sobota, 12 marca 2016

102. Dzień Sołtysa

          W samochodzie sołtysa Miętosia, gdy zmierzał jak co dzień do pracy, a był to akurat Dzień Sołtysa, ni z tego ni z owego wystrzelił tłok z silnika. Walnął tak okrutnie, że przebił maskę, przednią szybę i wbił się w fotel obok kierowcy. Miętoś stracił panowanie nad pojazdem, zjechał z drogi i uderzył w drzewo. No i się zaczęło.
          Natychmiast rada sołecka oraz znajomi, rodzina, pociotkowie i różni inni, nawet tacy, którzy znali sołtysa tylko ze słyszenia, podzielili się na dwa obozy: radykalny i skrajnie radykalny. Z różnymi mutacjami, żeby nie było. Jedni, będący zwolennikami teorii spiskowej, dostrzegli w tym zdarzeniu próbę zamachu, a nawet cały zamach. Drudzy optowali za wpływem siły wyższej, nadprzyrodzonej, a – być może, czego wylkuczyć się nie dało – siły czarnoksięskiej. Przy czym dokładnie nie było wiadomo, którzy radni byli radykałami, a którzy skrajnymi radykałami, bowiem wszyscy jak jeden mąż prześcigali się w pomysłach, co z tym fantem zrobić. Pewne było natomiast, że i jedni, i drudzy, stosownie do przyjętych teorii, podjęli adekwatne przedsięwzięcia.
          Zwolennicy teorii zamachu byli przekonani i przekonywali siebie nawzajem oraz wszystkich w koło, że to nie mógł być przypadek, bo takich przypadków po prostu nie ma. Ktoś musiał się zakraść do sołtysowego auta i podpiłowaś to i owo. Co podpiłować? Noo, to wykaże komisja śledcza, którą należy powołać dla wyjaśnienia tej haniebnej sprawy. Przecież gdyby sołtys nie prowadził samochodu osobiście, tylko siedział z boku kierowcy, byłby dzisiaj martwy. A nawet gdyby nie zabił go tłok, z pewnością zrobiłoby to drzewo, na które wjechał. Ponieważ stały za tym wiadome, podstępnie działające siły, które przecież z tchórzostwa się nie ujawnią, dla dobra śledztwa i ogółu mieszkańców Bździochowej Doliny protokołu z działalności komisji się nie opublikuje.
          Z kolei opowiadający się za uwikłaniem w sprawę czynników natury wyższej, a nawet uważający je za siłę sprawczą, uznali jednogłośnie, że wnioski wypływające ze zdarzenia mają jednoznaczną wymowę. Niechybnie było to ostrzeżenie dane palcem opatrzności lub diabelskim kopytkiem. Dlatego, aby zapobiec podobnym wypadkom w przyszłości, należy się odpowiednio zabezpieczyć. Jako najskuteczniejszy sposób uznano zastosowanie takich środków jak: pielgrzymki radnych do wyznaczonych miejsc przed każdą sesją rady sołeckiej, wspólne modły przed rozpoczęciem każdej sesji z tworzeniem kręgu i trzymaniem się za ręce, egzorcyzmy, odczynianie, stawianie kabały, okadzanie biura i samochodu sołtysa – stosowane osobno lub razem, w proporcjach uznanych w danej chwili za najwłaściwsze. Dwie najstarsze radne zadeklarowały swą pomoc w uszyciu specjalnych strojów, na wzór średniowiecznych worków pokutnych, w których radni odbywaliby pielgrzymki i przedsesyjne modły, oraz w wykonaniu czakramu i amuletów dla wszystkich radnych i oczywiście dla sołtysa Miętosia. Inne środki, jak splunięcie trzy razy przez lewe ramię, wróżenie z wosku i niepodawanie sobie rąk przez próg zostały zaliczone do mniej skutecznych i byłyby wykorzystywane tylko w krytycznych momentach. Dokument zawierający powyższe stwierdzenia i rady zostałby spisany w formie cyrografu, po czym każdy radny upuściłby sobie odrobinę krwi z palca wskazującego i przypieczętował treść dokumentu, dając tym samym świadectwo swego oddania i szacunku.
          Nieco innym torem poszły ustalenia zwolenników teorii zamachu. Uznali, że zanim jeszcze komisja śledcza stworzy swój niepublikowalny protokół, należy przedsięwziąć jakieś środki zaradcze. A raczej nie jakieś, a radykalne. Sołtys powinien mieć obstawę. Zaproponowano, aby to była konkretna formacja, konkretnie uzbrojona i wyposażona. Gwoli dyskrecji i żeby nie wzbudzać niepotrzebnej sensacji byliby to ludzie odziani w zbroje i wyposażeni w halabardy i, w razie potrzeby, w miecze. Okrycie stanowiłyby obszerne peleryny z herbem Bździochów na plecach. Innym wariantem byłaby konnica na wzór husarii, tyle że bardziej współczesna, która zamiast skrzydeł z piórami miałaby skrzydła samolotowe.
          Mniej radykalny odłam frakcji skrajnie radykalnej zaproponował opancerzony tramwaj, a na upalne dni rower. Oczywiście opancerzony. Z kolei bardziej radykalny odłam mniej radykalnych radykałów zgłaszał projekt oparty na wykonaniu tunelu między miejscem zamieszkania sołtysa a jego biurem. Wariantem tego wariantu byłoby metro jeżdżące w tym tunelu, bo skoro tunel już by był, to szkoda byłoby go nie wykorzystać. Dla zwiększenia bezpieczeństwa metro działałoby na zasadzie zderzacza hadronów, bo przecież oryginalny zderzacz hadronów też jest w tunelu i pod ziemią.
          Z tymi i z wieloma innymi pomysłami czekali radni sołeccy na sołtysa Miętosia owego feralnego dnia, kiedy zdarzył się wypadek. Dnia, który był na dodatek, czy też na nieszczęście Dniem Sołtysa. Radni czekali w sali obrad, stojąc w kółku i trzymając się za ręce. Przed stołem prezydialnym stały ogromne kosze i wazony z kwiatami, na stoliku obok leżał czy też stał ogromny tort. Spisane rezolucje tkwiły w brudnopisach na centralnym miejscu stołu. Warta jest opisania reakcja Miętosia, gdy wszedł na salę i ujrzał to wszystko. Najpierw chciał uciekać, gdzie pieprz rośnie. Potem jakoś ochłonął i, ku zaskoczeniu wszystkich, odpuścił sobie modły, nie przyjął propozycji dyskretnej ochrony osobistej oraz wszystkich innych pomysłowych środków bezpieczeństwa, kazał też rozdać kwiaty solenizantkom z tego dnia, a tort odnieść do Towarzystwa Brata Alberta. W sprawie wypadku, stwierdził, że w samochodzie pękła panewka na korbowodzie. Ot, przypadek. Zmęczenie materiału. Samochód jest już w naprawie, a jemu w czasie wypadku nic się nie stało. Jeśli zaś chodzi o uczczenie Dnia Sołtysa, w zupełności wystarczyłby jeden pomarańczowy goździk.

cdn…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz