W
Bździochach zawrzało. I to dosłownie. Niedaleko studni – tej, przy której onegdaj
przesiadywał Miętoś z Dziwnym, wybiło gorące źródło. I to jak wybiło. Wrząca
woda tryskała strumieniem w górę na kilkadziesiąt metrów. Rzutki sołtys Jasiek
Poboćko, zwany Miętosiem, choć niektórzy mieszkańcy wsi dla oddania mu szacunku
nazywali go panem Miętosiem, a nawet panem Janem Miętosiem, nie byłby sobą,
gdyby tego – co tu kryć – daru z nieba, a ściślej – spod ziemi, nie
wykorzystał. Zwłaszcza że przytrafiło się to w okresie zwanym później Wczesnym
Miętosiem, kiedy znajdował się jeszcze na wznoszącej fali kariery, był pełen
niespożytej energii i niczym owo źródełko tryskał pomysłami. Błyskawicznie
rozpisał przetarg na wykonanie odpowiednich instalacji i oto Bździochowa Dolina
stała się zagłębiem energetycznym całego regionu. Stach Ogniwo, właściciel
prężnego Przedsiębiorstwa Instalacji Wszelkich i jednocześnie zwycięzca
przetargu, bardzo sprawnie okiełznał źródło gorącej wody i w niedługim czasie
cały region był samowystarczalny pod względem energetycznym, a nawet
eksportowano jeszcze nadwyżki, których już w żaden sposób Bździochowa Dolina
nie była w stanie skonsumować. Cała Bździochowa Dolina cierpiała – jeśli to
właściwe określenie – na nadmiar energii, mimo że zewsząd biły w oczy jaskrawe
neony, jeździły podwieszane kolejki elektryczne i co tam tylko, tak że praktycznie
nie można by znaleźć ani jednej rzeczy poruszanej ręcznie, bo wszystko
napędzała energia. W powszechnym użytku były nawet wciąż niedoceniane w innych
regionach kraju samochody elektryczne. Bezpowrotnie minęły czasy, gdy Miętoś
przesiadywał przed telewizorem, do którego nie było prądu, z irracjonalną
nadzieją, że kiedyś pokażą mu się w nim obrazki.
Trzeba
też wiedzieć, że niegdysiejszy domorosły usprawniacz i wynajdywacz prostych
konstrukcji Światłomysł Eureczko rozwinął skrzydła i objawił się światu jako utalentowany
racjonalizator i wynalazca. W dawniejszych latach, w najgłębszym okresie jakże
zapyziałej Bździochowszczyzny stać go było co najwyżej na usprawnienie sierpa,
ewentualnie – czym wzbił się na wyżyny pomysłowości – wykombinowanie
turbodoładowania konia pociągowego rasy perszeron. Obecnie, jako się rzekło,
rozwinął skrzydła, zmieniając zupełnie swój wizerunek i dodając rozmachu
działaniom. Opracował i z niezwykłym kunsztem zrealizował urządzenie
przetwarzające gorącą wodę na prąd elektryczny, a Stach Ogniwo mocą
swojego Przedsiębiorstwa Instalacji Wszelkich wdrożył urządzenie do
powszechnego użytku. Z ograniczeniem do terenu Bździochowej Doliny, rzecz jasna,
bo reszta kraju nie była jeszcze gotowa na wchłonięcie takich innowacji. Dzięki
temu nie były potrzebne żadne elektrownie i elektrociepłownie, co w znacznym
stopniu przyczyniło się do ochrony środowiska i rozpropagowania wszystkiego, co
się zaczyna przedrostkiem „eko”.
Ale
też i nie obyło się, jak zwykle zresztą w takich sytuacjach, bez perturbacji. A
to z powodu owego daru z nieba. Bowiem prawie natychmiast zbiegli się
członkowie wiejskiego kółka Moherowych Muszek i stwierdziwszy, że to musi być
cud, postanowili chronić źródełko przed dostępem wiarołomców i wszelkiej maści innych
barbarzyńców, którzy na pewno zechcą zbezcześcić miejsce objawienia się
Najwyższego. A praktycznie przed wszystkimi, którzy nie należeli do kółka.
Źródełko obwołano cudownym, nazwano je Cudownym Źródełkiem, ustawiono przy nim
warty i nikomu nie pozwalano się do niego zbliżać, choćby im przyszło
siekierami i widłami bronić tego najświętszego ze świętych miejsc.
Wiejskie
kółko Moherowych Muszek było nieformalnym amatorskim stowarzyszeniem miłośników
tego właśnie elementu garderoby, pozostałości po bardzo odległych czasach,
niemal atawizmu. Moherowe muszki – symbol i znak rozpoznawczy Moherowych Muszek
w porównaniu z symbolem Moherowych Beretów, przyparafialnego kółka z sąsiadującej
z Bździochową Doliną wsi Turoniowe Doły, miały tę zaletę, a zarazem przewagę
nad nimi, że w sytuacji zasilenia organizmu ponadmaksymalną dawką alkoholu, czyli
wprowadzenia go w stan zwany popularnie nawaleniem, nie zsuwały się na oczy, dzięki
czemu lgnęli do kółka zwłaszcza mężczyźni, tak że w krótkim czasie liczyło ono
sobie już pełne kilkanaście osób. Wbrew przewidywaniom i czarnowidztwu kobiety
należące do kółka bardzo były kontente z takiego towarzystwa, a gdy po
objawieniu się Cudownego Źródełka mężczyźni własną piersią bronili dostępu do
niego, panie Moherowe Muszki wpadły w zachwyt, a niektóre niemalże w ekstazę.
Ale
kółkowicze nie doceniali walorów negocjacyjnych sołtysa. Rozmowa między
wojującymi Moherowymi Muszkami a sołtysem przebiegła mniej-więcej w podany
niżej sposób. Przy czym po stronie Muszek przekrzykiwało się nawzajem kilkanaście
osób, wygrażając widłami i czym tylko, sołtys wystąpił sam, bez żadnych
rekwizytów.
–
Nie damy tknąć świętości. Nie pozwolimy nikomu zbrukać objawionego miejsca.
Sołtysie, niech się pan lepiej nie zbliża, bo nie ręczę za siebie. Sołtys, nie
sołtys, wara od Cudownego Źródełka. Poszedł won! – krzyczano.
–
Szanowni członkowie kółka Moherowe Muszki – przemówił łagodnie sołtys,
rozkładając przy tym ręce jak ksiądz przy ołtarzu. – Nie tylko nie zamierzam
wam odebrać świętej relikwii ani zlikwidować świętego przybytku, a wręcz
przeciwnie, chcę was zapewnić, że póki żyję nie pozwolę, aby Cudownemu Źródełku
przytrafiło się coś złego. Co więcej, mam pomysł, aby każde z was miało to
święte miejsce w swoim domu.
– Jak to, sołtysie?
– A tak to. Skierujemy świętą wodę do
waszych domów. Każdy za odkręceniem kurka będzie miał świętej wody pod
dostatkiem i będzie mógł się obmywać w niej niczym w Jordanie, a nie tylko się
nią żegnać, maczając czubki palców w domowej kropielnicy. To będzie tak, jakby
każdy z was miał takie małe Cudowne Źródełko w swoim domu. Mało tego, puścimy
ją do domów wszystkich grzeszników we wsi, żeby się nawrócili i jak za sprawą
Jana Chrzciciela stali się może nawet święci. Nie mam wątpliwości, że po
obmyciu swych grzesznych ciał w cudownej wodzie, przestaną grzeszyć, a być
może, gremialnie zaczną wstępować do kółka Moherowych Muszek.
Ten
argument przeważył. I tak to Moherowe Muszki – nie do końca świadome, lecz
przekonane – zgodziły się na założenie w Bździochowej Dolinie instalacji
bieżącej ciepłej wody i centralnego ogrzewania. Nie zapomniano przy tym o poświęceniu
rur, uszczelek i armatury oraz narzędzi, robotników i koparek, a potem wszystko
poszło już tak sprawnie, że w krótkim czasie poprzez magistrale ciepłownicze,
ich odnogi i tzw. końcowe nitki prowadzące do poszczególnych – nie, nie, już
nie domostw, a rezydencji, popłynęła gorąca woda. Moherowym Muszkom nie
pozostało nic innego, jak tylko w miejscu wybicia źródełka wmurować tablicę
pamiątkową. Poszły nawet na kompromis i pozwoliły na oficjalne przemianowanie
tego miejsca na Ujęcie Wody Wrzącej w Bździochach imienia Cudownego Źródełka.
Po poświęceniu tablicy czym prędzej rozpierzchnięto się do domów, aby móc jak
najszybciej i w pełni korzystać z daru osobistej święconej wody.
cdn…
cdn…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz