sobota, 7 maja 2016

110. Whisky a sprawa polska

          Czy ktoś kiedyś zastanawiał się, skąd mieszkańcy Bździochowej Doliny wzięli przeświadczenie, które potem z upodobaniem wprowadzili w życie, że alkohol to wielki przyjaciel człowieka? Wszak niewylewanie za kołnierz, któremu z lubością hołdują po dziś dzień, skądś się wzięło. Być może poniższa historia, która − można w to wierzyć, bądź nie − wydarzyła się naprawdę, coś niecoś w tej kwestii wyjaśni.
          Otóż w czasach wielkiego eksodusu za chlebem wraz z wieloma innymi klepaczami biedy z kresów Kresów Wschodnich jeździli do Hameryki także mieszkańcy Bździochów. Wśród nich znalazł się niejaki Milutek Potulko − człek spokojny i spolegliwy. Ironia losu, która − niczym licho − nigdy nie śpi, sprawiła, że ten najspokojniejszy ze spokojnych człowiek trafił na Dziki Zachód. Lecz myliłby się ten, kto pomyślałby, że Potulko w tak nieprzyjaznych warunkach przepadnie z kretesem. Ni stąd, ni zowąd ten najspokojniejszy w świecie człeczyna odkrył w sobie tak wielkie pokłady zaradności, że mógłby mu ich pozazdrościć sam Rockefeller. Wprawdzie takiej fortuny jak najbogatszy biznesmen świata Potulko nie zdobył, ale radził sobie całkiem nieźle i powoli myślał już o powrocie w rodzinne strony. To, co miał, starczyłoby mu na spokojne doczekanie starości.
          Tymczasem musiał się zmagać z różnymi, niekiedy najdziwniejszymi sytuacjami, jakie go spotykały na drodze do dorobku. Potulko, jak wszyscy na Dzikim Zachodzie, poruszał się konno i zdarzyło mu się kiedyś zawitać w Pacoowa City − mieścinie typowej dla tamtych czasów i terenów, w której przy głównej, bo jedynej ulicy w mieście ulokowane były przybytki typu bank, biuro szeryfa, dom pod czerwoną latarenką, sklep z pakułami, mydłem, powidłem oraz bronią, no i oczywiście saloon. W tym to saloonie Potulko wychylił parę szklaneczek burbona na lepsze samopoczucie i już miał opuszczać tę typową dzikozachodnią mieścinę, gdy na pewien widok żachnął się, wrócił do saloonu, gdzie pochłonął jeszcze kilka szklaneczek whisky. Tym razem dla kurażu. Ośmielony rozgrzewającym go od wewnątrz trunkiem obrócił się od kontuaru i ryknął na całą salę:
          − Kto śmiał pomalować mojego konia na biało?!
          W barze zapadła cisza, którą na kresach Kresów Wschodnich romantycznie określa się: jak makiem zasiał, i tylko w końcu sali odwrócił się od baru pewien człowiek. Zapadła jeszcze większa cisza, bowiem człowiekiem, który odwrócił się od baru, był nie kto inny, tylko Black Jack, postrach całego Dzikiego Zachodu. Powszechnie było wiadomo, że nikt, kto odważyłby się mu stanąć na drodze, nie będzie już dalej oglądał tego pięknego świata. Fama o Black Jacku niosła się po całej Hameryce, jest więc oczywiste, że znał ją także Milutek Potulko. I teraz ta najczarniejsza sława Hameryki stała przy barze naprzeciwko migranta z kraju, o którym większość Hamerykanów nawet nie słyszała. Wynik takiego spotkania był wszystkim znany z góry. Potulce również. A póki co Black Jack z ironicznym uśmiechem zmierzył wzrokiem śmiałka-desperata i międląc w zębach cygaro, odrzekł:
          − Ja, a bo co?
          Potulko także zmierzył go wzrokiem z góry na dół i z powrotem. Alkohol buzował mu w żyłach i zanosiło się na drakę. Wpił odważnie swój wzrok w oczy Black Jacka, a wtedy cisza w saloonie zrobiła się już taka, że nawet muchy nie śmiały bzyknąć. I w tej absolutnej ciszy zabrzmiały słowa Potulki:
          − Nieee, no nic. Tylko chciałem powiedzieć, że już wyschnął i można by go jeszcze raz pociągnąć.

          Historia milczy o tym, co było dalej, faktem jednak jest, że Potulko był jedynym interlokutorem Black Jacka, który przeżył spotkanie z nim oko w oko. Z czasem i o nim poszła fama po całej Hameryce. Po kresach Kresów Wschodnich rozniosło się, że różnie może być ze zdobywaniem fortuny, ale w Hameryce da się przeżyć. Być może to takie właśnie zdarzenia pozwalały bździochowianom wysnuwać wnioski, że alkohol czyni cuda. A stąd już bardzo blisko do upodobania do niewylewania za kołnierz, któremu bździochowianie oddają się z takim zapałem.


          cdn...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz