sobota, 13 stycznia 2018

198. Podwórkowy Grunwald

           Nie jest i nigdy nie było tajemnicą, że bździochowska młodzież nie przepadała za czytaniem lektur szkolnych i pod tym względem nie różniła się od swych rówieśników w całym kraju. Wyjątkiem są sienkiewiczowscy Krzyżacy”, zwłaszcza że powieść została sfilmowana, co bardzo ułatwiało „czytanie”. Przedstawiona w książce bitwa pod Grunwaldem szczególnie trafiała do wyobraźni czytelników, a rok, w którym to wydarzenie miało miejsce, jest od zawsze sztandarową wiedzą historyczną każdego bździochowskiego patrioty.
           Data bitwy pod Grunwaldem jest podstawową (czasem jedyną) wiedzą, którą można się popisać, toteż robi się z niej najprzeróżniejszy użytek. Są tacy, którym owa data tak wryła się w pamięć, że będąc już w wieku dojrzałym, wykorzystują ją praktycznie na pożytek swój i swoich znajomych. Dla nich rok 1410 jest zaszyfrowaną informacją, kluczem do produkcji pewnego napoju metodą domową. Bo 1 oznacza jeden kilogram cukru, 4 – cztery litry wody, a 10 to dziesięć deko drożdży. Nie trzeba dodawać, co z tego będzie, gdy się to wszystko do siebie doda.
           Ale bywa też, że znajomość daty pamiętnej bitwy prowadzi do bardziej wzniosłych działań niż przytoczone wyżej. Oto bździochowska dzieciarnia postanowiła pewnego razu odegrać opisaną w powieści i przedstawioną w filmie bitwę w ramach zabawy podwórkowej. Po wielu sporach (wiadomo, nikt nie chciał być Krzyżakiem) udało się jakoś sklecić dwie armie i postawić je przeciwko sobie z zadaniem walki na śmierć i życie. By jednak historycznej prawdzie stało się zadość, musiała się odbyć scena z poselstwem do króla polskiego. Przybyli więc dwaj krzyżaccy rycerze i wbiwszy miecze w ziemię, wypowiedzieli znaną formułkę: Królu, dajemy ci te dwa miecze… itd. A właściwie mówił tylko jeden, bo drugi w tym czasie jadł jabłko. Wypowiedź posła była zharmonizowana z czynnością drugiego mniej więcej tak – jedno słowo, jedeno ugryzienie. Obaj posłowie wpatrywali się uważnie w oblicze polskiego króla, zgodnie zresztą z pierwowzorem.
Pod koniec tyrady jedzący jabłko posłaniec zauważył, że jest ono robaczywe. Nie bacząc tedy na etykietę i zasady dyplomacji, zaczął pluć tym, czego jeszcze nie przełknął i na nieszczęście opluł króla. Była to zniewaga, której absolutnie nie można było zlekceważyć, czy też puścić płazem, więc nie do końca już zgodnie ze scenariuszem rycerstwo polskie natarło na wraże wojska krzyżackie i… co tu dużo mówić – rozgromiło je. Tym razem całkiem zgodnie ze scenariuszem i prawdą historyczną.
           Na tym można by zakończyć tę historię, gdyby nie przewrotny wniosek, jaki się nasuwa. Bo może taki był rzeczywisty powód bitwy, a Sienkiewicz nie chcąc rzeczy trywializować (w końcu pisał ku pokrzepieniu serc), rozbudował sceny batalistyczne, tchnąc w nie niesamowitą dramaturgię.

           cdn…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz