Pius
hrabia Bździochowski zasadniczo nie krył się ze swoim upodobaniem
niewylewania za kołnierz, w czym wytrwale wspomagali go pozostali
członkowie triumwiratu – humorysta New Bździochera Trycjan
Paszkwilko i uniwersytecki lektor języków paraorientalnych
Grzechosław Pyszczozór. Niemniej zanim hrabia przestał zasadniczo
się nie kryć, zasadniczo się krył. Zwłaszcza przed żoną –
urodziwą panią domu, a ściślej ciasnego dwupokojowego mieszkania
w starej kamienicy, zamienionego później na dwustumetrowy
apartament na szczycie wieżowca. Chodziło oczywiście wyłącznie o
zachowanie pozorów, bowiem hrabina doskonale wiedziała o słabości
męża do alkoholu, hrabia zaś domyślał się, że hrabina o tej
słabości wie. Ale pozory w dobrze zorganizowanym arystokratycznym
domu należało zachować. Dlatego też hrabia z początku używał
różnych wybiegów, aby zmylić małżonkę.
Zdarzyło
się, że hrabia od swoich kompanów od kieliszka dostał w prezencie
butelkę wódki o nazwie Pan Tadeusz. Gorzelnie prześcigały
się wówczas w wymyślaniu nazw dla swoich produktów jak
najbardziej kojarzących się z patriotyzmem i odwołujących się do
symboli narodowych. Ponieważ było to w czasie, gdy hrabia jeszcze
zasadniczo krył się ze swoim upodobaniem, które z powodzeniem
można by nazwać hobby, paradoksalnie wówczas nie musiał ukrywać,
jakiż to prezent otrzymał. Postawił więc flachę na kredensie, by
cieszyła oko, zanim zostanie opróżniona. Gdy żona weszła do
salonu, hrabia odwołał się do literatury i pochwalił, że dostał epopeję
narodową. Pomysł ten przyszedł mu do głowy, gdy sobie przypomniał
skecz o komsomolcu Griszy, który pisał do Czapajewa z Paryża
szyfrem, aby zmylić cenzurę. Zgodnie z umówionym szyfrem picie
wódki nazywał czytaniem książek. Pisał więc Grisza, że w
Paryżu księgarnie są na każdym rogu ulicy i że ze znajomymi
bardzo dużo czytają. A gdy pewnego wieczoru zaczytali się w domu
aż do rana i przeczytali już wszystko, co mieli, pojechali do
innego znajomego, który sam pisze i na bieżąco czytali, co on
napisał. Znajomy ten miał – jak to kreślił w liście Grisza –
mordę… bardzo oczytaną.
Tak
więc swój prezent Pius hrabia Bździochowski nazwał epopeją
narodową zainspirowany tym tekstem. Żona tymczasem rozglądała się
po salonie, poszukując wzrokiem książki. Nie znajdując jej,
zapytała o nią hrabiego. A hrabia wskazał na kredens i zaczął
się śmiać, co wprawiło hrabinę w osłupienie, bowiem patrząc we
wskazane miejsce, żadnej książki nie widziała. Hrabia coraz
głośniej się śmiał, hrabina zaś nie miała pojęcia, z czego
jej małżonek się śmieje. Pojęła dopiero na czym polegało qui
pro quo, kiedy spojrzała na napis na butelce.
Jeszcze
tego samego wieczoru hrabiemu udało się namówić małżonkę na
przeczytanie kilku stronic epopei.
cdn…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz