Zanim starszy chorąży Józiek Wędzidło
zrobił karierę wojskową i na dobre zadomowił się na stanowisku kwatermistrza w
pułku artylerii naziemnej, krótko mówiąc – zanim dochrapał się intratnej fuchy i oczywistego na takim stanowisku pokaźnego kałduna, musiał odbębnić swoje jako zwykły kanonier. Dla
niewtajemniczonych – kanonier to odpowiednik szeregowca w innych formacjach
wojskowych. Pułk mieścił się na peryferiach Bździochowej Doliny, a niedaleko,
okolony lasami, znajdował się poligon. W czasach, gdy Józiek Wędzidło odbywał zasadniczą
służbę wojskową, działa artyleryjskie na poligon były ciągane końmi. Dlatego
też w pułku znajdowały się stajnie, a żołnierze prócz innych służb, mieli też
wyznaczane służby w stajni. Dotyczyło to wszystkich żołnierzy, bez wyjątku. A
więc też kanoniera Jóźka Wędzidły.
Prawdopodobnie
już od momentu, w którym wymyślono armie, ulubionym zajęciem służących w nich
wojaków było tzw. ćwiczenie oka, czyli spanie gdzie i kiedy tylko się dało. Ten
przeuroczy żołnierski obyczaj przetrwał wieki i całkiem nieźle daje się
praktykować współcześnie. Są tacy sztukmistrze, którzy potrafią ćwiczyć oko, stojąc
w szyku na apelu; arcymistrzowi w tej sztuce udało się przysnąć w czasie marszu
na defiladzie. Nic więc dziwnego, że i w pułku artylerii naziemnej w
Bździochach ćwiczenie oka było pieczołowicie kultywowane. A kanonier Józiek
Wędzidło, jak mało kto, opanował tę sztukę do perfekcji. I doskonalił ją nadal przy
każdej nadarzającej się okazji.
Podczas
którejś z kolei służby w stajni Józiek po oporządzeniu koni przysiadł sobie między
boksami, wśród chomąt, kulbak, uprzęży oraz reszty elementów końskich rzędów i oddał się ulubionemu zajęciu ćwiczenia oka. Tymczasem –
o czym Józiek nie wiedział – do pułku przybyła inspekcja, a oficer inspekcyjny
kazał się zaprowadzić między innymi do stajni. Gdy – okolony asystą najwyższych
rangą oficerów pułkowych – wszedł tam przez główne wrota, oczom jego ukazał się
beztrosko śpiący żołnierz. Oficer inspekcyjny, który tego dnia był w wyśmienitym
humorze, zaniechał natychmiastowego stawiania podwładnego wrzaskiem na baczność
na rzecz figla, jaki postanowił mu spłatać. Delikatnie nałożył mu na szyję
chomąto i dopiero wtedy ryknął:
–
Baczność! A co wy tu, żołnierzu, robicie!
Wyrwany
z najgłębszego snu Józiek, stanął wyprostowany jak struna i zupełnie niezbity z
tropu odpowiedział:
–
Melduję posłusznie, że naprawiam chomąto.
Bodaj
pierwszy raz w historii pułku zdarzyło się, że żołnierz przyłapany na ćwiczeniu
oka w niestosownym miejscu i czasie nie poniósł za to kary.
cdn…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz