W samochodzie sołtysa
Miętosia, gdy zmierzał jak co dzień do pracy, a był to akurat
Dzień Sołtysa, ni z tego ni z owego wystrzelił tłok z silnika.
Walnął tak okrutnie, że przebił maskę, przednią szybę i wbił
się w fotel obok kierowcy. Miętoś stracił panowanie nad pojazdem,
zjechał z drogi i uderzył w drzewo. No i się zaczęło.
Natychmiast rada sołecka
oraz znajomi, rodzina, pociotkowie i różni inni, nawet tacy, którzy
znali sołtysa tylko ze słyszenia, podzielili się na dwa obozy:
radykalny i skrajnie radykalny. Z różnymi mutacjami, żeby nie
było. Jedni, będący zwolennikami teorii spiskowej, dostrzegli w
tym zdarzeniu próbę zamachu, a nawet cały zamach. Drudzy optowali
za wpływem siły wyższej, nadprzyrodzonej, a – być może, czego
wylkuczyć się nie dało – siły czarnoksięskiej. Przy czym
dokładnie nie było wiadomo, którzy radni byli radykałami, a którzy
skrajnymi radykałami, bowiem wszyscy jak jeden mąż prześcigali
się w pomysłach, co z tym fantem zrobić. Pewne było natomiast, że
i jedni, i drudzy, stosownie do przyjętych teorii, podjęli
adekwatne przedsięwzięcia.
Zwolennicy teorii zamachu
byli przekonani i przekonywali siebie nawzajem oraz wszystkich w
koło, że to nie mógł być przypadek, bo takich przypadków po
prostu nie ma. Ktoś musiał się zakraść do sołtysowego auta i
podpiłowaś to i owo. Co podpiłować? Noo, to wykaże komisja
śledcza, którą należy powołać dla wyjaśnienia tej haniebnej
sprawy. Przecież gdyby sołtys nie prowadził samochodu osobiście,
tylko siedział z boku kierowcy, byłby dzisiaj martwy. A nawet gdyby
nie zabił go tłok, z pewnością zrobiłoby to drzewo, na które
wjechał. Ponieważ stały za tym wiadome, podstępnie działające
siły, które przecież z tchórzostwa się nie ujawnią, dla dobra
śledztwa i ogółu mieszkańców Bździochowej Doliny protokołu z
działalności komisji się nie opublikuje.
Z kolei opowiadający się
za uwikłaniem w sprawę czynników natury wyższej, a nawet
uważający je za siłę sprawczą, uznali jednogłośnie, że
wnioski wypływające ze zdarzenia mają jednoznaczną wymowę.
Niechybnie było to ostrzeżenie dane palcem opatrzności lub
diabelskim kopytkiem. Dlatego, aby zapobiec podobnym wypadkom w
przyszłości, należy się odpowiednio zabezpieczyć. Jako
najskuteczniejszy sposób uznano zastosowanie takich środków jak:
pielgrzymki radnych do wyznaczonych miejsc przed każdą sesją rady
sołeckiej, wspólne modły przed rozpoczęciem każdej sesji z
tworzeniem kręgu i trzymaniem się za ręce, egzorcyzmy,
odczynianie, stawianie kabały, okadzanie biura i samochodu sołtysa
– stosowane osobno lub razem, w proporcjach uznanych w danej chwili
za najwłaściwsze. Dwie najstarsze radne zadeklarowały swą pomoc w uszyciu specjalnych strojów, na wzór średniowiecznych
worków pokutnych, w których radni odbywaliby pielgrzymki i
przedsesyjne modły, oraz w wykonaniu czakramu i amuletów dla
wszystkich radnych i oczywiście dla sołtysa Miętosia. Inne środki,
jak splunięcie trzy razy przez lewe ramię, wróżenie z wosku i
niepodawanie sobie rąk przez próg zostały zaliczone do mniej
skutecznych i byłyby wykorzystywane tylko w krytycznych momentach.
Dokument zawierający powyższe stwierdzenia i rady zostałby spisany
w formie cyrografu, po czym każdy radny upuściłby sobie odrobinę
krwi z palca wskazującego i przypieczętował treść dokumentu,
dając tym samym świadectwo swego oddania i szacunku.
Nieco innym torem poszły
ustalenia zwolenników teorii zamachu. Uznali, że zanim jeszcze
komisja śledcza stworzy swój niepublikowalny protokół, należy
przedsięwziąć jakieś środki zaradcze. A raczej nie jakieś, a
radykalne. Sołtys powinien mieć obstawę. Zaproponowano, aby to
była konkretna formacja, konkretnie uzbrojona i wyposażona. Gwoli dyskrecji i żeby
nie wzbudzać niepotrzebnej sensacji byliby to ludzie odziani w
zbroje i wyposażeni w halabardy i, w razie potrzeby, w miecze. Okrycie
stanowiłyby obszerne peleryny z herbem Bździochów na plecach.
Innym wariantem byłaby konnica na wzór husarii, tyle że bardziej
współczesna, która zamiast skrzydeł z piórami miałaby skrzydła
samolotowe.
Mniej radykalny odłam
frakcji skrajnie radykalnej zaproponował opancerzony tramwaj, a na
upalne dni rower. Oczywiście opancerzony. Z kolei bardziej radykalny
odłam mniej radykalnych radykałów zgłaszał projekt oparty na
wykonaniu tunelu między miejscem zamieszkania sołtysa a jego
biurem. Wariantem tego wariantu byłoby metro jeżdżące w tym
tunelu, bo skoro tunel już by był, to szkoda byłoby go nie
wykorzystać. Dla zwiększenia bezpieczeństwa metro działałoby na
zasadzie zderzacza hadronów, bo przecież oryginalny zderzacz
hadronów też jest w tunelu i pod ziemią.
Z tymi i z wieloma innymi pomysłami czekali
radni sołeccy na sołtysa Miętosia owego feralnego dnia, kiedy
zdarzył się wypadek. Dnia, który był na dodatek, czy też na
nieszczęście Dniem Sołtysa. Radni czekali w sali obrad, stojąc w
kółku i trzymając się za ręce. Przed stołem prezydialnym stały
ogromne kosze i wazony z kwiatami, na stoliku obok leżał czy też
stał ogromny tort. Spisane rezolucje tkwiły w brudnopisach na
centralnym miejscu stołu. Warta jest opisania reakcja Miętosia, gdy
wszedł na salę i ujrzał to wszystko. Najpierw chciał uciekać,
gdzie pieprz rośnie. Potem jakoś ochłonął i, ku zaskoczeniu
wszystkich, odpuścił sobie modły, nie przyjął propozycji
dyskretnej ochrony osobistej oraz wszystkich innych pomysłowych
środków bezpieczeństwa, kazał też rozdać kwiaty solenizantkom z
tego dnia, a tort odnieść do Towarzystwa Brata Alberta. W sprawie wypadku, stwierdził, że w samochodzie pękła panewka na
korbowodzie. Ot, przypadek. Zmęczenie materiału. Samochód jest już
w naprawie, a jemu w czasie wypadku nic się nie stało. Jeśli zaś
chodzi o uczczenie Dnia Sołtysa, w zupełności wystarczyłby jeden
pomarańczowy goździk.
cdn…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz