niedziela, 6 listopada 2016

136. Tłumaczenie z mało feministyczną puentą

           Fretek Turzyca, wnuk Rogasia Turzycy, niewydarzonego, a może tylko niefortunnego strzelca, który haniebnie psuł statystyki bździochowskiego koła łowieckiego „Strzał na Komorę”, był nie tylko ambitny, ale też i bardzo dociekliwy. Od niemowlęcia. Walcząc o najwyższą średnią z ocen w szkole, chłonął wiedzę jak – nie przymierzając – Pius hrabia Bździochowski alkohol i łaknął jej jak przysłowiowa kania dżdżu. Co to jest kania i co to jest dżdż wiedział już w wieku dwóch lat, kto to jest Pius hrabia Bździochowski – w wieku trzech lat, niebawem miał się dowiedzieć, co to jest alkohol i jaki jest jego wzór chemiczny. Czasami mogłoby się wydawać, że chce wiedzieć wszystko, co tylko można wiedzieć na całym świecie. W każdym razie tak deklarował, wstępując w progi szkolne po raz pierwszy. Wiecznie nagabywał wszystkich w swym otoczeniu o tłumaczenie i wyjaśnianie zjawisk, nad którymi owo otoczenie w ogóle się nie zastanawiało, czy też nawet nie było ich świadome. Nietrudno się domyślić, że bardzo szybko stało się to męczące. O ile w wieku oseskowym wzbudzało zachwyt, w wieku przedszkolnym – podziw, w wieku wczesnoszkolnym – zrozumienie, to już na etapie czwartej klasy było irytujące, a później to już wszyscy mieli tego powyżej uszu. Nie ma odpowiedniego cenzuralnego słowa określającego stan osób nagabywanych wiecznymi pytaniami przez Fretka. Lecz Fretek się tym nie zrażał i parł do przodu ze zdobywaniem wiedzy ile wlezie. A właziło, jako się rzekło, wszystko.
          Jednego dnia zagadnął ojca o to, do czego służą człowiekowi palce. Do czego służą ręce, już wiedział. Ojciec Fretka, Przechwał Turzyca, któremu nawał pytań zadawanych przez potomka już dawno się przejadł, a nawet przelał uszami, nie chcąc jednakże okazać wobec niego niecierpliwości tudzież wstrętu, podszedł do zagadnienia z całkowitą, chociaż udawaną, powagą.
          – Otóż synu – rzekł niemal z patosem – patrz się i słuchaj. – Te palce – tu zamachał przed oczami Fretka kciukami, zginając je kilkakrotnie – służą do naciągania i poprawiania szelek. Wsunął kciuki za gumowe szelki podtrzymujące spodnie na wydatnym brzuchu, i przesunął nimi kilkakrotnie w górę i w dół, naciągając szelki. Te zaś strzeliły o jego tors, gdy wyciągnął palce spoza nich.
          – Aha – Fretek skinął głową ze zrozumieniem, a tato tłumaczył dalej.
          – Te palce to są palce wskazujące. – Mówiąc, demonstrował odpowiednio sytuacje. – Kierujesz je na wybraną rzecz lub osobę i mówisz: „To jest coś tam lub ty zrobisz to a to”.
          – Aha.
          – Te palce – wskazał na serdeczne – służą do noszenia obrączki, pierścionka, sygnetu i tak dalej. Refleks światła błysnął na okazanym na palcu złotym krążku.
          – Aha.
          – Te z kolei – wysunął małe palce – służą na przykład do dłubania w uchu. I podłubał sobie w uchu.
          – Aha. Ale tato, pominąłeś te palce – rezolutnie odezwał się Fretek, demonstrując wyprostowane palce środkowe.
          – Aaa – odparł ojciec. – Do czego służą te palce, powiem ci, jak się ożenisz. – I zakończył rozmowę.
          Tak pobudzona ciekawość trzymała Fretka w napięciu przez wiele lat. W końcu i tak się stało, że się ożenił, a krótko potem podążył do ojca celem wysłuchania reszty wykładu na temat palców. A konkretnie był ciekaw informacji na temat palców środkowych. Tato mocno zmarszczył czoło, co było oznaką przeszukiwania pamięci, i trwało to dobrą chwilę. W końcu przypomniał sobie tamto tłumaczenie. W końcu, bo przez wszystkie lata od tamtego dnia był zasypywany przez Fretka pytaniami miliony razy. Jeśli nie więcej. I tyle dał odpowiedzi. Odnalezienie więc właściwej wiedzy, niczym pliku na dysku komputera, wymagało gruntownego przegrzebania zasobów pamięciowych.
          – Posłuchaj mnie synu – rzekł wreszcie jak zwykle z całkowitą, choć udawaną powagą. – Do czego służą wszystkie pozostałe palce, już wiesz.
          – Tak, wiem – szybko odparł Fretek i z niecierpliwością oczekiwał reszty wyjaśnienia.
          – A tymi palcami – tato niemal z namaszczeniem wysunął oba swoje wyprostowane środkowe palce i podsunął je pod nos dorosłego syna. Następnie podniósł je i zbliżył do swojej głowy. Fretek z najwyższym napięciem z niecierpliwością posuniętą do ostatnich granic przestępował z nogi na nogę. – A tymi palcami – powtórzył ojciec – popukaj się w głowę, coś ty najlepszego zrobił.

          cdn…


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz