sobota, 21 marca 2015

51. Niedzielny spiskowiec

          Czterdzieste urodziny Wtedda Niepospieszaja jego koledzy i przyjaciele postanowili uczcić w szczególny sposób. Najbliższej niedzieli urządzili na jego cześć przyjęcie w restauracji Pod Upadłym Aniołem. Do wykwintnego menu zaordynowano nie mniej wykwintne trunki. Girlaski w mocno skromnych strojach gotowały się do specjalnego występu. Cygańska orkiestra czekała z tuszem na wejście solenizanta. Lecz solenizant nie przybywał.
          Jak pamiętamy, Wteddy Niepospieszaj był niespotykanym flegmatykiem, a do tego nieprawdopodobnym wręcz zapominalskim. Nie wiadomo, co przeważyło tego wieczoru – czy starannie od lat pielęgnowana powolność, z jaką zmierzał na uroczystość, czy też fakt, że całkowicie o niej zapomniał. Dość, że wszyscy czekali, a on nie nadchodził. Ciepłe dania wystygły, wódka – na odwrót, zdążyła się zagrzać, girlaski z nudów dyskretnie poziewywały, a Cyganie, także z nudów, brzdąkali coś bez ładu i składu, rozglądając się za poczęstunkiem. Koledzy zaczęli wykonywać nerwowe ruchy i delikatnie się wkurzać, na co prawdopodobnie miała wpływ świadomość nieuchronnego nieustannego ogrzewania się wódki. A najważniejszej osoby jak nie było, tak nie było.
          W końcu padło hasło: zaczynamy bez solenizanta. Ciepła wódka wyraźnie zrobiła swoje, bo jeden z przyjaciół, imieniem Marcel, a reszta kolegów skwapliwie pomysł podchwyciła, postanowił ukarać Wtedda za taką niefrasobliwość i zrobić mu psikusa. Do jednej z lampek z czerwonym winem, którym miano wypić toast za jego zdrowie, wrzucił kilka tabletek środka przeczyszczającego. Zastosowana ilość gwarantowała szybki i niezawodny efekt. Prawdopodobnie samolot naddźwiękowy nie nadążyłby za delikwentem zmierzającym po takiej dawce do toalety. Brakowało już tylko nieświadomej spisku ofiary. Po długim, a nawet bardzo długim oczekiwaniu Wteddy Niepospieszaj wreszcie się pojawił. Zdziwił się bardzo, że koledzy nie są ciekawi jego usprawiedliwienia (które i tak byłoby mętne), lecz natychmiast wcisnęli mu w dłoń lampkę wina, czym prędzej wygłosili spicz z życzeniami następnej czterdziestki i niemal siłą nakłonili do opróżnienia szkła. Alkohol działał wyśmienicie, dzięki czemu Wteddy stał się duszą towarzystwa. Promieniał szczęściem, tryskał doskonałym humorem, sypał dowcipami i domagał się więcej wina.
          Tylko jeden z kolegów, dodajmy – spiskowiec, dodajmy więcej – główny spiskowiec, czyli Marcel, zaczął się zachowywać jakoś dziwnie. Wiercił się na krześle, podkładał ręce pod pośladki oraz bladł i czerwieniał na przemian. W końcu zerwał się zza stołu, w locie przeprosił towarzystwo i wybiegł z sali restauracyjnej. Spiskowcy szybko się domyślili, że Marcel pomylił lampki z winem. Tylko solenizant, zdziwiony, bo miało to miejsce w najciekawszym momencie jednej z jego opowieści, uznał zachowanie przyjaciela co najmniej za nie na miejscu.

Cdn…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz