Przodkowie
Małmazji Pierwiosnek, podobnie do innych mieszkańców dawnych
Bździochów nie byli zamożni, bo czyż można było być zamożnym na
kresach Kresów. Żyli w rytmie następujących po sobie pór roku,
ciężko pracowali w polu i klepali przysłowiową biedę. Od czasu
do czasu trafiały im się rozrywki w postaci wiejskiego głupka
Miętosia, z którego można było się do woli ponabijać.
Przewrotny los sprawił, jak pamiętamy, że to właśnie dzięki
Miętosiowi zapyziała wieś stała się metropolią. Dzięki temu
też w którymś tam pokoleniu Małmazja Pierwiosnek mogła stać się
prawdziwą bizneswoman.
Małmazja
Pierwiosnek pewnie stąpała po ziemi i równie pewnie kroczyła
drogą kariery. Zadbała o solidne wykształcenie, które stale
uzupełniała i tylko kwestią czasu było, kiedy światowe giełdy
finansowe padną jej do nóg. Dawało jej to podstawę do sporej
pewności siebie. Póki co mieszkała w eleganckim apartamencie w
jednym z bździochowskich drapaczy chmur, po sąsiedzku z Piusem
hrabią Bździochowskim, i odrzucała wszelkie propozycje
matrymonialne. Postanowiła, że o zamążpójściu pomyśli wtedy,
gdy owe giełdy już legną u jej stóp.
W
tym samym drapaczu chmur mieszkał niejaki Bumcybrat Lemieszko,
nowobogacki, tak jak Małmazja wywodzący się z dawnej
bździochowskiej biedoty mało- czy też bezrolnej, tyle że obecnie
– dzięki cwaniaczeniu – przy sporych pieniędzach, posiadanie
których okazywał za pomocą grubego złotego łańcucha na szyi.
Dawało mu to podstawę do niepospolitej pewności siebie. O ile
jednak finansowo mógł się jeszcze przyrównywać do panny
Pierwiosnek, o tyle pod względem wiedzy i mądrości była pomiędzy
nimi przepaść nie do przebrnięcia. Lemieszce wpadło kiedyś do
głowy, aby na ogólnie dostępnym parkingu zarezerwować miejsce
tylko dla siebie. Namalował więc białą farbą tzw. kopertę i
rozgłosił, że jest to wyłącznie jego miejsce, a jeśli ktoś
odważy się na nim stanąć, podziurawi mu opony. Dziwnym trafem
większość sąsiadów przystała na takie dictum, najpewniej z tej
racji, że ów złoty łańcuch był opięty na naprawdę tęgim
karku. Dres noszony na co dzień przez Bumcybrata zdecydowanie
ułatwiał respektowanie owego uzurpatorskiego zarządzenia.
Jedyną osobą, która ani myślała honorować chory, jak uznała,
nakaz była Małmazja Pierwiosnek. Tylko brak okazji sprawił, że
nie zdarzyło się jej jeszcze jawnie okazać ignorowania
Bumcybratowego przykazania.
Stało
się tak, iż Małmazja Pierwiosnek wyjechała swoim autem w dłuższą
trasę, a wcześniej niesolidny mechanik źle wyważył jedno z kół.
Opona na tym kole zdarła się do bodaj ostatniej warstwy. Po
powrocie Małmazja podjeżdżając na parking po raz pierwszy zastała
wolne miejsce z namalowana kopertą. Bez wahania zaparkowała na
niej. O zniszczonej oponie nie miała pojęcia. Miała szczęście,
że dojechała do domu, bo krótko po jej odejściu opona pękła z wycieńczenia. Na
drugi dzień wszyscy, którzy oglądali „flaka” opony, nie
wiedząc o rzeczywistej przyczynie, złorzeczyli Lemieszce, że
zrealizował swą groźbę. Lemieszko, do którego dotarły
komentarze, zaklinał się, że nie przebił opony Pierwiosnkównie.
Ale jakoś nikt w to nie wierzył. Jednak krótko po tym zdarzeniu zakaz
parkowania w tym miejscu przestał obowiązywać, a Bumcybrat
Lemieszko zaczął zabiegać o względy Małmazji Pierwiosnek. Jakie
i czy w ogóle miał u niej szanse, nie wiadomo. Wiadomo
natomiast, że bardzo się starał, czego objawem było zniknięcie z
jego szyi złotego łańcucha.
cdn…