Czterdzieste
urodziny Wtedda Niepospieszaja jego koledzy i przyjaciele postanowili
uczcić w szczególny sposób. Najbliższej niedzieli urządzili na
jego cześć przyjęcie w restauracji Pod
Upadłym Aniołem.
Do wykwintnego menu zaordynowano nie mniej wykwintne trunki. Girlaski
w mocno skromnych strojach gotowały się do specjalnego występu.
Cygańska orkiestra czekała z tuszem na wejście solenizanta. Lecz
solenizant nie przybywał.
Jak
pamiętamy, Wteddy Niepospieszaj był niespotykanym flegmatykiem, a
do tego nieprawdopodobnym wręcz zapominalskim. Nie wiadomo, co
przeważyło tego wieczoru – czy starannie od lat pielęgnowana
powolność, z jaką zmierzał na uroczystość, czy też fakt, że
całkowicie o niej zapomniał. Dość, że wszyscy czekali, a on nie
nadchodził. Ciepłe dania wystygły, wódka – na odwrót, zdążyła
się zagrzać, girlaski z nudów dyskretnie poziewywały, a Cyganie,
także z nudów, brzdąkali coś bez ładu i składu, rozglądając
się za poczęstunkiem. Koledzy zaczęli wykonywać nerwowe ruchy i
delikatnie się wkurzać, na co prawdopodobnie miała wpływ
świadomość nieuchronnego nieustannego ogrzewania się wódki. A
najważniejszej osoby jak nie było, tak nie było.
W
końcu padło hasło: zaczynamy bez solenizanta. Ciepła wódka
wyraźnie zrobiła swoje, bo jeden z przyjaciół, imieniem Marcel, a
reszta kolegów skwapliwie pomysł podchwyciła, postanowił ukarać
Wtedda za taką niefrasobliwość i zrobić mu psikusa. Do jednej z
lampek z czerwonym winem, którym miano wypić toast za jego zdrowie,
wrzucił kilka tabletek środka przeczyszczającego. Zastosowana
ilość gwarantowała szybki i niezawodny efekt. Prawdopodobnie
samolot naddźwiękowy nie nadążyłby za delikwentem zmierzającym
po takiej dawce do toalety. Brakowało już tylko nieświadomej
spisku ofiary. Po długim, a nawet bardzo długim oczekiwaniu Wteddy
Niepospieszaj wreszcie się pojawił. Zdziwił się bardzo, że
koledzy nie są ciekawi jego usprawiedliwienia (które i tak byłoby
mętne), lecz natychmiast wcisnęli mu w dłoń lampkę wina, czym
prędzej wygłosili spicz z życzeniami następnej czterdziestki i
niemal siłą nakłonili do opróżnienia szkła. Alkohol działał
wyśmienicie, dzięki czemu Wteddy stał się duszą towarzystwa.
Promieniał szczęściem, tryskał doskonałym humorem, sypał dowcipami i domagał się
więcej wina.
Tylko
jeden z kolegów, dodajmy – spiskowiec, dodajmy więcej – główny
spiskowiec, czyli Marcel, zaczął się zachowywać jakoś dziwnie.
Wiercił się na krześle, podkładał ręce pod pośladki oraz bladł
i czerwieniał na przemian. W końcu zerwał się zza stołu, w locie przeprosił towarzystwo i wybiegł z sali restauracyjnej. Spiskowcy
szybko się domyślili, że Marcel pomylił lampki z winem. Tylko
solenizant, zdziwiony, bo miało to miejsce w najciekawszym momencie
jednej z jego opowieści, uznał zachowanie przyjaciela co najmniej
za nie na miejscu.
Cdn…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz