Sekretarzem
POP w Zakładach Udoskonalania Robót Wszelkich (ZURW) położonych w
jednej z przemysłowych dzielnic Bździochów, zwanej potocznie przez
mieszkańców Niemożebkowo, był niejaki Dudul Formalina.
Niewtajemniczonym należy się tu wyjaśnienie, że POP nie miało
nic wspólnego z kapłanem Kościoła prawosławnego, czyli
popem, a był to skrót nazwy Podstawowej Organizacji Partyjnej,
obecnej w każdym zakładzie pracy w przedmiętosiowych czasach.
Organizacja ta z wyznaniem w pojęciu wiary niewiele miała
wspólnego, a jej członkowie jeśli już w coś wierzyli, to w
przyznane samym sobie przywileje, bo w świetlaną przyszłość
ojczyzny pod rządami formacji, którą reprezentowali, już jakby
mniej. Po prostu, im bardziej w nią brnęli, tym mniej wierzyli.
Niezrzeszeni mówili o nich: czerwoni (od koloru okładki
legitymacji). Dudul Formalina przez jednych był nazywany człowiekiem
światłego umysłu (z racji doświadczenia), przez innych –
betonem (z tej samej racji).
Żeby było
śmieszniej, z czasem przylgnęło do niego określenie Arbuz.
Etymologiczne wyjaśnienie tego określenia jest proste. Pewnego dnia
Formalina przyszedł do pracy w zielonym garniturze. Ktoś bystry a
dowcipny skwitował to krótko:
– Z
wierzchu zielony, w środku czerwony. Istny arbuz.
I tak
Formalina został Arbuzem.
W POP przy
ZURW, organizacji na wskroś demokratycznej, aby tej demokracji dać
wyraz, ogłaszano co jakiś czas wybory do władz zakładowych. Jedne
z nich prowadził pod czujnym okiem Arbuza młody pracownik
Fanaberiusz Pomyłka. Kiedy po trzeciej turze głosowania nadal nie
było rezultatu, Pomyłka, aby zachęcić zniecierpliwionych do
nieopuszczania sali, tak wyraził swoje zdanie na spodziewane
wreszcie pozytywne rozstrzygniecie głosowania:
–
Towarzysze, mam nadzieję, że już niebawem pojawi się biały dym.
Taką miał
nadzieję. Dym się pojawił, tyle że siwy. Fanaberiusz Pomyłka
spodziewałby się raczej pochwały za – mimo wszystko – sprawne
prowadzenie tego podniosłego statutowego aktu. Tymczasem Arbuzem
tąpnęło.
–
Przecież biały dym pojawia się po wyborze papieża, a nie
sekretarza! – wrzasnął. – Jak można się tak pomylić! O 360
stopni!
Itd., w tym
samym duchu, przez pół godziny. A na tym się nie skończyło.
Sprawa oparła się o komitet wiejski partii, był pomysł, żeby
Pomyłkę dyscyplinarnie wydalić z organizacji, bo to jakaś pomyłka
itd.
Wieczorem
Fanaberiusz siedział sobie Pod Upadłym Aniołem, pił piwo i
rozpamiętywał całą tę drakę. Nie spodziewał się takiej
reakcji Arbuza. Litera po literze przypomniał sobie jego słowa. I
nagle go olśniło:
–
Przecież obrót o 360 stopni oznacza – krzyknął na całą salę
– że się jest w tym samym położeniu! Więc kto się tutaj
pomylił?
cdn…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz