sobota, 4 lutego 2017

149. Aby było romantycznie

          Felicyt Lukier był dżentelmenem w każdym calu i z tego był znany w całych Bździochach. Zdaniem bodaj wszystkich mieszkanek Bździochowej Doliny był, a raczej powinien być dla innych mężczyzn wzorem do naśladowania. I nie chodzi tu tylko o tak trywialne wręcz elementy dobrych manier, jak przepuszczanie kobiet przodem w drzwiach, całowanie w rękę podczas powitania, częste obdarowywanie kwiatami, czy podawanie ręki podczas wysiadania z tramwaju. Felicyt Lukier w ogóle zachowywał się szarmancko i elegancko w każdej sytuacji i dlatego ilekroć panie miały zastrzeżenia co do postępowania swoich adoratorów, bez obawy pomyłki mogły powołać się na niego – chodzącą doskonałość, encyklopedię savoir-vivreu, wzorzec bon-tonu, ogłady i konwenansów. Felicyt z powodzeniem mógłby trafić do Sevres, do Międzynarodowego Biura Miar i Wag jako wzorzec dżentelmena idealnego.
          Ale i jemu w czasach młodości, powtarzając za poetą – durnej i chmurnej, zanim doszlifował swoje maniery do stanu, w którym można by je nazwać doskonałymi, zdarzały się przygody nie przynoszące mu chwały i na pewno nie nadające się jako wzór do naśladowania. Najprościej byłoby zrzucić winę na alkohol, bo nie przynoszące mu chluby poczynania zdarzały się właśnie, gdy wypił ciut za wiele. 
          Jedna z takich historii przydarzyła mu się na Mazurach, gdzie spędzał swoje studenckie wakacje. Dodajmy, że nie samotnie, a w towarzystwie licznego grona koleżanek i kolegów, stanowiących kilka załóg żeglarskich. Pewnego wieczoru po solidnie zakrapianej kolacji w jednej z licznych knajpek towarzystwo wracało na swoje łodzie. U boku Felicyta maszerowała – o ile wężowy, niepewny krok całego grona można byłoby nazwać maszerowaniem – szła koleżanka – dziewczę hoże i chyże. I gdy tak sobie maszerowali tym wężowym krokiem, Felicytowi przypomniała się pewna sytuacja ze schroniska turystycznego, kiedy to jeden z jego kolegów dał popis swoich umiejętności podrywania dziewczyn. Kolega ten, imieniem Bałamut, idąc po schodach do swojego pokoju na piętrze, napotkał całkowicie mu obcą dziewczynę, idącą właśnie w dół. Bez ceregieli objął ją ramieniem, po czym zaproponował zwiedzenie pięterka. Na śniadanie wychodzili razem, z jego pokoju. Tę scenę mając w pmięci, Felicyt objął towarzyszące mu dziewczę ramieniem i zaproponował zwiedzenie pobliskich krzaków. Koleżanka stanowczo się wymówiła. Na drugi dzień, po wytrzeźwieniu, Felicyt z ogromnymi wyrzutami sumienia, poszedł do koleżanki z przeprosinami. Sumitował się okropnie, kajał i walił w piersi. 
          – Wiesz – mówił – strasznie cię przepraszam, za dużo wypiłem, ja nie jestem taki, jak myślisz 
          I tak dalej, w tym stylu. A dziewczyna na to: 
          – O key, nic takiego się nie stało, nie ma o czym mówić 
          I tak dalej, w tym stylu. Po czym dodała coś, nad czym Felicyt Lukier zastanawiał się przez długie lata: 
          – No, ale żeby tak bez kwiatka.
 
          
          cdn…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz