Błękitek Strzała
był z zawodu – można by rzec – amatorem. Był amatorem w wielu czynnościach –
był amatorem budowlańcem, amatorem mechanikiem, amatorem ogrodnikiem i tak
dalej. Krótko, był amatorem we wszystkim, co było do zrobienia – jak to się
mówi – przy domu, a ogólnie, był amatorem we wszystkim, czym w życiu przyszło
mu się zajmować. Złośliwi sąsiedzi rozpowiadali po Bździochach, że Strzała był
też amatorem kwaśnych jabłek, co wcale nie znaczyło, iż miało to jakiś związek
z Wilhelmem Tellem. Jeszcze złośliwsi szeptali, że nawet jako mąż też był
amatorem. Oczywiste jest więc, że kiedy Błękitek Strzała kupił sobie samochód,
i jako kierowca nie mógł być nikim innym niż amatorem. Od tej chwili przez
życzliwych sąsiadów zaczął być nazywany Błękitną Strzałą. A żeby było
dowcipniej, Błękitek kupił sobie auto koloru niebieskiego, co tylko utwierdziło
sąsiadów w przekonaniu o adekwatności przezwiska.
Nowe
auto Strzały było naprawdę nowe, to znaczy z salonu, a nie z drugiej ręki. Było
śliczne, błyszczące chromem i pachnące nowością. To był prawdopodobnie
najważniejszy powód, dla którego sąsiadom – mówiąc kolokwialnie – skoczyła gula,
źródło owej niepohamowanej złośliwości (czytaj: bezinteresownej życzliwości). "To jakiś niewypał", mówili. Natomiast Błękitek mając
takie cacko – mocne i szybkie, wyruszył na pierwszą samodzielną jazdę.
Bardzo się starał, aby nie łamać przepisów, czyli jeździć tak, jak go nauczono
na kursie. Bardzo się więc zdziwił, kiedy przejeżdżając koło radaru, ten
błysnął mu po oczach. Zdziwiony Strzała mimowolnie zdjął nogę z gazu i spojrzał
na prędkościomierz. Jechał z właściwą prędkością. Lecz ciekawość wzięła górę.
Zawrócił i z mniejszą prędkością przejechał obok radaru. Ale i tym razem błysk
się powtórzył. Lekko poirytowany Błękitek ponownie zawrócił i przeparadował
obok radaru z jeszcze mniejszą prędkością. Błysnęło jednak znowu. Wkurzony
kierowca amator jeszcze raz zawrócił i niemal wlokąc się, przedefilował przed
radarem. Błysnęło. W tej sytuacji Błękitek doszedł do wniosku, że radar musi
być uszkodzony. Machnął na niego ręką i wcisnął porządnie gaz, rekompensując
sobie dyskomfort moralny spowodowany wolną jazdą przed głupim radarem. W
następnej miejscowości zatrzymał go patrol jadący nieoznakowanym samochodem,
ale wyposażonym w kamerę. Policjant zaprosił Strzałę do swojego auta i
odtworzył mu film. Cena seansu wyniosła dwieście złotych. Nie pomogło
tłumaczenie, że wprawdzie jechał sporo powyżej dopuszczalnej na tej drodze
prędkości, ale nie stworzył żadnego zagrożenia, nie zajechał nikomu drogi, nie
wyprzedzał brawurowo i tak dalej. Policjant wysłuchał cierpliwie tłumaczeń, po
czym ponowił ofertę płatniczą. Wyboru raczej nie zostawił. Zdegustowany Strzała
uiścił mandat, a sytuację skomentował tak:
–
To jest jedyny przypadek w kinematografii, kiedy aktor za zagranie głównej roli
w filmie nie dostaje gaży, tylko musi jeszcze za to zapłacić.
– Tak bywa, jak się jest aktorem amatorem – odparł policjant. Błękitkowi nie pozostało nic innego, jak tylko pogodzić się i z tą prawdą o swoim amatorstwie.
Po
paru tygodniach Błękitek Strzała dostał przesyłkę pocztową – urzędowy list. Po
otwarciu znalazł w nim cztery fotografie wykonane przez radar i cztery mandaty.
„To jakaś bzdura”, żachnął się poirytowany. „Mandaty z zepsutego radaru?! I to
aż cztery?! Złożę reklamację. Nie mogą mnie ukarać, bo nie przekroczyłem
prędkości. Jestem tego absolutnie pewien”.
Zaciekawiona
żona wyjęła mu zdjęcia z rąk. Przyjrzała im się i zapytała zdziwiona:
–
Błękitek, a właściwie dlaczego ty jeździsz bez zapiętych pasów?
cdn…
Nie znalazłem miasta ani wsi Bździochy na mapie ale myślę sobie, że leżą one gdzieś w każdym z nas :)
OdpowiedzUsuńSą, są i mają się dobrze.
OdpowiedzUsuń