W
luksusowym dwustumetrowym apartamencie z rozległym tarasem położonym na
szczycie 85-piętrowgo wieżowca, można by rzec – na poddaszu, zamieszkiwał były
pan na Bździochach, dziedzic bździochowskich włości hrabia Bździochowski, o
imieniu nomen omen Pius, czyli Pius hrabia Bździochowski.
Dlaczego „nomen omen”,
to się zaraz wyjaśni. Niegdyś, przed wojną światową – jedyny pan pełną gębą,
obecnie – w całej Bździochowej Dolinie właściciel już nie włości, a tylko
jedynego nazwiska kończącego się na „ski”. Do czasu, zanim Miętoś z zapyziałej
bździochowszczyzny nie zrobił światowej metropolii, Pius hrabia
Bździochowski też mieszkał na poddaszu, lecz w dwupokojowym ciasnym mieszkanku
starej kamienicy, która jakimś cudem ocalała z pożogi wojennej, a którego
państwo użyczyło mu z łaski za wcale niemały czynsz. Po prostu Rzeczpospolita,
która w skrócie swojej nazwy miała jeszcze „L” na końcu, nie dała mu innej
szansy, jak tylko szansę na przewegetowanie do końca jego dni. Tymczasem hrabia
przewegetował nie do końca swoich, a do końca jej (ojczyzny) dni i uruchomiwszy
fundusze, jakie swoją zaradnością był w stanie uruchomić, przeniósł się na
szczyt wieżowca. A „nomen omen”
wzięło się stąd, że hrabia Pius był zawołanym pijusem, czyli że nie wylewał za
kołnierz.
Towarzystwo, w którym Pius hrabia Bździochowski nie wylewał za
kołnierz, stanowili dwaj jego kompani – humorysta zatrudniony w miejscowej
gazecie New Bździoch Times Trycjan Paszkwilko i lektor języków
paraorientalnych bździochowskiego uniwersytetu Grzechosław Pyszczozór. W
triumwiracie tworzyli ekipę zgranych facecjantów i znani byli ze swoich figli w
całej Bździochowej Dolinie. Trzeba im jednak uczciwie oddać, że figle zawsze
były na poziomie. O hrabim Bździochowskim należałoby jeszcze dodać, iż miał
swój honor, który objawiał się między innymi tym, że różnym osobom nakazywał zwracać się do
siebie w różny sposób. Od dawien dawna była ustalona w tej sprawie hierarchia.
Obcy tudzież mało znani mogli zwracać się do niego wyłącznie per pan. Przed wojną po „pan” następowało
jeszcze „hrabia”, co obecnie też było dopuszczalne, ale w czasach Peerelu tytuł
ten obowiązkowo musiał być pomijany. Bliżsi znajomi mieli prawo mówić hrabiemu
„proszę pana”, jeszcze bliżsi – „panie Bździochowski”, jeszcze jeszcze bliżsi –
„panie Piusie”, przyjaciele i dalsza rodzina – „Piusie”, bliższa rodzina –
„Piusku”, „Piusiaczku” nie wolno było mówić nawet żonie, nawet w najbardziej
intymnych sytuacjach.
Zdarzyło się kiedyś, że kompani od kieliszka wykręcili numer
swojemu komilitonowi hrabiemu. Pospiskowali najpierw, a później, jak zwykle
zresztą, umówili się z hrabią w restauracji na wódkę. Gdy już wszyscy mieli
nieźle w czubie, Paszkwilko z Pyszczozorem korzystając z chwili nieuwagi
przyjaciela, wypuścili na stół białe myszki, po czym dalej, jak gdyby nigdy
nic, prowadzili rzeczowe pijackie dysputy. W pewnym momencie hrabia zaczął się bardzo
intensywnie przyglądać stołowi, a widząc zdumione na tę jego intensywność
przyglądania się twarze kolegów, zapytał z drżeniem w głosie:
– Czy widzicie to samo co ja?
– No pewnie – odpowiedzieli. – Butelka z wódką, kieliszki,
talerzyki, zakąski.
– Ale czy widzicie białe myszki?
– Jakie białe myszki? O czym ty mówisz?
– Po stole chodzą dwie białe myszki!
– No coś ty. Nie ma tu żadnych myszek. A zwłaszcza białych.
Hrabia przeraził się nie na żarty. Czym prędzej pożegnał kompanów
i wrócił do domu. Na drugi dzień koledzy przyznali mu się do żartu. Nie chciał
wierzyć. Był pewien, że w piciu doszedł już do delirium, a ich tłumaczenie jest
tylko próbą uspokojenia go. Kiedy wreszcie kolegom udało się przekonać
hrabiego, że to naprawdę był tylko żart, hrabia tak się ucieszył, że jeszcze
tego samego wieczoru zaprosił ich na libację.
– Bo – jak się wyraził – koniecznie muszę sprawdzić, czy aby w tej
chwili ze mnie nie dworujecie.
Dość powiedzieć, że tego wieczoru po raz pierwszy od czasów, gdy
na miejscu niegdysiejszej wiejskiej klubokawiarni pod nazwą „Ruch – Książki i
Prasa” powstała restauracja „Pod Upadłym Aniołem”, w której odbyło się
przyjęcie, w restauracji tej najzwyczajniej zabrakło alkoholu.
cdn…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz