Trzeba przyznać, że Szczotosław Wymiotko miał charakter. Wredny charakter. Przy nim prawdopodobnie niewyparzona gęba i tupet Ceduły Raptularz oraz nadawanie „Wolnej Europy”, czyli wcale nie ciche utyskiwanie Wywrzeszczy Wtedyrdowej, były całkiem niedokuczliwymi przypadłościami owych pań. Podejrzewano nawet, że Wymiotko czyni swe złośliwości całkowicie świadomie i z premedytacją, a nie z podświadomej potrzeby zadośćuczynienia charakterowi. Dość że był wredny i tyle. Do tego był fałszywy i kłótliwy. Na każdym kroku szukał zwady, chętnie też przyjmował postawę do bitki, choć jego postura wcale go do tego nie upoważniała. Nie dość, że był kłótliwy, to jeszcze zadzior. W konsekwencji nie był za bardzo lubiany, a konkretnie wcale. Przez nikogo.
Przykładów jego bezinteresownego postępowania było bez liku. Ot, choćby weźmy pierwszy przykład z brzegu. Gdy sąsiedzi chcieli założyć wieszaki na swoje rowery w części wspólnej korytarza w bloku, w którym mieszkali, zostali zobowiązani do uzyskania zgody wszystkich lokatorów. Szczotosław, a jakże, zgodził się, ale pod warunkiem, że zgodzą się pozostali lokatorzy. Gdy już wszystkie podpisy były na miejscu, wtedy Szczotosław zmienił zdanie. I nie pomogło żadne przekonywanie. Sąsiedzi musieli trzymać rowery na balkonie.
Ta zmiana zdania była dla niego charakterystyczna. Pewnego razu poproszony przez kolegę o zastępstwo, gdy ten miał jakąś pilną sprawę do załatwienia w godzinach pracy, Szczotosław chętnie się zgodził, po czym w ostatniej chwili przesłał koledze sms-a o treści: „Nie zastąpię cię. Nie odpisuj”. Kolega został na lodzie.
I tak to ze Szczotosławem Wymiotką było. Z czasem doszło do tego, że już nikt nic od niego nie chciał. Działało to też w drugą stronę. Szczotosławowi nikt w niczym nie chciał pomagać, bo mógł się spotkać tylko z niewdzięcznością z jego strony.
Szczotosław był zatrudniony na targowisku w charakterze sprzątacza. Już z daleka było słychać, jak toczy kontener na śmieci. Każdy starał się wtedy zejść mu z drogi, bo jeśli nie, to kłótnia było gotowa. A to przecież Wymiotko lubił najbardziej w swojej pracy. Ale raz się naciął. W jednej z alejek targowiska zauważył stojącego busa i pracowników firmy przygotowujących się do rozładunku. Od razu zwęszył coś rozrywkowego dla siebie. Dopóki bus nie tarasował przejazdu, Szczotosław stał przyczajony ze swoim kontenerem, palił papierosa, udawał, że jest czymś zajęty. Gdy tylko bus został ustawiony w pozycji wygodnej do rozładunku, Szczotosław ruszył do akcji. Od razu wszczął awanturę. Krzyczał, że zajechano mu drogę, a on ma przecież swoje obowiązki do wykonania. Twierdził, że celowo i złośliwie zajechano mu drogę. Zażądał natychmiastowego odblokowania przejazdu, bo jak nie, to zgłosi ochronie, że pracownicy tej firmy utrudniają, a wręcz uniemożliwiają mu pracę i że ochrona zadość uczyni jego żądaniom, a na firmę nałoży mandat. Spieniał się coraz bardziej i nie pomagało tłumaczenie, że zablokowanie przejazdu jest tylko chwilowe. Ostatecznie, wrzeszcząc, przywołał przez telefon pracownika ochrony.
Ochroniarz był bardzo rzeczowy. Rozumiał sytuację oraz argumenty Szczotosława, który już zacierał ręce. Racja musiała być po jego stronie. I nagle Wymiotkę zdumiały kolejne słowa ochroniarza:
– Mamy tu świeżo założone kamery. Zaraz sprawdzimy, jak to było i ustalimy, kto ma rację.
Na takie dictum Szczotosław, który kilkanaście minut czekał, aby zrobić drakę, niespodziewanie się zmył.
– Dobra – mruknął. – Niech wam będzie. Znajcie moje dobre serce.
I tyle go widziano. Ale oczywiście nie na zawsze, tylko do następnego razu.
cdn…