Drzwi do
pokoju komisarza Chwalimierza Ciutgrzmota zostały otwarte z impetem
i do środka wepchnięto przyzwoicie ubranego młodego człowieka.
Wpychająca go ręka szybko się cofnęła, a zanim zatrzaśnięto
drzwi, do uszu obecnych doleciał krótki meldunek:
– Obraza
prezydenta!
Komisarz
Ciutgrzmot nie musiał zgadywać, do kogo należy głos, bo znał go
na pamięć. Znowu ten Zauszko w akcji, pomyślał. Pewnie jakaś
kolejna bzdura. Wskazał młodzieńcowi krzesło przy sąsiednim
biurku, po czym zwrócił się do siedzącego przy nim swojego
podwładnego, śledczego Rympała Przypałki:
–
Przesłuchaj pana i spisz protokół.
– Sie
robi – odparł Przypałko i powtórzył gest przełożonego
wskazujący gościowi krzesło.
– Po
rytualnym wypytaniu o dane osobowe przeszedł do sedna:
– No to
jak pan obraził prezydenta? – zapytał uprzejmie. Spojrzał przy
tym na komisarza, żeby sprawdzić, czy nie nazbyt uprzejmie. Ale
komisarz już wsadził nos w swoje papiery i nie zwracał uwagi na
poczynania śledczego. Tym samym dał mu wolną rękę do działania.
– Nie
wiem – padła odpowiedź.
– Jak to
pan nie wie?
– No nie
wiem.
–
Powiedział do prezydenta: Będziesz siedzieć. – Te słowa
wypowiedział tajny agent Zauszko, uchyliwszy drzwi. Przypałko
spojrzał w tamtą stronę, ale drzwi już się przymknęły. Z
uniesionymi ze zdziwienia brwiami spytał przesłuchiwanego:
– Tak pan
powiedział? A co na to prezydent?
– Nie mam
pojęcia – odpowiedział młodzian, nie mniej zdumiony tym, co się
działo.
– No to
jak? Wie pan, czy pan nie wie?
– Ale że
co?
– A to,
czy pan obraził w końcu prezydenta, czy nie?
– Nie.
–
Powiedział pan: Będziesz siedzieć?
–
Powiedziałem.
– A więc
przyznaje się pan?
– Do
czego?
– Do
obrazy prezydenta.
– Ale ja
wcale nie powiedziałem tego do prezydenta.
Przypałko,
który już się cieszył, że ma oskarżonego na widelcu i że tak
szybko będzie mógł zamknąć sprawę, ze zdumienia uniósł brwi
dużo wyżej niż zwykle.
– A do
kogo?
– Do
dziecka.
– Dziecko
miało na imię Prezydent? – Przypałko nieco się pogubił w
śledztwie.
– Nie.
– No to
ja już nic z tego nie rozumiem. Mówił pan do dziecka, a obrażał
pan prezydenta?
Komisarz
Ciutgrzmot od dłuższej chwili dyskretnie spoglądał na podwładnego
i równie dyskretnie się uśmiechał. Ale nie zamierzał mu
ułatwiać. Nadal udawał bardzo zajętego.
– To było
na wiecu przedwyborczym prezydenta – zaczął od początku
młodzieniec. – Obok mnie stała jakaś zupełnie obca kobieta z
wózkiem. W wózku wiercił się dzieciak, wyraźnie znudzony.
Dlatego się wiercił i wrzeszczał na całe Bździochy. W pewnym
momencie o mało nie wypadł z wózka. Jego matka, bo to
prawdopodobnie była jego matka, nie zauważyła tego. W ogóle nie
zwracała na niego uwagi. Nie chciałem dzieciaka łapać, bo wie
pan, o co mogłem być pomówiony, więc tylko zawołałem na niego:
Będziesz siedzieć, czy nie?! Ale zanim dokończyłem pytanie, ten z
podniesionym kołnierzem już był przy mnie i dzwonił po radiowóz.
To wszystko.
Przypałko
zerknął w stronę Ciutgrzmota, ale wyglądało na to, że komisarz,
zagłębiony w sprawozdania, w ogóle nie wie, co się dzieje obok.
Widząc, że został bez pomocy i musi samodzielnie podjąć decyzję,
pochylił się ponad biurkiem i wyszeptał:
– Idź
pan do diabła i nie grzesz więcej. I unikaj pan znudzonych dzieci.
Po czym
wstał i zabrał się do parzenia ulubionej herbaty Ulung,
której jeszcze około pół tony spoczywało w policyjnym magazynie.
Przez roztargnienie o mało nie zaproponował filiżanki herbaty
dopiero co przesłuchiwanemu młodzieńcowi.
cdn…