Łubudon
Łubudonowicz Napierdłutow, Rosjanin, zawodowy artysta-rzeźbiarz,
nieprzypadkowy przyjaciel Napierstka Łomota, także zawodowego
artysty-rzeźbiarza, tego samego, który mimo niefortunnego
zaprezentowania swojej pracy wpisowej, czyli tryptyku w granicie,
został jednak członkiem Stowarzyszenia Tępych Inteligentów,
odwiedziwszy na zaproszenie swego kolegi po fachu Bździochy, znalazł
w nich przyjazny dla siebie klimat. Bardzo szybko dowiedział się,
co to znaczy „nie
wylewać za kołnierz” i
tę
właśnie kwestię uznał
za najistotniejszy element tegoż klimatu. Wraz
z Napierstkiem zanurzył się po szyję w życiu towarzyskim
Bździochów, czyli wyruszył wraz z nim w podróż szlakiem barów
kresowych, co pozwoliło mu na dogłębne przeanalizowanie,
przyswojenie i utrwalenie obowiązującej tu zasady niewylewania za
kołnierz. Ten zwyczaj prawdę mówiąc, nie był mu wcale obcy,
toteż bez najmniejszego
trudu
przeszedł
etap nowicjatu oraz
dla średnio zaawansowanych, błyskawicznie
przechodząc do strefy
XXL, gdzie znalazł się w gronie elitarnej
wierchuszki. Z takim
zapałem oddawał się wszechobecnej pasji, że zupełnie nie zwrócił
uwagi na zaprezentowane mu przez Łomota wybitne dzieło jego
autorstwa, jakim jest
pomnik Anonimowego Abstynenta.
Zdziwił się jedynie, że
takie coś w ogóle istnieje, a
zwłaszcza w niewylewających za kołnierz Bździochach.
Monument
ten musiał jednak zrobić na nim wielkie wrażenie, i zostawić w
podświadomości mocny ślad, bo od tego momentu Łubudon
Łubudonowicz jakby mimowolnie począł dostrzegać pewne, zgoła
niespotykane zjawiska. Ba, nie tylko dostrzegać, ale wręcz w nich
uczestniczyć. Zaczęło się od tego, że chcąc wygłosić spicz,
oparł się niechcący o szklankę, która pękła i mocno skaleczyła
mu dłoń. Ponieważ krwawienie było obfite, ranny czym prędzej
udał się do najbliższego szpitala na ostry dyżur.
Mocno
się zdziwił, gdy się okazało, że w placówce nie ma nikogo z
personelu. Za to na ekranie dużego monitora zawieszonego wysoko na
wprost wejścia wyświetliły się instrukcje. I tak zanim podszedł
do okienka rejestracyjnego, musiał otrzymać zastrzyk. W tym celu
należało wsunąć goły tyłek do wnęki, która się ukazała w
stojącej pod ekranem szafie. Metalowa łapka ze strzykawką wbiła
mu zgrabnie igłę w pośladek i wcisnęła odpowiednią dawkę
środka przeciw zakażeniom. Łubudon Łubudonowicz syknął z bólu,
bo urządzenie nie było szczególnie delikatne. Teraz już mógł
się zarejestrować za pomocą klawiatury leżącej na ladzie.
Podreptał tam ze spuszczonymi spodniami. Następnie napis na ekranie
skierował go do gabinetu zabiegowego, gdzie na kolejnym ekranie
wyświetliły się następne czynności do wykonania. Tak więc
Łubudon Łubudonowicz zgodnie z instrukcją najpierw wsunął goły
tyłek do wnęki stojącej w gabinecie szafy, gdzie zaaplikowano mu
kolejny bolesny zastrzyk przeciw zakażeniom. Następnie włożył
rękę w niewielki okrągły otwór znajdujący się obok. Przez
szklaną ściankę widział, jak dwa automatyczne uchwyty, niby ręce
pielęgniarki, obmyły, zdezynfekowały, zgrabnie zszyły i
zabandażowały dłoń. Pomiędzy tymi wszystkimi czynnościami,
pacjentowi zaserwowano kolejne zastrzyki przeciw zakażeniom.
Wyglądało to dosyć zabawnie, bo co chwilę musiał wsuwać tyłek
do sąsiedniej, zastrzykowej wnęki. Po zakończonym zabiegu otworzyły
się drzwi w innej części maszyny, a na ekranie pojawiło się
wskazanie, co należy zrobić dalej. W pierwszej kolejności –
zastrzyk.
Z
obolałymi pośladkami z szufladki obok wyjął następną karteczkę
wraz z receptą. Łubudon Łubudonowicz wyszedł na korytarz, w którego najdalszym
końcu stała jeszcze jedna szafa. Jej podobieństwo do poprzednich
wskazywało, że ona też należy do systemu. Faktycznie, gdy tylko
ranny zbliżył się do niej, drobiąc kroczki, gdyż przezornie nie
naciągnął jeszcze spodni, maszyna zażądała karteczki. Gdy już
wessała karteczkę i receptę, na ekranie wyświetliła się kwota
do zapłaty, a we wnęce obok pojawiły się leki. Ale najpierw
oczywiście zastrzyk.
Łubudon
Łubudonowicz Napierdłutow wyszedł z przychodni z piekielnie
obolałym tyłkiem, po czym potknął się, bo zapomniał o
ściągniętych spodniach, i spadł ze schodów. Uniósł głowę i
rozejrzał się dokoła. Towarzystwo nadal piło, a on tylko
zdrzemnął się na chwilę z głową opartą o blat stołu. Ucieszył
się niezmiernie, że to był tylko zwariowany sen. Taką szczęśliwą
okoliczność należało uczcić. Uniósł się na chwiejnych nogach,
chcąc wygłosić stosowny spicz. Oparł się przy tym o stół, lecz
uczynił to tak niefortunnie, że trafił na szklankę, która pękła
i paskudnie rozorała mu dłoń. Na ten widok koledzy postanowili
zabrać go na ostry dyżur do najbliższego szpitala. Zupełnie nie
mogli zrozumieć, dlaczego Łubudon Łubudonowicz zdecydowanie
zaprotestował, łącznie z zapieraniem się nogami i zdrową ręką,
po czym z przerażeniem w oczach obwiązał sobie tylko ranę
chusteczką do nosa i czmychnął z imprezy. Nikt się nawet nie
domyślił, że zamiast do szpitala, Łubudon Łubudonowicz pobiegł
złożyć kwiaty pod pomnikiem Anonimowego Abstynenta.
cdn…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz