Napięcie
w Bździochach rosło z każdą chwilą i pewnie tylko dlatego nie
sięgnęło zenitu, że noc
miała
się ku końcowi
i lada moment można
się było spodziewać pojawienia jutrzenki.
Bodaj wszystkim
mieszkańcom nie
przeszkadzała późna pora. Siedzieli
z nosami
przyklejonymi
do telewizorów i
zadawali sobie najważniejsze tej
niezwykłej
nocy
pytanie: „Czy
padnie rekord?”.
Można by odnieść wrażenie, że i oseski, i
dzieciątka jeszcze nienarodzone, ba,
nawet te jeszcze niepoczęte oraz staruszkowie i ci, którzy niedawno
opuścili ziemski
padół, a
których duch jeszcze się pałętał wśród żywych, wpatrzeni
w ekrany z zapartym
tchem śledzili
rozwój wydarzeń. A właściwie
jednego wydarzenia. Bo
tej
nocy
tylko jedna jedyna rzecz była naprawdę istotna. Czy padnie rekord?
Bohaterowie
biorący
udział w tych – chciało by się powiedzieć – zawodach, bo w
pewnym sensie były to zawody, mimo
że bez konkurencji,
dawali z siebie wszystko. Ich
poczynania pilnie śledziły wszędobylskie
kamery. To dzięki
kamerom
właśnie
telewidzowie w domach
oraz licznie zebrani przed gęsto rozmieszczonymi w całej wsi
telebimami mogli ujrzeć zmęczenie
na twarzach owych
bohaterów wywołane
wielogodzinnym wysiłkiem. Podkrążone
oczy, bladość twarzy i nieco już spowolnione ruchy. Braku
snu
nie były w stanie zrekompensować serwowane pożywne
kanapki, choć
te na pewno w jakimś stopniu regenerowały nadwątlone siły aktorów
tego spektaklu.
A
spektakl trwał. I napięcie rosło. Niecierpliwcy na własną rękę
starali się robić obliczenia, lecz siłą rzeczy były one
pobieżne, a więc nieprecyzyjne i ostatecznego wyniku nie sposób
było przewidzieć. Jedyne co mogli zrobić bździochowianie, to
trzymać kciuki za sukces i mieć nadzieję, że padnie rekord.
Wraz
ze świtaniem zaczęło
się oficjalne podliczanie. Szło bardzo sprawnie. Licznik
kręcił się
jak szalony, a wraz
z jego obrotami jeszcze bardziej podnosiło się napięcie i gdzieś
tam już zaczynała
świtać
myśl o zbliżającej
się euforii związanej
z rekordem. Wynik był wyświetlany na ekranie
ogromnego elektronicznego liczydła w studiu telewizyjnym i widoczny
w każdym domu na ekranie telewizora.
A tam mało kto
rezygnował z oglądania relacji, by pójść spać. Winogrona gapiów
przed telebimami też się nie przerzedzały. Nic dziwnego. Tyle
czekania miałoby pójść na marne? O, nie! Ciekawość ostatecznego
wyniku przykuwała wszystkich do miejsc.
Wczesnym
rankiem licznik
wreszcie się zatrzymał, a prowadzący z dumą i z
wielkim entuzjazmem ogłosił wynik: „Ponad
osiemdziesiąt jeden milionów!”.
„Hurrra!”
– wyrwało się bodaj ze wszystkich bździochowskich gardeł.
„Hurrra!”
– zabrzmiało we wszystkich domostwach i przez okna wylało się na
ulice, gdzie połączyło się z „Hurrra!”
przed telebimami. „Hurrra!”
– niczym grom przetoczyło
się
przez Bździochową Dolinę i poniosło hen
w dal. Tak przez
wszystkich wyczekiwany
i
wymarzony
rekord padł.
W
największej sali ratusza twórcy tego sukcesu –
bździochowscy radni
gratulowali sobie wzajemnie i powoli zmierzali do wyjścia.
Osiemdziesiąt jeden
milionów kart ustaw w ciągu jednej nocy to naprawdę jest wynik nie
w kij dmuchał.
cdn…