Pewnego dnia Mamrotka Dreszczyk, z zawodu fryzjerka i kosmetyczka, postanowiła się samodzielnić i założyć własny zakład fryzjersko-kosmetyczny. Swojej fachowości w tym zawodzie była pewna, kapitał na start miała, wyszukała też nieźle położony lokal niemalże w samym centrum Bździochów. Zdawała sobie jednak sprawę, że aby dynamicznie wejść na rynek, potrzebny jest dobry marketing.
„Reklama dźwignią handlu” – przypomniała sobie niegdysiejsze hasło reklamowe. Wprawdzie była w nim mowa wyłącznie o handlu, ale przecież usługi, co oczywiste, podlegają tym samym prawom rynkowym, myślała. Potrzebny będzie na początek jakiś zgrabny anons przynajmniej w New Bździoch Timesie i w Super Bdziochpressie. Ale najważniejszy jest szyld. Czyli to co będzie widoczne na pierwszy rzut oka, to z czym mieszkańcy Bździochów muszą się oswoić, co musi zapaść w ich pamięci. A zwłaszcza w pamięci kobiet, bo to będzie zakład damski.
No i tu się zaczęły schody, bo jak wymyślić coś, co wpadnie w oko, co wryje się w pamięć, co będzie przychodzić do głowy na myśl: „Muszę iść do fryzjera i do kosmetyczki”. Najlepiej będzie, dedukowała, przejść się po wsi i popatrzeć po innych szyldach. W końcu pomysłowość ludzka nie zna granic, na pewno coś mnie zainspiruje. Ruszyła tedy Mamrotka w wieś, aby pooglądać efekty ludzkiej wyobraźni.
Od razu też doznała oczopląsu, a zarazem wstrząsu. Bo czy można przejść obojętnie obok takich nazw jak na przykład: Galeria Steka Wołowego, Piwniczka Cudów dla Podniebienia, Pracownia Marchwi, Salon Drobiu, Raj dla Włosów, Izba Pojednania ze Zgagą, Pawilon Szlifowania Formy, Galeryjka Puderniczki czy Akademia Uzębienia? Brnąc tak przez wieś, Mamrotka dostała w końcu wariacji siatkówki w oku, zawrotów głowy i ogólnego wstrząsu psychcznego. Co ja mam umieścić na swoim szyldzie?, myślała zrozpaczona – Galeria Włosa? Przesiedziała, dumając, całą niedzielę. Pod wieczór jej myśli zaczęły się układać logicznie. Wystarczy, kombinowała, nazwa Salon Fryzjerski Damski. Nazwa prosta, czytelna i zrozumiała. Z tym pomysłem w poniedziałek rano udała się do zakładu wykonującego szyldy.
Po kilku dniach odebrała dzieło i z dumą rozwinęła z opakowania przed mężem. Lecz dopiero, gdy zdumiała ją zdumiona mina męża, zerknąła na szyld. Widocznie w firmie szyldziarskiej pomieszały się zamówiena, bo napis brzmiał następująco: Ambasada Pióra i Pazura. Mamrotkę wbiło w ziemię. Ale cóż było robić. Termin otwarcia szyko się zbliżał. Nie było czasu na rozpacz. Trzeba było wieszać szyld.
– Nie martw się – pocieszał ją małżonek. – Będziesz miała od razu zagranicznych klientów.
No i Świętopełko, mąż Mamrotki się nie pomylił. Nazwa chwyciła, a właścicielka firmy nie mogła się opędzić od chętnych. Na dodatek, gdy New Bździocher ogłosił konkurs na najatrakcyjniejszą nazwę firmy, Ambasada Pióra i Pazura zajęła bezapelacyjnie pierwsze miejsce. Świętopełko zaś z uciechy zaprosił na drinka szefa agencji reklamowej, która przez niefortunną pomyłkę stała za sukcesem Mamrotki. Zaprosił ją do Baru Gin Ekologicznego, do którego niegdyś wymykała się Mamrotka, a w którym on sam był pierwszym klientem mężczyzną. Tak to przy okazji szef agencji został drugim męskim klientem owego baru.
cdn…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz