sobota, 4 kwietnia 2015

53. Żarcik Wygibautasa Książkiewicziusa




         Solidas Książkiewiczius, Litwin, mieszkaniec Bździochów, co na kresach Kresów Rzeczypospolitej nie było niczym niezwykłym, miał syna imieniem Wygibautas. Syn ten studiował na bździochowskiej politechnice i mieszkał w lofcie pod nazwą „Paszcza Jaszcza” – domu studenckim przerobionym ze starej cegielni, w jednym pokoju z czterema innymi kolegami. Wśród nich był Łysek Kudełko, któremu nauka nie szła najlepiej, za to całkiem nieźle wychodziło mu balowanie w towarzystwie licznych panienek (nazwijmy je studentkami figlologii francuskiej), co nijak nie dało się pogodzić ze wspomnianą nauką. Dość, że gdy reszta zamieszkujących w jednym pokoju kolegów była odbryta do zbliżającego się kolokwium, Kudełko dopiero otwierał skrypt do przedmiotu po raz pierwszy. W rzeczywistości koledzy nie musieli „podchodzić” do kolokwium, bo już wcześniej mieli pozaliczane co trzeba, Łysek takim komfortem z wiadomych przyczyn cieszyć się nie mógł i jego obecność na kolokwium była nieodzowna. Zwłaszcza jeśli jeszcze jakieś perspektywy życiowe zamierzał wiązać z dalszą swoją obecnością na uczelni.
W wieczór poprzedzający dzień kolokwium, gdy koledzy, naumiani, spokojnie utrwalali przyswojoną wiedzę przy piwie i kartach, Kudełko właśnie zaczynał ryć, zgodnie ze starą zasadą trzech Z, czyli: zakuć, zdać, zapomnieć. Nietrudno się domyślić, że karciano-piwny rejwach wcale mu w nauce nie pomagał. Wiadomo, gdzie karty i piwo, tam cicho być nie może. Toteż biedny Łysek Kudełko z głową obwiązaną mokrym ręcznikiem i z nogami w misce z zimna wodą psioczył na kolegów ile wlezie, używając niejednokrotnie słów określających anatomiczne części ciała, najczęściej ludzkiego, a zwłaszcza męskiego, pomijając skrzętnie określenia typu żebro, grdyka czy trzustka. W końcu umęczony zasnął.
         Tymczasem koledzy, którym roberki z fullem lightem zajęły czas do późnej nocy, postanowili skorzystać z luksusu niekoniecznej obecności na kolokwium i po prostu się wyspać. Ale nie od razu poszli spać, bo wtedy właśnie objawiła się szczególna cecha Wygibautasa, którą bez trudu zaraził rozbawionych kolegów. Było to mianowicie nieokiełznane poczucie humoru. Wygibautas, w odwecie za inwektywy, których nasłuchał się wraz z pozostałymi uczestnikami karciano-piwnego wieczoru zanim Kudełko zapadł w sen, postanowił zrobić mu psikusa, o czym natychmiast poinformował kolegów, wciągając ich w pewnego rodzaju spisek. Jeszcze nie świtało, gdy cała czwórka przebrała się w garnitury, chwyciła jakieś notatniki w ręce, ustawiła przy drzwiach, po czym Wygibautas począł budzić Łyska, potrząsając nim gwałtownie i mówiąc z przejęciem:
         – Łysek, co z tobą?! Wstawaj! Bo spóźnisz się na kolokwium. My już jesteśmy po śniadaniu i właśnie wychodzimy.
         Łysek zerwał się z posłania i przerażony na łapu capu chwytał jakieś części garderoby, próbował włożyć je na siebie, po czym rzucał bezładnie i brał się za następne. Wreszcie jako tako kompletnie ubrany wybiegł i popędził na stołówkę. Zupełnie nie zwrócił uwagi, że wychodzący koledzy jakoś nie wychodzili, na ulicach nie było przechodniów, nie jeździły żadne autobusy, szybkie tramwaje, wagoniki podwieszanej kolejki, w ogóle jakiekolwiek pojazdy. Że w ogóle na ulicach nie było żadnego ruchu, a na dodatek było całkiem ciemno. Kłódka na drzwiach stołówki w pierwszej chwili wywołała w nim irytację. Szarpał bezskutecznie drzwi, sądząc że się zacięły, przez szybę próbował przeniknąć wzrokiem ciemność panującą wewnątrz i dopiero wtedy przyszło mu do głowy, aby spojrzeć na zegarek. Ale i wówczas nie od razu do niego dotarło, że rzeczywiście jest taka godzina, jaką wskazuje zegarek. Potrząsnął nim kilkakrotnie i przyłożył do ucha, choć był to zegarek elektroniczny i dopiero wtedy zrozumiał, że z niego zakpiono. Gdy wrócił do akademika, koledzy spali w najlepsze. W pierwszym odruchu chciał wyładować na nich swą złość, lecz gdy ujrzał ich niewinne we śnie buźki, dał sobie z tym spokój i mając w zanadrzu sporo czasu, wziął się do nauki. Jakimś cudem zaliczył to kolokwium, może właśnie dlatego, że wyspany chłonął wiedzę jak kania dżdż.
         Dopiero po południu, gdy koledzy wstali z łóżek, Wygibautas pokazał Kudełce datę w kalendarzu. Od kilkunastu godzin był pierwszy kwietnia. Długo jeszcze zachodzono w głowę, czy ta data miała jakiś wpływ na pozytywną ocenę z kolokwium, jaką otrzymał Łysek Kudełko. On sam zaś takiego dylematu nie miał, bo zgodnie ze swoimi upodobaniami już się szykował, aby adorować piękne panie.

         cdn…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz