to możliwe, więc dla świętego
spokoju zarządca przybytku udzielił Bryndzeuszowi dyspensy na jeden wieczór.
I tu
wkroczył do akcji notoryczny wolontariusz Sekstus Serdeczko. Wcale nie tak,
żeby z własnej woli czy coś w tym guście. Nie. Serdeczko został oddelegowany
jako przyzwoitka dla tej pary. A para wybrała się na raut. Gdy Sekstus (on też
miał przewrotne nazwisko) ujrzał Różę, a ujrzał ją po raz pierwszy w życiu,
zaniemówił. Bo Róża była niesłychanie piękną i ponętną kobietą. Na dodatek
miała strój, który całkiem słusznie mógł uchodzić za nieprzyzwoity. Otóż
obcisła sukienka, w której Róża wystąpiła na raucie, miała poprzeczne rozcięcie
pod samym biustem, a nawet pobieżny tylko rzut oka przekonywał, że żadnej
bielizny pod spodem nie było. Biust panny Róży oczywiście nie był widoczny,
choć w widoczny sposób odpychał materiał. Rozcięcie więc de facto było sporą szczeliną falującą wraz z falowaniem biustu.
Wolontariusz
Serdeczko nieobyty dotychczas z damskim towarzystwem, i to z jakim
towarzystwem!, poczuł dziwne mrowienie tu i ówdzie. Było ono niewątpliwie
związane z widokiem panny Róży, a zwłaszcza z wyobrażonym sobie widokiem tego,
co falowało pod szczeliną sukienki. I co zrobił nasz skromny dotychczas chłopak?
Otóż postanowił tam zajrzeć. Nie wypadało oczywiście zrobić tego tak otwarcie.
Trzeba by użyć jakiegoś fortelu, kombinował. Myślał, myślał i myślał nad
sposobem. A jak człowiek bardzo chce, a na dodatek myśli, to w końcu wymyśli.
No i wymyślił.
Tak manewrował
po sali, namawiając Różę i Bryndzeusza do przemieszczania się wraz z nim, aż
dotarł do stolika ze słodyczami. Ale nie w słodyczach rzecz tylko w stoliku.
Otóż stolik miał szklany blat i odbijał wszystko, co było nad nim. Kiedy więc
Róża stanęła, a nawet pochyliła się nad stolikiem, Sekstus mógł wreszcie
dojrzeć to, co go tak pociągało. A było co oglądać. Piersi falujące i
podrygujące w rytm ruchów ich właścicielki przyciągały wzrok jak magnes.
Sekstus
wpatrywał się w blat stołu jak urzeczony. Panna róża zaś opuszczony wzrok
Sekstusa brała za wyjątkową nieśmiałość. Nawet się nie domyślała fortelu.
W taki oto
sposób Sekstus Serdeczko doznał pierwszego w swym życiu doświadczenia natury
intymnej. Nigdy wcześniej by nie przypuszczał, że stać go będzie na taką
odwagę. Wszak stojący obok Bryndzeusz, gdyby spojrzał w dół, zobaczyłby
niechybnie, co takiego na stole przyciąga wzrok młodzieńca.
Można by
jeszcze dodać, że po latach, gdy Róża nie była już panną Różą Potulną, tylko
panią Różą Gruchotową, przypadkiem spotkała Sekstusa Serdeczkę. Powiedziała mu,
że wtedy, na raucie spojrzała jednak w dół, na blat stołu i domyśliła się, w co
z takim namaszczeniem wpatruje się Sekstus. Ba, dodała też, że wiedząc to, specjalnie
długo nie odchodziła od stołu, bo spryt i atencja, z jaką Sekstus wpatrywał się
w jej wdzięki, była dla niej komplementem czy nawet hołdem, i ona też wtedy poczuła
szczególnego rodzaju dreszcze.
cdn…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz