sobota, 11 czerwca 2016

115. Błogosławiony Pan Czesław

          Pan Czesław to był ktoś. To była indywidualność, żeby nie powiedzieć inywiduum. Po pierwsze, Pan Czesław to był Pan Czesław przez duże P, po drugie, mówiąc o Panu Czesławie, nie używało się zaimków: on czy o nim, a nawet On czy o Nim, wymawianych choćby z najwyższą atencją, lecz zawsze mówiło się: Pan Czesław czy też: o Panu Czesławie. O Panu Czesławie mówiło się ponadto, że był w stanie błogosławionym. Bo Pan Czesław trwał w błogostanie i stan ten sławił codziennie.
              Pan Czesław był zatrudniony w Bździochowskich Zjednoczonych Zakładach Wytwórczych Kół Okrągłych i bez cienia wątpliwości był jedynym pracownikiem, który bez pomocy cyrkla czy też innego przyrządu potrafił narysować idealny w kształcie okrąg. Prawdopodobnie był to jedyny powód, dla którego Pan Czesław miał szanse pozostać w wytwórni aż do emerytury. Nikt nie wiedział, kiedy miałoby to nastąpić, bo nikt, włącznie z kadrową, nie znał wieku Pana Czesława. A nikt pytać nie śmiał.
          O codziennym sławieniu swego błogostanu przez Pana Czesława można by powiedzieć, że sławił go dość szczególnie, bo swoim zachowaniem. Nie mniej szczególnym. Ooo!, bo Pan Czesław potrafił się zachować. Kiedyś, na przykład, w czasie szczytu komunikacyjnego, gdy milicjant na skrzyżowaniu kierował ruchem, ze spontaniczną pomocą przyszedł mu Pan Czesław. Wdzięczni kierowcy, którzy wszak znali Pana Czesława, zupełnie naturalnie wybaczyli mu (o, przepraszam – wybaczyli Panu Czesławowi, oczywiście) tych kilka powstałych w takiej chwili stłuczek.
          Niemal rytuałem było, że gdy Pan Czesław wchodził do pijalni piwa (pod względem hołdowania zasadzie niewylewania za kołnierz Pan Czesław nie odbiegał od bździochowskiej średniej statystycznej; ba, on ostro ją ciągnął w górę), znajdowali się życzliwi, w niemałych ilościach zresztą, którzy odstępowali swoje nadpite kufle Panu Czesławowi. Ci, którzy byli z Panem Czesławem w bardziej zażyłych stosunkach, zagadywali o pogodę, zdrowie czy też inne, nie mniej znaczące sprawy. Pan Czesław zwykł był odpowiadać z godnością:
          – W normie. Jakoś się kręci – co, zważywszy na miejsce zatrudnienia Pana Czesława, było trafieniem w dziesiątkę.
          Niektórzy dziennikarze starszego pokolenia przyrównywali taką odpowiedź do słynnego zdjęcia niegdysiejszego pierwszego sekretarza partii z pierwszej strony poczytnego wówczas – siłą rzeczy – dziennika, na którym to zdjęciu sekretarz spogląda na zegarek. Dla laika niby nic z tego nie wynikało, lecz dla wtajemniczonych… Tak, takiego formatu człowiekiem był Pan Czesław.
          Kiedy Pan Czesław po raz pierwszy pojawił się w wytwórni, w której uprzejmie pozwolił się zatrudnić, strażnik na głośny sygnał klaksonu, wybiegł otwierać bramę. W bramie stał Pan Czesław i za pomocą ust i zwiniętej w trąbkę dłoni idealnie naśladował klakson samochodowy. Nieświadomy wielkości znajdującego się przed nim człowieka, strażnik nieco Pana Czesława obsobaczył za ten – jak go nazwał – chamski wybryk. Jednakże pod łagodnym wzrokiem Pana Czesława umilkł. Po mniej więcej tygodniu przywykł do takiego sposobu wchodzenia Pana Czesława do wytwórni, a po miesiącu byli już w takiej komitywie, że strażnik zaliczał się do tych bywalców pijalni piwa, którzy prócz odstąpienia nadpitego kufla z piwem, mogli jeszcze zagadywać Pana Czesława o pogodę i zdrowie. Bo być tak blisko z Panem Czesławem było zaszczytem.
          À propos pogody. Pan Czesław przepowiadał ją w sposób idealny. Nie zdarzyło się, aby nie trafił ze swoją przepowiednią. Gdy więc pytano się go (o rany! znów nietakt – oczywiście, że pytano się Pana Czesława) we wspomnianych wyżej okolicznościach o aurę, Pan Czesław niezmiennie odpowiadał:
          – Lepsza taka pogoda niż żadna.
          Podobno interesowała się Panem Czesławem telewizja, chcąc zaproponować Panu Czesławowi stanowisko prezentera pogody. Lecz – jak się nieoficjalnie dowiedziano – patriotyzm lokalny nakazywał Panu Czesławowi trwać przy macierzystym zakładzie. Ze swą zdolnością rysowniczą Pan Czesław był potrzebny wytwórni, gdyż jego umiejętność odręcznego rysowania okręgów bardzo była przydatna w produkcji o takim profilu, natomiast przedstawiane na telewizyjnych planszach izobary nigdy swym kształtem nawet do koła się nie zbliżają.
          Tak, bo Pan Czesław to po prostu Pan Czesław.

          cdn…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz