Solidas
Książkiewiczius, Litwin, mieszkaniec Bździochów, co na kresach Kresów
Rzeczypospolitej nie było niczym niezwykłym, miał syna imieniem Wygibautas. Syn
ten studiował na bździochowskiej politechnice i mieszkał w lofcie pod nazwą „Paszcza
Jaszcza” – domu studenckim przerobionym ze starej cegielni, w jednym pokoju z
czterema innymi kolegami. Wśród nich był Łysek Kudełko, któremu nauka nie szła
najlepiej, za to całkiem nieźle wychodziło mu balowanie w towarzystwie licznych
panienek (nazwijmy je studentkami figlologii francuskiej), co nijak nie dało
się pogodzić ze wspomnianą nauką. Dość, że gdy reszta zamieszkujących w jednym
pokoju kolegów była odbryta do zbliżającego się kolokwium, Kudełko dopiero
otwierał skrypt do przedmiotu po raz pierwszy. W rzeczywistości koledzy nie
musieli „podchodzić” do kolokwium, bo już wcześniej mieli pozaliczane co
trzeba, Łysek takim komfortem z wiadomych przyczyn cieszyć się nie mógł i jego
obecność na kolokwium była nieodzowna. Zwłaszcza jeśli jeszcze jakieś perspektywy
życiowe zamierzał wiązać z dalszą swoją obecnością na uczelni.
W wieczór poprzedzający dzień
kolokwium, gdy koledzy, naumiani, spokojnie utrwalali przyswojoną wiedzę przy
piwie i kartach, Kudełko właśnie zaczynał ryć, zgodnie ze starą zasadą trzech Z,
czyli: zakuć, zdać, zapomnieć. Nietrudno się domyślić, że karciano-piwny
rejwach wcale mu w nauce nie pomagał. Wiadomo, gdzie karty i piwo, tam cicho
być nie może. Toteż biedny Łysek Kudełko z głową obwiązaną mokrym ręcznikiem i
z nogami w misce z zimna wodą psioczył na kolegów ile wlezie, używając
niejednokrotnie słów określających anatomiczne części ciała, najczęściej
ludzkiego, a zwłaszcza męskiego, pomijając skrzętnie określenia typu żebro,
grdyka czy trzustka. W końcu umęczony zasnął.
Tymczasem
koledzy, którym roberki z fullem lightem zajęły czas do późnej nocy,
postanowili skorzystać z luksusu niekoniecznej obecności na kolokwium i po
prostu się wyspać. Ale nie od razu poszli spać, bo wtedy właśnie objawiła się szczególna
cecha Wygibautasa, którą bez trudu zaraził rozbawionych kolegów. Było to
mianowicie nieokiełznane poczucie humoru. Wygibautas, w odwecie za inwektywy,
których nasłuchał się wraz z pozostałymi uczestnikami karciano-piwnego wieczoru
zanim Kudełko zapadł w sen, postanowił zrobić mu psikusa, o czym natychmiast
poinformował kolegów, wciągając ich w pewnego rodzaju spisek. Jeszcze nie
świtało, gdy cała czwórka przebrała się w garnitury, chwyciła jakieś notatniki
w ręce, ustawiła przy drzwiach, po czym Wygibautas począł budzić Łyska,
potrząsając nim gwałtownie i mówiąc z przejęciem:
–
Łysek, co z tobą?! Wstawaj! Bo spóźnisz się na kolokwium. My już jesteśmy po
śniadaniu i właśnie wychodzimy.
Łysek
zerwał się z posłania i przerażony na łapu capu chwytał jakieś części
garderoby, próbował włożyć je na siebie, po czym rzucał bezładnie i brał się za
następne. Wreszcie jako tako kompletnie ubrany wybiegł i popędził na stołówkę.
Zupełnie nie zwrócił uwagi, że wychodzący koledzy jakoś nie wychodzili, na
ulicach nie było przechodniów, nie jeździły żadne autobusy, szybkie tramwaje, wagoniki
podwieszanej kolejki, w ogóle jakiekolwiek pojazdy. Że w ogóle na ulicach nie
było żadnego ruchu, a na dodatek było całkiem ciemno. Kłódka na drzwiach stołówki w pierwszej chwili wywołała w
nim irytację. Szarpał bezskutecznie drzwi, sądząc że się zacięły, przez
szybę próbował przeniknąć wzrokiem ciemność panującą wewnątrz i dopiero wtedy
przyszło mu do głowy, aby spojrzeć na zegarek. Ale i wówczas nie od razu do
niego dotarło, że rzeczywiście jest taka godzina, jaką wskazuje zegarek.
Potrząsnął nim kilkakrotnie i przyłożył do ucha, choć był to zegarek
elektroniczny i dopiero wtedy zrozumiał, że z niego zakpiono. Gdy wrócił do
akademika, koledzy spali w najlepsze. W pierwszym odruchu chciał wyładować na nich
swą złość, lecz gdy ujrzał ich niewinne we śnie buźki, dał sobie z tym spokój i
mając w zanadrzu sporo czasu, wziął się do nauki. Jakimś cudem zaliczył to
kolokwium, może właśnie dlatego, że wyspany chłonął wiedzę jak kania dżdż.
Dopiero
po południu, gdy koledzy wstali z łóżek, Wygibautas pokazał Kudełce datę w
kalendarzu. Od kilkunastu godzin był pierwszy kwietnia. Długo jeszcze
zachodzono w głowę, czy ta data miała jakiś wpływ na pozytywną ocenę z
kolokwium, jaką otrzymał Łysek Kudełko. On sam zaś takiego dylematu nie miał,
bo zgodnie ze swoimi upodobaniami już się szykował, aby adorować piękne panie.
cdn…