Pan Czesław
to był ktoś. To była indywidualność, żeby nie powiedzieć
inywiduum. Po pierwsze, Pan Czesław to był Pan Czesław przez duże
„P”,
po drugie, mówiąc o Panu Czesławie, nie używało się zaimków:
„on”
czy „o nim”,
a nawet „On”
czy „o Nim”,
wymawianych choćby z najwyższą atencją, lecz zawsze mówiło się:
Pan Czesław czy też: o Panu Czesławie. O Panu Czesławie mówiło
się ponadto, że był w stanie błogosławionym. Bo Pan Czesław
trwał w błogostanie i stan ten sławił codziennie.
Pan Czesław
był zatrudniony w Bździochowskich Zjednoczonych Zakładach
Wytwórczych Kół Okrągłych i bez cienia wątpliwości był
jedynym pracownikiem, który bez pomocy cyrkla czy też innego
przyrządu potrafił narysować idealny w kształcie okrąg.
Prawdopodobnie był to jedyny powód, dla którego Pan Czesław miał
szanse pozostać w wytwórni aż do emerytury. Nikt nie wiedział,
kiedy miałoby to nastąpić, bo nikt, włącznie z kadrową, nie
znał wieku Pana Czesława. A nikt pytać nie śmiał.
O
codziennym sławieniu swego błogostanu przez Pana Czesława można
by powiedzieć, że sławił go dość szczególnie, bo swoim
zachowaniem. Nie mniej szczególnym. Ooo!, bo Pan Czesław potrafił
się zachować. Kiedyś, na przykład, w czasie szczytu
komunikacyjnego, gdy milicjant na skrzyżowaniu kierował ruchem, ze
spontaniczną pomocą przyszedł mu Pan Czesław. Wdzięczni
kierowcy, którzy wszak znali Pana Czesława, zupełnie naturalnie
wybaczyli mu (o, przepraszam – wybaczyli Panu Czesławowi, oczywiście) tych kilka powstałych w takiej chwili stłuczek.
Niemal
rytuałem było, że gdy Pan Czesław wchodził do pijalni piwa (pod
względem hołdowania zasadzie niewylewania za kołnierz Pan Czesław
nie odbiegał od bździochowskiej średniej statystycznej; ba, on ostro ją ciągnął w górę),
znajdowali się życzliwi, w niemałych ilościach zresztą, którzy
odstępowali swoje nadpite kufle Panu Czesławowi. Ci, którzy byli z
Panem Czesławem w bardziej zażyłych stosunkach, zagadywali o
pogodę, zdrowie czy też inne, nie mniej znaczące sprawy. Pan
Czesław zwykł był odpowiadać z godnością:
– W
normie. Jakoś się kręci – co, zważywszy na miejsce zatrudnienia
Pana Czesława, było trafieniem w dziesiątkę.
Niektórzy
dziennikarze starszego pokolenia przyrównywali taką odpowiedź do
słynnego zdjęcia niegdysiejszego pierwszego sekretarza partii z
pierwszej strony poczytnego wówczas – siłą rzeczy – dziennika,
na którym to zdjęciu sekretarz spogląda na zegarek. Dla laika niby
nic z tego nie wynikało, lecz dla wtajemniczonych… Tak, takiego
formatu człowiekiem był Pan Czesław.
Kiedy Pan
Czesław po raz pierwszy pojawił się w wytwórni, w której
uprzejmie pozwolił się zatrudnić, strażnik na głośny sygnał
klaksonu, wybiegł otwierać bramę. W bramie stał Pan Czesław i za
pomocą ust i zwiniętej w trąbkę dłoni idealnie naśladował
klakson samochodowy. Nieświadomy wielkości znajdującego się przed
nim człowieka, strażnik nieco Pana Czesława obsobaczył za ten –
jak go nazwał – chamski wybryk. Jednakże pod łagodnym wzrokiem
Pana Czesława umilkł. Po mniej więcej tygodniu przywykł do
takiego sposobu wchodzenia Pana Czesława do wytwórni, a po miesiącu
byli już w takiej komitywie, że strażnik zaliczał się do tych
bywalców pijalni piwa, którzy prócz odstąpienia nadpitego kufla z
piwem, mogli jeszcze zagadywać Pana Czesława o pogodę i zdrowie. Bo
być tak blisko z Panem Czesławem było zaszczytem.
À
propos pogody. Pan Czesław przepowiadał ją w sposób idealny. Nie
zdarzyło się, aby nie trafił ze swoją przepowiednią. Gdy więc
pytano się go (o rany! znów nietakt – oczywiście, że pytano się Pana Czesława) we wspomnianych wyżej okolicznościach o aurę, Pan
Czesław niezmiennie odpowiadał:
– Lepsza
taka pogoda niż żadna.
Podobno
interesowała się Panem Czesławem telewizja, chcąc zaproponować
Panu Czesławowi stanowisko prezentera pogody. Lecz – jak się
nieoficjalnie dowiedziano – patriotyzm lokalny nakazywał Panu
Czesławowi trwać przy macierzystym zakładzie. Ze swą zdolnością
rysowniczą Pan Czesław był potrzebny wytwórni, gdyż jego
umiejętność odręcznego rysowania okręgów bardzo była przydatna
w produkcji o takim profilu, natomiast przedstawiane na telewizyjnych
planszach izobary nigdy swym kształtem nawet do koła się nie
zbliżają.
Tak, bo Pan
Czesław to po prostu Pan Czesław.
cdn…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz