sobota, 26 kwietnia 2014

4. Aneksja enklawy

W Bździochach napięcie rosło. I to wcale nie to elektryczne, dostarczane do każdej rezydencji dzięki instalacjom wykonanym przez Przedsiębiorstwo Instalacji Wszelkich Stacha Ogniwo, a zwłaszcza dzięki pomysłowi racjonalizatora i wynalazcy Światłomysła Eureczko, który wymyślił, skonstruował i opatentował maszynerię przetwarzającą gorącą wodę pochodzącą z Cudownego Źródełka na prąd elektryczny. Było to napięcie o wiele groźniejsze od elektrycznego. Było to napięcie społeczne.
Zaczęło się od tego, że poprzedni sołtys Alojzy Pstryś pozazdrościł Miętosiowi sukcesu i wypromowania Bździochowej Doliny. Choć z początku, pełen podziwu dla swego następcy, usunął się zupełnie w cień, a nawet wyjechał z Bździochów, po pewnym czasie, gdy zazdrość, przerodzona później w zawiść, a jeszcze później w nienawiść, dojadła mu do żywego, postanowił powrócić i odzyskać funkcję sołtysa. Nie w smak mu było, że byłemu wiejskiemu głupkowi, przesiadującemu z Dziwnym na wiejskiej studni (notabene nie istniejącej już, bo w jej miejsce postawiono wspaniałą fontannę multimedialną) tak się powiodło. I tego drążącego go, zżerającego od wewnątrz uczucia nie był zdolny złagodzić nawet fakt, że fontannę multimedialną nazwano jego, czyli Alojzego Pstrysia imieniem. Z początku podejrzewał, że sukces Miętosia ma związek z owym Dziwnym, ale jakoś przy kolejnych udanych posunięciach gospodarczych obecnego sołtysa nikt o Dziwnym już nie wspominał, ba, nawet nie napomykał. Wszyscy jakby o Dziwnym zapomnieli, nie było wiadomo, gdzie może być i gdzie go w razie czego szukać. Eks-sołtys pamiętał dobrze, że Dziwne nie miało ani kształtu, ani wyglądu, więc choćby z tego względu nie było łatwo go znaleźć. Alojzy Pstryś w razie konieczności przewidywał wykradzenie Dziwnego, ale mimo usilnych zabiegów nie mógł na nie natrafić. Nie mógł na nie natrafić pewnie i z tej przyczyny, że od lat przebywał z dala od Bździochowej Doliny, a Dziwne zapewne zostało przy swym niegdysiejszym troskliwym opiekunie, jakim był Miętoś za czasów wiejskiego głupkowania.
Dlatego też Alojzy Pstryś opracował sobie plan i plan ten postanowił wprowadzić w życie. Czekał tylko dogodnej okazji. Cóż, nie czekał jej z założonymi rękami. Odszukał kilkoro swoich eks-wyborców i z ich pomocą planował zrealizować owo czekające na właściwy moment zamierzenie. A ponieważ przy ciągnącym się nieprzerwanie paśmie sukcesów sołtysa Miętosia trochę mu się dłużyło, opracował sobie też plan B. Tak na wszelki wypadek. No i czekał. Tymczasem eks-wyborcy – trudno byłoby ukryć, że za jego podżeganiem – zaczęli robić trochę zamieszania. Miały miejsce incydenty i prowokacje. Rozeszła się wieść, że aby osiągnąć zamierzony cel, Alojzy Pstryś nie cofnie się przed niczym, z użyciem siły włącznie. Bździochowa Dolina jęła przygotowywać się do odparcia ewentualnego ataku.
Na południowym krańcu Bździochowej Doliny zwanym Dziadowym Kramem, enklawie zamieszkanej przez najliczniejsze grono wyborców byłego sołtysa, otoczonej szpalerem gęstych i wysokich tui, spokojnej do tej pory, zaczęły się niepokoje, które z czasem przerodziły się w otwarty bunt. Dla reszty mieszkańców Bździochowej Doliny było jasne, że tam właśnie niczym kijem w mrowisku, miesza były sołtys Alojzy Pstryś. Co więcej, nie miesza bez efektów. Zaistniała groźba, że Dziadowy Kram może nawet zechce odłączyć się od Bździochowej Doliny i przyłączyć do sąsiadującej z nią Dziadowej Modliszki, której nazwa notabene wcale nie pochodzi od modlenia. Tam to przebywał ostatnio były sołtys i stamtąd mieszał. Sytuacja nabrzmiała już na tyle, że w każdej chwili groziła wybuchem. No i w końcu stało się. Eks-sołtys Alojzy Pstryś wraz z ekipą sprzyjających mu (prawdopodobnie sprzyjających każdemu, kto im odpowiednio hojnie zrekompensuje wysiłek) dziarskich przedstawicieli Koła Młodych Intelektualistów z niedalekich wsi Dresowo i Bejzbolówek przypuścił szturm na Dziadowy Kram. Szturm okazał się skuteczny i w ten sposób enklawa stała się autonomiczna.
Po tym zdarzeniu Miętoś, jak dotąd ze stoickim spokojem przyglądający się rozwojowi sytuacji na południowym krańcu Bździochowej Doliny, objawił swój talent przywódczy i dowódczy. Z wcześniejszej lektury przygód barona Münhausena pamiętał jego przygodę, gdy ten w czasie jednej ze swoich licznych podróży wysiadł na ląd, a tam natychmiast rzucił się na niego ogromny niedźwiedź. Baron, który nawet nie zdążył sięgnąć po strzelbę, a więc całkowicie zaskoczony i bezbronny, nie mając wyjścia, złapał niedźwiedzia za łapy i tak długo trzymał, aż niedźwiedź padł z głodu. Miętoś, mając w pamięci zaradność, a i dobry refleks barona, najpierw pozwolił zwolennikom byłego sołtysa wyszumieć się do woli, po czym ogłosił, że enklawa oczywiście może się jak najbardziej cieszyć autonomią, tylko że przebywający tam mieszkańcy i ich goście sami będą musieli zadbać o aprowizację.
Po czterdziestu kilku dniach było po sprawie, a na autonomicznym cmentarzyku przybyło nieco świeżych, szczupłych mogił. Przy czym zgadzał się bilans ilości świeżych, szczupłych mogił z ilością niedawnych zwolenników autonomii Dziadowego Kramu, wcześniej szczupłych inaczej, z rozbudowanymi tzw. mułami, kaloryferami, tricepsami itp. Inni dresówkowianie i bejzblówkowianie, czekający w swoich przysiółkach na znak Alojzego Pstrysia, co było elementem jego planu B, aby w razie potrzeby przyjść mu w sukurs, w sukurs mu nie przyszli. Bardziej cenili sobie posiadane względne wygody nad głód, który ich tam niechybnie czekał, i finał, który ich też tam niechybnie czekał. W ten to sposób autonomia przestała być potrzebna Dziadowemu Kramowi.
Z czasem – za sprawą, co oczywiste, obrotnego sołtysa Miętosia – enklawa przerodziła się w popularny ośrodek wypoczynkowy Bździochowej Doliny, nazwany z angielska Bździoch’s Spa, gdzie w luksusie, ale też i w zaciszu niedalekiego cmentarzyka można było zażyć kojącego wytchnienia i relaksu.

cdn…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz