Inkaust
Gęsiopiór zanim się zabił, naśladując w parku latającego
pegaza, nauczał literatury w jednym z bździochowskich gimnazjów.
Lecz czy tak bardzo przeżywał treści omawianych dzieł, że
potrafił się utożsamiać z ich bohaterami, czy może w zupełnie
naturalny sposób chwilowo się w nich przeobrażał, albo też
doznawał przy każdym utworze swoistego déjà
vu, a może wręcz
przeciwnie – jamais
vu, tego już się
nigdy nie dowiemy. Jedno jest pewne – był doskonałym
nauczycielem, „spod
którego ręki”
wychodziła młodzież oczytana, światła i o szerokich horyzontach
myślowych. Jego odejście było niepowetowaną stratą dla szkoły,
w której uczył, całego
środowiska nauczycielskiego i oczywiście dla społeczeństwa
bździochowskiego.
Ale
we wspominkach przywołuje się raczej nie traumatyczne zdarzenia,
lecz zabawne historyjki, w których uczestniczył, często nawet
mimo woli. Jeden z takich humorystycznych epizodów miał miejsce,
gdy do tegoż gimnazjum uczęszczał Trycjan Paszkwilko, późniejszy
humorysta New
Bździoch Timesa.
Zbiegło się to też w czasie ze
wspólnym zajmowaniem
przez
Paszkwilkę
ławki
z
Grekiem,
Bachusem Winnicjasem. Obu tych młodzieńców rozpierała wówczas
energia i tryskali pomysłami, jakich nie powstydziłby się nawet
baron Münchhausen. To
właśnie oni odegrali swoisty spektakl „gastronomiczny”,
o którym potem krążyły
famy po całej szkole, a nawet jeszcze szerzej.
Mimo
zaciekawienia omawianą właśnie na lekcji lekturą, nieokiełznana
wyobraźnia podpowiedziała Paszkwilce, co mógłby zrobić ze
szpulką
nici, którą niby przypadkiem miał w kieszeni. W
pomysł ten zaraz wtajemniczył Bachusa, który – można by
powiedzieć – już na to czekał, bo od dłuższej chwili
przyglądał się z zaciekawieniem poczynaniom
kolegi.
Trycek zakradł
się na czworakach do
kwietnika
stojącego
w pobliżu nauczycielskiej katedry, gdzie
następnie dyskretnie
przywiązywał koniec nitki do podłużnego liścia stojącego na
kwietniku kwiatu.
Inkaust Gęsiopiór chodził wtedy po klasie i nie zauważył działań
Paszkwilki. Kiedy zaś usiadł i dalej rozprawiał o omawianym
dziele, kątem oka zauważył, że stojący obok niego kwiat pochyla
się co chwilę. Można było odnieść wrażenie, że kwiat
przytakuje jego słowom. W pierwszej chwili zignorował ruchy kwiatu,
sądząc, że to być może przeciąg go porusza. Lecz po chwili
uświadomił sobie, że przecież
żadnego
przeciągu nie ma. Uniósł
nad czoło swoje okulary w drucianej oprawce i przyjrzał się
baczniej przytakującej mu roślinie. Wtedy dojrzał nitkę. Wstał i
ujął
w palce jej koniec, po czym powiedział:
– A
teraz pójdziemy po nitce do kłębka. – Po czym ruszył wzdłuż
nitki, przesuwając po niej ręką.
Sprawa
mogła szybko mieć swój finał, lecz Paszkwilko zachował zimną
krew i podał szpulkę Bachusowi. Ten, nie w ciemię bity, przekazał
ją koledze siedzącemu w sąsiedniej ławce. Ten z kolei podał ją
następnemu i tak szpulka zaczęła krążyć po klasie, cały czas
się rozwijając. Nauczyciel
ambitnie podążał dalej wzdłuż nitki, co chwilę powtarzając
przysłowiowe: „Po
nitce do kłębka”.
Z czasem musiał się nieźle nagimnastykować, wręcz przedzierać
przez coraz większą gmatwaninę nici, aby móc dalej iść
obranym
tropem. W niedługim czasie klasa wyglądała jakby była omotana
wielką siecią pajęczą, lecz Gęsiopiór tego nie zauważał i
parł do przodu prowadzony przez nić, trzymaną cały
czas
w
dłoni. Po
szpulce zawierającej pierwotnie pięćset metrów nitki,
dotychczasowy jej ubytek nawet nie był zauważalny. Wreszcie stało
się tak, że Gęsiopiór tak się zamotał w nicianej sieci, że nie
miał ruchu. Klęczał zdesperowany w powyginanej na wszystkie strony
pozycji i miał już serdecznie dość wszystkiego: kwiatów,
śmiejących się uczniów i czego tylko, bo nawet uwierającej go w
stopę skarpety. Z trudem udało mu się usiąść na podłodze i w
tej pozycji, cały zasupłany w nici, gotów był dalej prowadzić
lekcję.
Z opresji wybawił go dzwonek na przerwę, po
którym uczniowie gremialnie oferowali mu pomoc w wydostaniu się z
matni.
I
w taki to sposób nie udało się dojść Inkaustowi Gęsiopiórowi po
nitce do kłębka.
cdn…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz