sobota, 27 stycznia 2018

200. Rekord

           Napięcie w Bździochach rosło z każdą chwilą i pewnie tylko dlatego nie sięgnęło zenitu, że noc miała się ku końcowi i lada moment można się było spodziewać pojawienia jutrzenki. Bodaj wszystkim mieszkańcom nie przeszkadzała późna pora. Siedzieli z nosami przyklejonymi do telewizorów i zadawali sobie najważniejsze tej niezwykłej nocy pytanie: Czy padnie rekord?. Można by odnieść wrażenie, że i oseski, i dzieciątka jeszcze nienarodzone, ba, nawet te jeszcze niepoczęte oraz staruszkowie i ci, którzy niedawno opuścili ziemski padół, a których duch jeszcze się pałętał wśród żywych, wpatrzeni w ekrany z zapartym tchem śledzili rozwój wydarzeń. A właściwie jednego wydarzenia. Bo tej nocy tylko jedna jedyna rzecz była naprawdę istotna. Czy padnie rekord?
           Bohaterowie biorący udział w tych – chciało by się powiedzieć – zawodach, bo w pewnym sensie były to zawody, mimo że bez konkurencji, dawali z siebie wszystko. Ich poczynania pilnie śledziły wszędobylskie kamery. To dzięki kamerom właśnie telewidzowie w domach oraz licznie zebrani przed gęsto rozmieszczonymi w całej wsi telebimami mogli ujrzeć zmęczenie na twarzach owych bohaterów wywołane wielogodzinnym wysiłkiem. Podkrążone oczy, bladość twarzy i nieco już spowolnione ruchy. Braku snu nie były w stanie zrekompensować serwowane pożywne kanapki, choć te na pewno w jakimś stopniu regenerowały nadwątlone siły aktorów tego spektaklu.
           A spektakl trwał. I napięcie rosło. Niecierpliwcy na własną rękę starali się robić obliczenia, lecz siłą rzeczy były one pobieżne, a więc nieprecyzyjne i ostatecznego wyniku nie sposób było przewidzieć. Jedyne co mogli zrobić bździochowianie, to trzymać kciuki za sukces i mieć nadzieję, że padnie rekord.
           Wraz ze świtaniem zaczęło się oficjalne podliczanie. Szło bardzo sprawnie. Licznik kręcił się jak szalony, a wraz z jego obrotami jeszcze bardziej podnosiło się napięcie i gdzieś tam już zaczynała świtać myśl o zbliżającej się euforii związanej z rekordem. Wynik był wyświetlany na ekranie ogromnego elektronicznego liczydła w studiu telewizyjnym i widoczny w każdym domu na ekranie telewizora. A tam mało kto rezygnował z oglądania relacji, by pójść spać. Winogrona gapiów przed telebimami też się nie przerzedzały. Nic dziwnego. Tyle czekania miałoby pójść na marne? O, nie! Ciekawość ostatecznego wyniku przykuwała wszystkich do miejsc.
           Wczesnym rankiem licznik wreszcie się zatrzymał, a prowadzący z dumą i z wielkim entuzjazmem ogłosił wynik: Ponad osiemdziesiąt jeden milionów!. Hurrra! – wyrwało się bodaj ze wszystkich bździochowskich gardeł. Hurrra! – zabrzmiało we wszystkich domostwach i przez okna wylało się na ulice, gdzie połączyło się z Hurrra! przed telebimami. Hurrra! – niczym grom przetoczyło się przez Bździochową Dolinę i poniosło hen w dal. Tak przez wszystkich wyczekiwany i wymarzony rekord padł.
           W największej sali ratusza twórcy tego sukcesu – bździochowscy radni gratulowali sobie wzajemnie i powoli zmierzali do wyjścia. Osiemdziesiąt jeden milionów kart ustaw w ciągu jednej nocy to naprawdę jest wynik nie w kij dmuchał.

cdn…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz