sobota, 10 lutego 2018

202. Bardzo ostry dyżur

           Łubudon Łubudonowicz Napierdłutow, Rosjanin, zawodowy artysta-rzeźbiarz, nieprzypadkowy przyjaciel Napierstka Łomota, także zawodowego artysty-rzeźbiarza, tego samego, który mimo niefortunnego zaprezentowania swojej pracy wpisowej, czyli tryptyku w granicie, został jednak członkiem Stowarzyszenia Tępych Inteligentów, odwiedziwszy na zaproszenie swego kolegi po fachu Bździochy, znalazł w nich przyjazny dla siebie klimat. Bardzo szybko dowiedział się, co to znaczy nie wylewać za kołnierzi tę właśnie kwestię uznał za najistotniejszy element tegoż klimatu. Wraz z Napierstkiem zanurzył się po szyję w życiu towarzyskim Bździochów, czyli wyruszył wraz z nim w podróż szlakiem barów kresowych, co pozwoliło mu na dogłębne przeanalizowanie, przyswojenie i utrwalenie obowiązującej tu zasady niewylewania za kołnierz. Ten zwyczaj prawdę mówiąc, nie był mu wcale obcy, toteż bez najmniejszego trudu przeszedł etap nowicjatu oraz dla średnio zaawansowanych, błyskawicznie przechodząc do strefy XXL, gdzie znalazł się w gronie elitarnej wierchuszki. Z takim zapałem oddawał się wszechobecnej pasji, że zupełnie nie zwrócił uwagi na zaprezentowane mu przez Łomota wybitne dzieło jego autorstwa, jakim jest pomnik Anonimowego Abstynenta. Zdziwił się jedynie, że takie coś w ogóle istnieje, a zwłaszcza w niewylewających za kołnierz Bździochach.

           Monument ten musiał jednak zrobić na nim wielkie wrażenie, i zostawić w podświadomości mocny ślad, bo od tego momentu Łubudon Łubudonowicz jakby mimowolnie począł dostrzegać pewne, zgoła niespotykane zjawiska. Ba, nie tylko dostrzegać, ale wręcz w nich uczestniczyć. Zaczęło się od tego, że chcąc wygłosić spicz, oparł się niechcący o szklankę, która pękła i mocno skaleczyła mu dłoń. Ponieważ krwawienie było obfite, ranny czym prędzej udał się do najbliższego szpitala na ostry dyżur.

           Mocno się zdziwił, gdy się okazało, że w placówce nie ma nikogo z personelu. Za to na ekranie dużego monitora zawieszonego wysoko na wprost wejścia wyświetliły się instrukcje. I tak zanim podszedł do okienka rejestracyjnego, musiał otrzymać zastrzyk. W tym celu należało wsunąć goły tyłek do wnęki, która się ukazała w stojącej pod ekranem szafie. Metalowa łapka ze strzykawką wbiła mu zgrabnie igłę w pośladek i wcisnęła odpowiednią dawkę środka przeciw zakażeniom. Łubudon Łubudonowicz syknął z bólu, bo urządzenie nie było szczególnie delikatne. Teraz już mógł się zarejestrować za pomocą klawiatury leżącej na ladzie. Podreptał tam ze spuszczonymi spodniami. Następnie napis na ekranie skierował go do gabinetu zabiegowego, gdzie na kolejnym ekranie wyświetliły się następne czynności do wykonania. Tak więc Łubudon Łubudonowicz zgodnie z instrukcją najpierw wsunął goły tyłek do wnęki stojącej w gabinecie szafy, gdzie zaaplikowano mu kolejny bolesny zastrzyk przeciw zakażeniom. Następnie włożył rękę w niewielki okrągły otwór znajdujący się obok. Przez szklaną ściankę widział, jak dwa automatyczne uchwyty, niby ręce pielęgniarki, obmyły, zdezynfekowały, zgrabnie zszyły i zabandażowały dłoń. Pomiędzy tymi wszystkimi czynnościami, pacjentowi zaserwowano kolejne zastrzyki przeciw zakażeniom. Wyglądało to dosyć zabawnie, bo co chwilę musiał wsuwać tyłek do sąsiedniej, zastrzykowej wnęki. Po zakończonym zabiegu otworzyły się drzwi w innej części maszyny, a na ekranie pojawiło się wskazanie, co należy zrobić dalej. W pierwszej kolejności – zastrzyk.

           Z obolałymi pośladkami z szufladki obok wyjął następną karteczkę wraz z receptą. Łubudon Łubudonowicz wyszedł na korytarz, w którego najdalszym końcu stała jeszcze jedna szafa. Jej podobieństwo do poprzednich wskazywało, że ona też należy do systemu. Faktycznie, gdy tylko ranny zbliżył się do niej, drobiąc kroczki, gdyż przezornie nie naciągnął jeszcze spodni, maszyna zażądała karteczki. Gdy już wessała karteczkę i receptę, na ekranie wyświetliła się kwota do zapłaty, a we wnęce obok pojawiły się leki. Ale najpierw oczywiście zastrzyk.
          Łubudon Łubudonowicz Napierdłutow wyszedł z przychodni z piekielnie obolałym tyłkiem, po czym potknął się, bo zapomniał o ściągniętych spodniach, i spadł ze schodów. Uniósł głowę i rozejrzał się dokoła. Towarzystwo nadal piło, a on tylko zdrzemnął się na chwilę z głową opartą o blat stołu. Ucieszył się niezmiernie, że to był tylko zwariowany sen. Taką szczęśliwą okoliczność należało uczcić. Uniósł się na chwiejnych nogach, chcąc wygłosić stosowny spicz. Oparł się przy tym o stół, lecz uczynił to tak niefortunnie, że trafił na szklankę, która pękła i paskudnie rozorała mu dłoń. Na ten widok koledzy postanowili zabrać go na ostry dyżur do najbliższego szpitala. Zupełnie nie mogli zrozumieć, dlaczego Łubudon Łubudonowicz zdecydowanie zaprotestował, łącznie z zapieraniem się nogami i zdrową ręką, po czym z przerażeniem w oczach obwiązał sobie tylko ranę chusteczką do nosa i czmychnął z imprezy. Nikt się nawet nie domyślił, że zamiast do szpitala, Łubudon Łubudonowicz pobiegł złożyć kwiaty pod pomnikiem Anonimowego Abstynenta.



          cdn…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz