sobota, 25 października 2014

30. Piwo pierwszego sekretarza


         Zdarzyło się to w 1966 roku. Cały kraj, w tym także Bździochy zakwitły biało-czerwonymi flagami, girlandami kolorowego kwiecia i wszystkim tym, co się nadaje na szczególne okazje. A okazja istotnie była szczególna – rocznica chrztu Najjaśniejszej. I to okrągła, bo tysięczna. Piastowie, którzy chrzest przyjmowali, nie mieli bladego pojęcia, że w przyszłości Polską będzie rządziło „ciało”, które od takiego sakramentu najchętniej umywałoby ręce, a słowo „sakrament”, jeśli w ogóle miałoby być w użyciu, to jedynie do określania nowomodnych haseł typu: „Myśl Partii – czyn ludu”. Sakramentalne te hasła wyryte ku pamięci potomnych w piaskowcu bądź granicie wieszane były na frontonach obiektów wznoszonych właśnie w czynie społecznym. Przed bramą wejściową na Stadion Sportowy imienia Wielkiego Czynu Społecznego w Bździochach również wisiała tablica z takim napisem, dla odmiany odlana ze spiżu.
         Tego niedzielnego rocznicowego dnia stadion huczał gwarem zebranej na nim licznie tzw. przyszłości narodu, czyli młodzieży szkolnej, zgromadzonej tam na mocy zarządzenia władzy, gdyż według niej właśnie na stadionach należało czcić to wiekopomne dla Polski wydarzenie, a nie w kościołach, które notabene naturalnie z chrztem się kojarzą. Na stadionie bździochowskim, który pękał w szwach, bo ściągnięto nań również uczniów z bliższej i dalszej okolicy, było szczególnie uroczyście, bowiem tam właśnie zawitał ówczesny pierwszy sekretarz partii, towarzysz Władysław Gomułka, zwany Wiesławem. Zbędne jest podawanie, jakiej partii, bo wtedy istniała tylko jedna. Repertuar obchodów był tradycyjny, by nie rzec – sztampowy: parę przemówień, w tym oczywiście to najważniejsze, wygłoszone przez pierwszego sekretarza, potem pokazy sportowe, występy artystyczne ludowych zespołów tanecznych i… do domu. Istotnym ówczesnym elementem organizacyjnym, nieodzownym wręcz, była klaka. Na dany znak klaskano, wszczynano owację, skandowano, po czym na kolejny znak stadion milkł. Wielokrotnie więc przerywano przemówienie pierwszego sekretarza burzliwymi oklaskami i okrzykami: Wiesław, Wiesław, Wiesław. Niektórzy jeszcze pamiętają, jak interesujące były w tamtych czasach przemówienia. Zawsze wymieniane w nich były osiągnięcia narodu, tak ważkie, jak ilość kwintali uzyskanych z hektara, kubatura nowych izb, tony wytopionej stali w przeliczeniu na głowę mieszkańca, objętość hałd wydobytego węgla itp. Nic więc dziwnego, że młodzież, której po godzinie słuchania mieszały się w głowach kwintale z metrami sześciennymi i tonami, „wyłączała się” i rozprawiała o swoich sprawach.
         Na stadionie byli obecni – siłą rzeczy, czy też mimo woli – uczniowie Szkoły Podstawowej nr 1 w Bździochach, wtedy jeszcze bez nadanego jej imienia Najbardziej Znanych Matematyków, a wśród nich dorastający wówczas późniejsi ojcowie dwóch najweselszych obywateli Bździochów: Trycjana Paszkwilki – Zdzierż Paszkwilko i Wziutka Podszczypały – Tombak Podszczypała. Stali o kilka rzędów siedzeń od siebie i poprzez skandujący na stojąco właśnie tłum próbowali umówić się po imprezie na wypicie piwa. Wyglądało to mniej więcej tak.
         – Po piwo! – wrzeszczał Zdzierżek.
     – Co?! – odwrzeczał Tombaczek, próbując przebić się głosem przez skandujący stadion.
         A stadion:
         – Wiesław! Wiesław! Wiesław!
        Powtórzyło się to kilka razy i nagle stadion ucichł. Jedynie Zdzierżek, niby tokujący głuszec, darł się na całe gardło:
         – Po piwo!!!
      Wyszło z tego, że Wiesław miał iść po piwo. Tak to piękne idee płynące poprzez głośniki z ust pierwszego sekretarza zostały niechcący sprofanowane. Na szczęście dla niefortunnego sprawcy zamieszania panom w płaszczach z podniesionymi kołnierzami, od których się zaroiło, nie udało się go namierzyć. Być może, a nawet jest to wielce prawdopodobne, scenka ta zainspirowała jego syna, Trycka, do wyboru zawodu humorysty.

         cdn…



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz