sobota, 25 lutego 2017

152. Epopeja narodowa

          Pius hrabia Bździochowski zasadniczo nie krył się ze swoim upodobaniem niewylewania za kołnierz, w czym wytrwale wspomagali go pozostali członkowie triumwiratu – humorysta New Bździochera Trycjan Paszkwilko i uniwersytecki lektor języków paraorientalnych Grzechosław Pyszczozór. Niemniej zanim hrabia przestał zasadniczo się nie kryć, zasadniczo się krył. Zwłaszcza przed żoną – urodziwą panią domu, a ściślej ciasnego dwupokojowego mieszkania w starej kamienicy, zamienionego później na dwustumetrowy apartament na szczycie wieżowca. Chodziło oczywiście wyłącznie o zachowanie pozorów, bowiem hrabina doskonale wiedziała o słabości męża do alkoholu, hrabia zaś domyślał się, że hrabina o tej słabości wie. Ale pozory w dobrze zorganizowanym arystokratycznym domu należało zachować. Dlatego też hrabia z początku używał różnych wybiegów, aby zmylić małżonkę.
           Zdarzyło się, że hrabia od swoich kompanów od kieliszka dostał w prezencie butelkę wódki o nazwie Pan Tadeusz. Gorzelnie prześcigały się wówczas w wymyślaniu nazw dla swoich produktów jak najbardziej kojarzących się z patriotyzmem i odwołujących się do symboli narodowych. Ponieważ było to w czasie, gdy hrabia jeszcze zasadniczo krył się ze swoim upodobaniem, które z powodzeniem można by nazwać hobby, paradoksalnie wówczas nie musiał ukrywać, jakiż to prezent otrzymał. Postawił więc flachę na kredensie, by cieszyła oko, zanim zostanie opróżniona. Gdy żona weszła do salonu, hrabia odwołał się do literatury i pochwalił, że dostał epopeję narodową. Pomysł ten przyszedł mu do głowy, gdy sobie przypomniał skecz o komsomolcu Griszy, który pisał do Czapajewa z Paryża szyfrem, aby zmylić cenzurę. Zgodnie z umówionym szyfrem picie wódki nazywał czytaniem książek. Pisał więc Grisza, że w Paryżu księgarnie są na każdym rogu ulicy i że ze znajomymi bardzo dużo czytają. A gdy pewnego wieczoru zaczytali się w domu aż do rana i przeczytali już wszystko, co mieli, pojechali do innego znajomego, który sam pisze i na bieżąco czytali, co on napisał. Znajomy ten miał – jak to kreślił w liście Grisza – mordę… bardzo oczytaną.
           Tak więc swój prezent Pius hrabia Bździochowski nazwał epopeją narodową zainspirowany tym tekstem. Żona tymczasem rozglądała się po salonie, poszukując wzrokiem książki. Nie znajdując jej, zapytała o nią hrabiego. A hrabia wskazał na kredens i zaczął się śmiać, co wprawiło hrabinę w osłupienie, bowiem patrząc we wskazane miejsce, żadnej książki nie widziała. Hrabia coraz głośniej się śmiał, hrabina zaś nie miała pojęcia, z czego jej małżonek się śmieje. Pojęła dopiero na czym polegało qui pro quo, kiedy spojrzała na napis na butelce.
           Jeszcze tego samego wieczoru hrabiemu udało się namówić małżonkę na przeczytanie kilku stronic epopei.
 
           cdn…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz