sobota, 3 maja 2014

5. Delirka hrabiego Bździochowskiego

           W luksusowym dwustumetrowym apartamencie z rozległym tarasem położonym na szczycie 85-piętrowgo wieżowca, można by rzec – na poddaszu, zamieszkiwał były pan na Bździochach, dziedzic bździochowskich włości hrabia Bździochowski, o imieniu nomen omen Pius, czyli Pius hrabia Bździochowski. Dlaczego „nomen omen”, to się zaraz wyjaśni. Niegdyś, przed wojną światową – jedyny pan pełną gębą, obecnie – w całej Bździochowej Dolinie właściciel już nie włości, a tylko jedynego nazwiska kończącego się na „ski”. Do czasu, zanim Miętoś z zapyziałej bździochowszczyzny nie zrobił światowej metropolii, Pius hrabia Bździochowski też mieszkał na poddaszu, lecz w dwupokojowym ciasnym mieszkanku starej kamienicy, która jakimś cudem ocalała z pożogi wojennej, a którego państwo użyczyło mu z łaski za wcale niemały czynsz. Po prostu Rzeczpospolita, która w skrócie swojej nazwy miała jeszcze „L” na końcu, nie dała mu innej szansy, jak tylko szansę na przewegetowanie do końca jego dni. Tymczasem hrabia przewegetował nie do końca swoich, a do końca jej (ojczyzny) dni i uruchomiwszy fundusze, jakie swoją zaradnością był w stanie uruchomić, przeniósł się na szczyt wieżowca. A „nomen omen” wzięło się stąd, że hrabia Pius był zawołanym pijusem, czyli że nie wylewał za kołnierz.
Towarzystwo, w którym Pius hrabia Bździochowski nie wylewał za kołnierz, stanowili dwaj jego kompani – humorysta zatrudniony w miejscowej gazecie New Bździoch Times Trycjan Paszkwilko i lektor języków paraorientalnych bździochowskiego uniwersytetu Grzechosław Pyszczozór. W triumwiracie tworzyli ekipę zgranych facecjantów i znani byli ze swoich figli w całej Bździochowej Dolinie. Trzeba im jednak uczciwie oddać, że figle zawsze były na poziomie. O hrabim Bździochowskim należałoby jeszcze dodać, iż miał swój honor, który objawiał się między innymi tym, że różnym osobom nakazywał zwracać się do siebie w różny sposób. Od dawien dawna była ustalona w tej sprawie hierarchia. Obcy tudzież mało znani mogli zwracać się do niego wyłącznie per pan. Przed wojną po „pan” następowało jeszcze „hrabia”, co obecnie też było dopuszczalne, ale w czasach Peerelu tytuł ten obowiązkowo musiał być pomijany. Bliżsi znajomi mieli prawo mówić hrabiemu „proszę pana”, jeszcze bliżsi – „panie Bździochowski”, jeszcze jeszcze bliżsi – „panie Piusie”, przyjaciele i dalsza rodzina – „Piusie”, bliższa rodzina – „Piusku”, „Piusiaczku” nie wolno było mówić nawet żonie, nawet w najbardziej intymnych sytuacjach.
Zdarzyło się kiedyś, że kompani od kieliszka wykręcili numer swojemu komilitonowi hrabiemu. Pospiskowali najpierw, a później, jak zwykle zresztą, umówili się z hrabią w restauracji na wódkę. Gdy już wszyscy mieli nieźle w czubie, Paszkwilko z Pyszczozorem korzystając z chwili nieuwagi przyjaciela, wypuścili na stół białe myszki, po czym dalej, jak gdyby nigdy nic, prowadzili rzeczowe pijackie dysputy. W pewnym momencie hrabia zaczął się bardzo intensywnie przyglądać stołowi, a widząc zdumione na tę jego intensywność przyglądania się twarze kolegów, zapytał z drżeniem w głosie:
– Czy widzicie to samo co ja?
– No pewnie – odpowiedzieli. – Butelka z wódką, kieliszki, talerzyki, zakąski.
– Ale czy widzicie białe myszki?
– Jakie białe myszki? O czym ty mówisz?
– Po stole chodzą dwie białe myszki!
– No coś ty. Nie ma tu żadnych myszek. A zwłaszcza białych.
Hrabia przeraził się nie na żarty. Czym prędzej pożegnał kompanów i wrócił do domu. Na drugi dzień koledzy przyznali mu się do żartu. Nie chciał wierzyć. Był pewien, że w piciu doszedł już do delirium, a ich tłumaczenie jest tylko próbą uspokojenia go. Kiedy wreszcie kolegom udało się przekonać hrabiego, że to naprawdę był tylko żart, hrabia tak się ucieszył, że jeszcze tego samego wieczoru zaprosił ich na libację.
– Bo – jak się wyraził – koniecznie muszę sprawdzić, czy aby w tej chwili ze mnie nie dworujecie.
Dość powiedzieć, że tego wieczoru po raz pierwszy od czasów, gdy na miejscu niegdysiejszej wiejskiej klubokawiarni pod nazwą „Ruch – Książki i Prasa” powstała restauracja „Pod Upadłym Aniołem”, w której odbyło się przyjęcie, w restauracji tej najzwyczajniej zabrakło alkoholu.

cdn…


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz