Pod
rządami sołtysa Miętosia Bździochy rozkwitały, a wraz z nimi
rozkwitała cała Bździochowa Dolina. Mimo różnych prób
zdyskredytowania sołtysa przez nielicznych jego oponentów, jemu po
prostu rządzenie wychodziło. Miał chłop do tego smykałkę jak
nikt inny. Zatem wybór na sołtysa, choć z racji jego wcześniejszej
nienajszczęśliwszej pozycji w bździochowskiej hierarchii
społecznej (jak pamiętamy, Miętoś był onegdaj wiejskim
głupkiem) mógłby się wydawać dość nieroztropny, był ze wszech
miar trafny. Zatem Bździochy kwitły, kwitło też w nich życie we
wszelkich możliwych aspektach. Mnożyły się zrzeszenia, kluby,
stowarzyszenia, towarzystwa i cała masa instytucji im podobnych.
Wśród
wybujałych tak licznie towarzyskich gremiów – od Zrzeszenia
Miłośników Dżdżownic Drapieżnych poprzez Fanklub Zegarków z
Podświetlanym Multimedialnie Wodotryskiem do Stowarzyszenia Tępych Inteligentów –
znalazło i ugruntowało swoją pozycję Bździochowskie Towarzystwo
Miłośników Kaktusów Użytecznych. Towarzystwo, prócz statutowej działalności,
postawiło sobie za punkt honoru szerzenie wśród bździochowskiej społeczności wiedzy o tej ciekawej, acz niedocenianej w życiu codziennym egzotycznej roślinie, organizując ogólnodostępne
wystawy, odczyty i pogadanki. Na jedno z takich spotkań wybrał się
pracujący w New
Bździocherze
etatowy humorysta, Trycjan Paszkwilko. O historii kaktusa w ogóle i
historii kaktusa w Bździochach na tle wydarzeń lat 1939–45
prowadził prelekcję prezes towarzystwa dr hab. Konstanty Kolec,
założyciel m.in. Bździochowskiego Muzeum Kaktusa Powszedniego. Wśród różnych
opowieści obrazowo przedstawił sceny z obrony remizy strażackiej
przed najeźdźcami, gdy obrońcom zabrakło amunicji i strzelali do
napastników niewielkimi okrągłymi kaktusami. Zaskoczenie było tak
wielkie, że atakujący uciekli, porzucając broń i łapiąc się za
te części ciała, w które zostali trafieni. Po prelekcji padło
sakramentalne pytanie, jakie zwykle zadaje się na końcu tego
rodzaju spotkań, czyli: „Czy są pytania?”.
Pytanie
było tylko jedno. Zadał je nie kto inny, tylko Paszkwilko
(przepraszam, rym niezamierzony). Najpierw jednak kilkuzdaniowo
humorystycznie zagaił, a dopiero później przeszedł do pytania.
Brzmiało ono:
–
Czy w kolekcji kaktusów posiadanych przez towarzystwo znajduje się
okaz, o którym słyszałem, zwany Fotelem Teściowej?
Sala
wybuchła śmiechem, a dr Kolec, gdy się już uspokoił, bo sam się
nieźle uśmiał, odpowiedział:
–
Szanowny panie, w rzeczy samej istnieje taki kaktus. Nosi on łacińską
nazwę Echinocactus
grusonii,
lecz nie wiem, czy okaz, który jest w naszym posiadaniu, byłby dla
pana interesujący, bo… – tu z palców wskazującego i kciuka
utworzył kółko i trzymając tak złożone palce przed oczami
Paszkwilki, dokończył – jest dopiero taki.
Paszkwilko
zbaraniał, a sala pękała ze śmiechu.
cdn…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz