sobota, 19 marca 2016

103. Fotel teściowej

          Pod rządami sołtysa Miętosia Bździochy rozkwitały, a wraz z nimi rozkwitała cała Bździochowa Dolina. Mimo różnych prób zdyskredytowania sołtysa przez nielicznych jego oponentów, jemu po prostu rządzenie wychodziło. Miał chłop do tego smykałkę jak nikt inny. Zatem wybór na sołtysa, choć z racji jego wcześniejszej nienajszczęśliwszej pozycji w bździochowskiej hierarchii społecznej (jak pamiętamy, Miętoś był onegdaj wiejskim głupkiem) mógłby się wydawać dość nieroztropny, był ze wszech miar trafny. Zatem Bździochy kwitły, kwitło też w nich życie we wszelkich możliwych aspektach. Mnożyły się zrzeszenia, kluby, stowarzyszenia, towarzystwa i cała masa instytucji im podobnych.
          Wśród wybujałych tak licznie towarzyskich gremiów – od Zrzeszenia Miłośników Dżdżownic Drapieżnych poprzez Fanklub Zegarków z Podświetlanym Multimedialnie Wodotryskiem do Stowarzyszenia Tępych Inteligentów – znalazło i ugruntowało swoją pozycję Bździochowskie Towarzystwo Miłośników Kaktusów Użytecznych. Towarzystwo, prócz statutowej działalności, postawiło sobie za punkt honoru szerzenie wśród bździochowskiej społeczności wiedzy o tej ciekawej, acz niedocenianej w życiu codziennym egzotycznej roślinie, organizując ogólnodostępne wystawy, odczyty i pogadanki. Na jedno z takich spotkań wybrał się pracujący w New Bździocherze etatowy humorysta, Trycjan Paszkwilko. O historii kaktusa w ogóle i historii kaktusa w Bździochach na tle wydarzeń lat 1939–45 prowadził prelekcję prezes towarzystwa dr hab. Konstanty Kolec, założyciel m.in. Bździochowskiego Muzeum Kaktusa Powszedniego. Wśród różnych opowieści obrazowo przedstawił sceny z obrony remizy strażackiej przed najeźdźcami, gdy obrońcom zabrakło amunicji i strzelali do napastników niewielkimi okrągłymi kaktusami. Zaskoczenie było tak wielkie, że atakujący uciekli, porzucając broń i łapiąc się za te części ciała, w które zostali trafieni. Po prelekcji padło sakramentalne pytanie, jakie zwykle zadaje się na końcu tego rodzaju spotkań, czyli: „Czy są pytania?”.
          Pytanie było tylko jedno. Zadał je nie kto inny, tylko Paszkwilko (przepraszam, rym niezamierzony). Najpierw jednak kilkuzdaniowo humorystycznie zagaił, a dopiero później przeszedł do pytania. Brzmiało ono:
          – Czy w kolekcji kaktusów posiadanych przez towarzystwo znajduje się okaz, o którym słyszałem, zwany Fotelem Teściowej?
          Sala wybuchła śmiechem, a dr Kolec, gdy się już uspokoił, bo sam się nieźle uśmiał, odpowiedział:
          – Szanowny panie, w rzeczy samej istnieje taki kaktus. Nosi on łacińską nazwę Echinocactus grusonii, lecz nie wiem, czy okaz, który jest w naszym posiadaniu, byłby dla pana interesujący, bo… – tu z palców wskazującego i kciuka utworzył kółko i trzymając tak złożone palce przed oczami Paszkwilki, dokończył – jest dopiero taki.
          Paszkwilko zbaraniał, a sala pękała ze śmiechu.

          cdn…


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz