Nowe
szło przez Bździochową Dolinę aż huczało. Hieronim Snopałko,
który onegdaj wykupił jedyny istniejący we wsi sklep
spożywczo-przemysłowy, siedział w swoim doskonale pod każdym
względem wyposażonym biurze hipermarketu o nazwie Galeria
Dobrości for You i retrospektował. Przed
nim, na blacie ogromnego biurka na wysoki połysk, po obu stronach
wielkiego monitora multimedialnego leżały dwa smartfony –
służbowy i prywatny. Za pomocą tych trzech urządzeń z łatwością
zarządzał całym swoim interesem. Patrzył na trzy kolorowe ekrany
– jeden ekran duży i dwa małe ekraniki, i niemalże z przysłowiową
łezką w oku wspominał dawne, siermiężne czasy okresu przed i tuż
po transformacji.
Wiele
lat temu, kiedy jeszcze był ekspedientem, czekał i czekał aż w
końcu założą w sklepie telefon. Nie był on tam specjalnie
potrzebny, bo i tak przywożono z centrali tylko to, co uważano za
potrzebne na wsi, ale telefon to było „COŚ”
– symbol nobilitacji, nowoczesności i dobrobytu, za czym wówczas
każdy z utęsknieniem wyglądał. Nieważne, że nie miał to być
prywatny telefon Snopałki, a tylko sklepowy, ale jakże by wtedy
urosła ranga sklepu, a przy okazji i jego. Doczekał się telefonu
po dziewiętnastu latach. Dobre i to.
Kiedy
się już miało ku lepszemu i Snopałko był już właścicielem
tego sklepu, nagle wszystko się zmieniło i zaoferowano mu kilka
numerów telefonów. Praktycznie podłączonoby mu tyle linii
telefonicznych, ile by tylko zapragnął. Skorzystał z dwóch, z
czego do jednej podłączył fax. Po pewnym czasie, gdy wszystko
rwało do przodu, przeszedł na telefonię komórkową, której dwa
najnowocześniejsze egzemplarze właśnie spoczywały na biurku przed
nim.
Podobnie
było z samochodami. Najpierw o prywatnym mógł tylko pomarzyć.
Kupił ze złomu starego żuka,
wyremontował go w zaprzyjaźnionym warsztacie kółka rolniczego i
jeździł nim po całym kraju, penetrując magazyny i starając się
jakoś zaopatrzyć w towar swój sklep. Później kupił
przechodzonego forda i w gęsto powstających hurtowniach prywatnych
wyszukiwał coraz bardziej atrakcyjne artykuły, następnie wziął w
leasing dużego busa i zwoził, zwoził i zwoził, aż wreszcie
doszedł do tego, że – jak teraz – siedział za biurkiem, a
sznur tirów czekał przed magazynem na rozładunek.
Rozmyślając
nad tym wszystkim przypomniał sobie sytuację sprzed lat, kiedy to
nowe dopiero zaczęło się rozpychać łokciami, powoli usuwając
stare do lamusa. Zawezwano go do powiatu na pocztę, bo tam miał o
określonej porze odebrać ważny telefon z centrali. Kiedy już
połączenie się dokonało, usłyszał w słuchawce miły kobiecy
głos:
–
Proszę pana – mówił ów głos – pańskie podanie zostało
rozpatrzone pozytywnie i skierowane do realizacji. Za dziesięć lat
– tu padła konkretna data – podłączymy panu w domu telefon.
W
Snopałkę jakby piorun strzelił, ale ponieważ pani po drugiej
stronie linii była bardzo miła, nie wypadało odpowiedzieć jej
opryskliwie. Zapytał więc uprzejmie:
–
Przepraszam, a czy to będzie rano, czy po południu?
Głos
pani nie krył zdziwienia:
–
A jakie to ma znaczenie? Przecież to będzie za dziesięć lat.
–
A ma, proszę pani – odrzekł Snopałko. – Chodzi o to, żebym
był w domu, bo właśnie tego dnia po południu będę odbierał
nowego wartburga.
Ponieważ
pani zaniemówiła, Snopałko zakończył rozmowę uprzejmym „Do
widzenia”.
cdn…